Rosja się zmienia – rozmowa z Ilją Ponomariowem

Rosja się zmienia – rozmowa z Ilją Ponomariowem

Władimir Putin nie może liczyć na sześć lat spokoju Ilja Ponomariow – (ur. w 1975 r.) członek Rady Centralnej Sprawiedliwej Rosji (SR), od 2007 r. deputowany Dumy Państwowej, jeden z liderów radykalnego Frontu Lewicy. Jako 16-latek otworzył własną firmę, ma za sobą błyskotliwą karierę w biznesie, dużo zakończonych sukcesem wielkich projektów w dziedzinie wysokich technologii. Ilja Ponomariow brał udział w konferencji „Nowa twarz Rosji?” zorganizowanej w Warszawie przez Fundację Batorego. Rozmawia Krzysztof Pilawski Czego spodziewa się pan po sześcioletniej kadencji Władimira Putina? – Nie mam złudzeń – dotychczasowa rola Władimira Putina się nie zmieni. On nadal będzie przede wszystkim wspierał rosyjskich oligarchów, wielki kapitał – zarówno w kraju, jak i za granicą. Przecież Władimir Putin zdobył popularność dzięki rozgromieniu oligarchów. Był pan bardzo wysoko postawionym menedżerem w Jukosie – jego były właściciel, Michaił Chodorkowski, siedzi w kolonii karnej… Borys Bierezowski i Władimir Gusiński szerokim łukiem omijają Rosję, by nie podzielić jego losu. – Trochę pomylił pan kolejność. Władimir Putin najpierw zdobył popularność – m.in. dzięki akcjom militarnym w Czeczenii, a dopiero potem ją wykorzystał, by ograniczać rolę oligarchów. Gdyby nie miał społecznego poparcia, nie zdołałby przeciwstawić się wielkiemu kapitałowi prywatnemu, który w okresie prezydentury Borysa Jelcyna przejął faktyczną władzę polityczną. Jednak Władimir Putin nie zakwestionował istnienia oligarchii jako takiej, on się z nią porozumiał. OLIGARCHIA TRZYMA SIĘ MOCNO W jakiej sprawie? – Podziału wpływów. Oligarchowie zrezygnowali z bezpośredniego udziału w polityce, w zamian Władimir Putin obiecał, że będą zarabiali jeszcze więcej. Kapitał oligarchów jest obecnie znacznie wyższy niż w okresie Jelcyna. W żadnym mieście na świecie nie ma tylu dolarowych miliarderów, ilu jest w Moskwie. Chodorkowski, który krytykował Putina, został poświęcony przez oligarchów. Bierezowski i Gusiński zapłacili za polityczne ambicje. A Roman Abramowicz, który mieszka w Londynie? – On należy do bardzo bliskiego kręgu zaufanych ludzi Putina, hojnie sponsorował jego kampanię wyborczą. Podobne wpływy jak Abramowicz ma na Kremlu jedynie Giennadij Timczenko, przyjaciel prezydenta, który kontroluje eksport ropy. W jaki sposób Władimir Putin wspiera oligarchów? – Choćby poprzez system największego uprzywilejowania podatkowego. Obciążenie podatkowe wielkich rosyjskich przedsiębiorstw jest trzykrotnie niższe niż małych i średnich firm. Mały i średni biznes, który rozwijał się w okresie Jelcyna, po dojściu do władzy Putina jest faktycznie likwidowany. To nie przypadek, że wśród ludzi wychodzących protestować na ulicę jest tak wielu drobnych przedsiębiorców. Oni czują się pognębieni. Z kolei pracownicy wielkich przedsiębiorstw prywatnych urządzali przed wyborami prezydenckimi masówki, wyrażali poparcie dla Władimira Putina. Mówili, że jeśli władzę zdobędzie opozycja, wróci chaos i bieda z czasów Jelcyna. – To była bardzo ciekawa zmiana propagandy. Do niedawna oficjalna propaganda wmawiała obywatelom: głosujcie na władzę, a ona zapewni wam dostatek i pomyślność. Jednym słowem, wiązano z władzą nadzieje na lepsze życie. Przed wyborami prezydenckimi propaganda głosiła: jeśli nie poprzecie Putina, będzie bardzo źle. Nie roztaczano już żadnych optymistycznych wizji, nie składano obietnic. I – co bardzo ważne – po raz pierwszy w oficjalnej propagandzie przyznano, że zmiana władzy w Rosji jest realna. Do tej pory twierdzono, że przeciwnicy Putina to jedynie margines, z którym nie warto się liczyć. Tym razem pokazano alternatywę dla obecnej władzy w postaci Borysa Niemcowa i Władimira Ryżkowa, bardzo niepopularnych polityków z lat 90., którzy są w szeregach opozycji, choć mają niewielkie znaczenie. Dzięki temu media stworzyły obraz: kto jest przeciwko Putinowi, ten chce Niemcowa i Ryżkowa. Ludzie postawieni wobec takiej alternatywy wybiorą, rzecz jasna, Putina. GUBERNATOR NIE CHCE, ALE MUSI Uczestników manifestacji antyrządowych nazywano pomarańczową dżumą, zarzucano, że są finansowani z Zachodu. – Władza sięgnęła do dawno zakorzenionego stereotypu, że opozycja to nie przeciwnicy władzy, lecz przeciwnicy narodu, którzy na zlecenie złowrogich sił realizują antyrosyjską politykę. Znacznie łatwiej zjednoczyć ludzi wobec zewnętrznego niebezpieczeństwa, niż skupić ich wokół obozu rządzącego tracącego popularność. Media bez przerwy przedstawiały opozycję jako siłę będącą na obcych usługach. Na spotkaniach z wyborcami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2012, 2012

Kategorie: Świat