Rząd traci krew

Pierwszą ofiarą zaplanowanej przez państwa Kaczyńskich lustracji majątkowej polityków został minister w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Mikosz. Nie przetrwał trzech miesięcy. Taki minister to istny skarb, zachwycały się nim prokapitalistyczne, zwące się niezależnymi media. Młody jak na ministra skarbu, przystojny jak na polityka PiS. Do tego spec uznawany przez nieprzychylnych nawet państwu Kaczyńskim analityków rynków kapitałowych. Przez miesiąc minister rzeczywiście robił dobre wrażenie. Potem okazało się, że łatwiej bywać z giełdowymi rekinami niż z politykami – koalicjantami parlamentarnymi. Pierwszą miną była planowana prywatyzacja elektrowni Dolna Odra i atak LPR. Potem doszły spory wokół fuzji banków i okazało się, że minister miał kontakty biznesowe z podejrzanym graczem giełdowym. Pojawiły się publikacje w gazetach, szum w mediach elektronicznych. Minister zagrał jak na giełdzie. Podał się do dymisji, wierząc, że jego akcje dzięki temu wzrosną, a premier promedialnej dymisji nie przyjmie. Premier przyjął, ku zdziwieniu ministra, trudno skrywanemu w mediach. Biedny bogaty finansowo Andrzej Mikosz nie połączył swojego przypadku z przygotowaną przez kolegów z rządu ustawą lustrującą majątki polityków. A także ich najbliższej rodziny. Ustawą planowaną jako bat na kawiorową lewicę z SLD i różowych liberałów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 02/2006, 2006

Kategorie: Blog