Koza ofiarna na rykowisku

Nie cofniemy się, nawet gdyby mówiono o nas jeszcze gorzej niż teraz – powiedział niedawno Jarosław Kaczyński.
Czy można o PiS i braciach Kaczyńskich mówić jeszcze gorzej, niż zostało powiedziane? Przecież całkiem niedawno Andrzej Lepper swojego niedawnego partnera politycznego podsumował jednoznacznie: „Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz chamstwo”. Była to odpowiedź na jego polityczną charakterystykę sformułowaną przez prezesa-premiera Jarosława Kaczyńskiego. Całość jakże złożonej osobowości charyzmatycznego przywódcy Samoobrony ujął on w jednym, syntetycznym słowie warcholstwo. Po takiej wymianie słów ciosów wydawałoby się, że ludzie honoru, ludzie o zdrowych zmysłach nie powinni już koalicjować ze sobą. A tu proszę. Zapowiada się odnowienie ślubów politycznych. Nie tylko dlatego, że w katolickiej Polsce rozwody polityczne też nie są mile widziane. W demokracji parlamentarnej liczy się arytmetyka, nie etyka.
To, jak mówią politycy z górnej półki, pokazała społeczeństwu Renata Beger. Zahuczało, zawirowało. Teraz Beger może zostać kozą ofiarną na ołtarzu-łożu nowej, odnowionej koalicji. Skoro charyzmatyczny i warcholski Lepper nie może być wicepremierem w rządzie, no to niech zostanie marszałkiem Sejmu. Cóż z tego, że jak Lepper mówi, to mówi, że nie dotrzymuje danego słowa. Cóż z tego, że mówi tak, jak słychać. Po Marku Jurku, marszałku, który kipiał kościelno-katolicką obłudą, marszałek Jędrek z jędrnym językiem chłopsko-narodowym będzie jak znalazł. Pewnie nie da sobie w kaszę dmuchać. Ciekawe, co się stanie, jeśli ktoś z posłów lub pań posłanek zechce blokować mównicę?
A co z Renatą? Od miesięcy szeptano, że Lepper jej nie lubi, bo jest bardziej kochana przez media niż on. Potem pretorianin Leppera, pan poseł Maksymiuk, odpowiedzialny za castingi w Samoobronie, wyznaczył Renatę do roli Maty Hari. Wielką sławę medialną zyskała, znów „Playboy” zaprosił ją na rozkładówkę. Ale charyzmatyczny przywódca chce potraktować Renatę nie jak Matę, lecz jak wycieraczkę. Beger nie, szepczą koalicjanci z PiS. I tak ta, która niewiele w Sejmie mówiła, a jeśli już, to smacznie, odesłana zostanie na margines. Zamiast miejsc na billboardach i czołówki na liście wyborczej pozostanie jej tylko rozkładówka w piśmie dalekim od elektoratu.
Politycy nie dotrzymują słowa. Może zatem nie warto w ogóle przejmować się tym, co liderzy codziennie wygadują? Słuchać tych rewelacji o „przerażających zbrodniach” czy samozachwytów o malejącym bezrobociu? Zauważmy, że w naszym kraju polityków nie rozlicza się z tego, co robią, tylko z tego, co mówią. Znakomici analitycy, komentatorzy medialni opierają swe gadające analizy głównie na deklaracjach słownych. Na pogróżkach, szyderstwach. Ten jest większym mężem stanu w RP, kto więcej i częściej w mediach sobie gada. No i rzecz jasna wszystkie te analizy, syntezy mają żywot i wartość takie same, jak to polityków gadanie.
W mediach pojawiły się spoty reklamowe przekonujące do zatrudniania ludzi niepełnosprawnych, ale sprawnych w pracy. Może zatem wprowadzić do parlamentu polityków niemych? Wolni od oratorskich pokus zajęliby się codzienną legislacyjną pracą. Milcząc, nie kompromitowaliby siebie, swych partii ani parlamentu.
Politycy mówią, mówią i nie dotrzymują słowa. Ale nie zawsze! Roman Giertych groził rozłamowcom z LPR, że nie zrobią kariery politycznej. Podobnie Lepper swoim. I oni, jak rzadko, słowa teraz dotrzymali. Liderzy PiS w ostatniej chwili wykreślili z samorządowych list wyborczych tychże rozłamowców. Kiedyś sojuszników PiS w rozbijaniu, zmiękczaniu LPR i Samoobrony. Obiecano im za to miejsce na listach. I nie dotrzymano słowa. Normalka.

PS Zapraszam na mój blog internetowy na portalu Wirualna Polska.

 

Wydanie: 2006, 42/2006

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy