Romans z pejczykiem

Romans z pejczykiem

Ten stary, poczciwy masochizm…

I teraz jaką minę ma do tego całego Greya zrobić ktoś, kto nie jest wyposzczoną gospodynią domową z ukończoną zawodówką, w wieku 40+, rozkochaną w telenowelach? OK – można wzruszyć ramionami. Albo to dla nas świeżynka? Albośmy ledwie wczoraj zaczęli czytać o niedopieszczonych damach? Skąd! Żeby nie sięgać w mroki średniowiecza do Abelarda i Heloizy, oto pani Bovary (1857): mąż, prowincjonalny medyk, zabiegany za groszem, jej nie dogodzi, bo ona się naczytała. Jak humanistka z „Pięćdziesięciu twarzy…”. Co stronica, to „burzliwe serca, łzy, szlochy, pocałunki, łódki w blasku księżyca, słowiki w gajach, młodzieńcy odważni jak lwy, łagodni jak baranki, zawsze starannie ubrani i płaczący jak łzawice”. No, i madame Bovary szuka sobie takich nauczycieli miłości w realu. Znajdują się. Ale zamiast łez oferują jej zupełnie inne płyny organiczne.

Ciągnęło się to także u nas. Kto nie pamięta wysferzonej posługaczki Franki, której w powieści Orzeszkowej nie wystarczał zwykły cham? Kto nie współczuł Wokulskiemu, którym gardziła eteryczna lalka Izabela Łęcka, co to pozwalała się obmacywać byle gogusiowi, aby tylko pochodził ze sfer? I to w wagonie kolejowym! A Barbara Niechcic, która od pasa w dół powinna była należeć do hrabiego Tolibowskiego, a musiała do hreczkosieja Bogumiła?

Na Zachodzie takie kawałki leciały i lecą ciurkiem do dziś. Po dwóch sezonach pies z kulawą nogą o nich nie pamięta. Weźmy „Chłopczycę” Victora Margueritte’a. Boże, jaki to był huk pod niebiosa w roku 1922! Autorowi odebrano Legię Honorową! A poszło o to, że w powieści paryski podlotek, zamiast wybaczyć narzeczonemu, że w przeddzień ślubu barłoży się z inną, szuka właściwego le Maître de l’amour (mistrza miłości). A kto przyswoił to śliskie dziełko polskiej publiczności? Ano subtelny liryk Leopold Staff – ten od deszczu jesiennego i „Kwiatków świętego Franciszka”. Cóż, nawet poeci muszą mieć na czynsz, prąd i gaz.

Kartkujmy dalej pożółkłe stronice. W „Kochanku Lady Chatterley” (1928) Davida H. Lawrence’a dama ze sfer gania w celu zaspokojenia do sękatego gajowego. Dlaczego? Bo małżonek jest sparaliżowany od pasa w dół. A o gajowym możemy zacytować, bo nawet w purytańskiej Anglii powieść ukazała się w 1959 r.: „Kiedy cofnął się i opuścił jej ciało tajemniczy, czuły przedmiot, wydała nieświadomy krzyk żalu i usiłowała włożyć go z powrotem. Był taki doskonały! I tak go kochała!” Cóż…

A w tym samym 1959 r. we Francji z kolei wychodzi spod na wpół legalnej prasy książeczka idealnie dopasowana do tylnej kieszeni dżinsów – modnych, bo nosił je sam James Dean. Nazywała się „Emmanuelle” i napisała ją też Emmanuelle (Arsan), sugerując, że to spowiedź jej osobistego materaca. Paryż, zwłaszcza damski, oszalał! Oto Bangkok, sfery dyplomatyczne i francuskie małżeństwo, które ma otwarty stosunek. Emmanuelle zadaje się więc na przemian z paniami i panami, często na oczach małżonka, który jej kibicuje. W dodatku dobiera sobie duchowego przewodnika (Grey! Grey!), homoseksualistę imieniem Mario. Ten przekonuje ją, że oddawanie się przygodnym Azjatom w bramie to szczyt wyrafinowania. Dziełko szybko przeszło z papieru na ekran (1973) i aktorka Sylvia Kristel do dziś (w 2012 r. skończyła sześćdziesiątkę) jest we Francji cieplej wspominana niż Louis de Funes. I nie – przykładowo – bondziaki, lecz „Emmanuelle” była na szczytach kinowych list przebojów we Francji przez całe lata 70. W muzułmańskiej Turcji zresztą też. A pewne kino przy Champs-Élysées puszczało tylko ten jeden film przez kilka lat z rzędu – siedem dni w tygodniu 24 godziny na dobę. Sequeli było co niemiara i nawet Polska ma tu swoje zasługi, bo „piątkę” nakręcił (oczywiście we Francji) Walerian Borowczyk. Ach, jak oni się tam pięknie kochają w secesyjnym wagonie sypialnym! Na finał tryska – szampan.

Zapraszana na wspominki do telewizji pani Kristel wracała do tego Bangkoku z sentymentem. A nie wszystkie panie z branży tak mają. Bo Linda Lovelace z filmu „Głębokie gardło” (1972), pierwszego pornosa wprowadzonego do amerykańskich kin, stanowczo się odżegnywała. Po latach stała się bardzo pobożna. I przeciw niczemu z taką pasją nie występowała jak przeciw pornografii. Bywa.

A w związku z tym sado-maso z Greya nasuwa się tu jeszcze jeden oryginał – Leopold von Sacher-Masoch (zmarły w 1895 r.), zresztą lwowiak. Literat, który od małżonki domagał się codziennej chłosty za pomocą własnej konstrukcji biczyka z gwoździami. To najlepiej motywowało go do pisania. Początkowo wywodził rzewne kresowe historie z życia hajdamaków i żydowskich karczmarzy, ale z czasem przerzucił się na carycę Katarzynę II. Dał historię o tej władczej kobiecie i niejakim por. Mirowiczu (zresztą kompanie Mazepy), który znajdował rozkosz w byciu poniżanym przez kobietę okrutną i lubieżną. Kontynuacja trendu w słynnej „Wenus w futrze”. Tu dama z pejczykiem nosi już swojskie imię Wanda i swojego Seweryna leje jak popadnie.
A Grey? To samo, tylko na opak!

Myśmy to wszystko przyswajali z koszmarnym opóźnieniem (za to do przesytu) dopiero w latach 80. minionego wieku. Zresztą jak wtedy kawałek erotyczny napisał Zbigniew Nienacki („Raz w roku w Skiroławkach”, 1983), to żeby przeczytać coś o pupie Maryni, trzeba było się przedrzeć przez 300 stron opisów przyrody mazurskiej.

Ale to nie jest meta w temacie: Grey a kultura europejska. Bo już znaleźli się uczeni, którzy twierdzą, że pół miliarda kobiet nie może się mylić. Że Grey to nie plewy, lecz „poważny syndrom społeczny”, „trend kulturowy na ogromną skalę”, „zapowiedź poważnej zmiany kulturowej”, „trzeciej fali feminizmu” itd. Eva Illouz, światowej klasy socjolożka, profesor na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, w pracy „Hardkorowy romans” twierdzi, że stoimy u wrót globalnej przemiany. Wertujemy tę pracę w tę i z powrotem i rzeczywiście – o przełomie jest mnóstwo, tylko nie bardzo wiadomo jakim.

Jedyny przełom, jaki na razie przychodzi nam do głowy w związku z Greyem, to zmiana cyfr na koncie autorki oraz pośladka, po którym Mr. Grey klepie swoją Anastasię. Reszta jest pejczykiem.

Foto: materiały prasowe

Strony: 1 2 3

Wydanie: 07/2015, 2015

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy