Rozkosze tyrolskiej kuchni

O tej kuchni można spokojnie napisać, że powstała przede wszystkim z myślą o „prawdziwych mężczyznach”. Zwolennicy liczenia kalorii i żywienia się listkami sałaty okraszonymi niegazowaną wodą mineralną raczej nie mają tu czego szukać. Warzywa spełniają w niej przede wszystkim rolę dekoracyjną. I nie ma się czemu dziwić – kuchnia ta wykształciła się w górach, gdzie każdy posiłek musiał być odpowiednio kaloryczny, aby dawał energię do nieustających zmagań z przyrodą. Już tradycyjne tyrolskie śniadanie niejednego dietetyka przyprawiłoby o zawał. Jajko sadzone lub jajecznica na boczku, żółte sery, boczek i wędliny najczęściej goszczą na stołach. Jeżeli gospodarz lub jego sąsiad hodują krowy, do picia dostaniemy świeże mleko i śmietankę. Posiłkowi towarzyszą różne rodzaje pieczywa. Pewną niedogodnością dla przybysza z kraju o innej tradycji kulinarnej może być nawyk dodawania do chleba, zwłaszcza ciemnego, sporej ilości kminku. Obiad pełen kalorii Dopiero główny posiłek dnia to prawdziwa orgia kalorii. Zaczynamy od zup – może to być klarowny rosół z kawałkami wołowiny albo gęsta, zawiesista zupa czosnkowa. Po niej czas na mięsa. Podaje się je na ogół w zawiesistym sosie. Obok dań z wołowiny i wieprzowiny – pieczonych, grillowanych lub smażonych – możemy spróbować dziczyzny. Osobną propozycją są wariacje na temat pstrąga. Rzecz warta uwagi ze względu na świeżość i bliskość „surowca”. W wielu restauracjach czy schroniskach przy wejściu stoi olbrzymie akwarium, w którym pluska się nasz przyszły obiad… Jeśli skusi cię deser Jeżeli po takim posiłku mamy jeszcze ochotę na deser, nasz żołądek czeka kolejna, poważna próba. Tyrolskie słodkości niczym nie odbiegają od reszty propozycji – są ciężkie, rzeczywiście słodkie, a przy tym, niestety, bardzo smaczne. Możemy więc zamówić różnego rodzaju naleśniki (nawet jeżeli w środku zawierają tylko owoce, z pewnością zostaną polane czekoladą, śmietaną albo czymś równie kalorycznym) albo owoce podane ze skrawkami ciasta naleśnikowego. A może sznaps? Przed głównym posiłkiem gospodarz zaproponuje nam aperitif. Najczęściej jest to \”schnaps\”, czyli wódka. Nie byle czysta, ale ziołowa lub owocowa, często własnego wyrobu. Czasem sznapsa podaje się pod koniec posiłku – na dobre trawienie. Poza tym w zależności od rodzaju dań możemy poprosić o białe lub czerwone wino, co prawda mniej znane niż francuskie, ale równie dobre. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Przegląd poleca