Wildstein zgasi

Telewizja publiczna przeżyje prezesa Bronisława Wildsteina. Radio publiczne niestety zgasić on może. Co ma Wildstein do popularnej jeszcze Jedynki czy Trójki? Ma szanse, niestety, wzbudzić obrzydzenie u widzów telewizji publicznej. Płacących jeszcze abonament. Radiowo-telewizyjny niestety.
Telewizja publiczna nadal jest instytucją zasobną w finanse. Dzięki poprzednikom prezesa Wildsteina, zwłaszcza prezesowi Robertowi Kwiatkowskiemu. Nie był on wzorem telewizji „misyjnej”, czyli odgrywającej rolę kulturalno-oświatową. Ale zarabiać pieniądze on i jego ekipa potrafili. Za ich czasów telewizja publiczna wygrywała boje o rynek reklam z telewizjami komercyjnymi. Rosła w siłę finansową, lecz komercjalizowała się. Niekiedy trudno było ją odróżnić od TVN czy Polsatu. Dziś wpływy z reklam maleją. Nadal jednak trudno odróżnić program publicznej telewizji od komercyjnych. Różni się ona najwyżej tylko brakiem profesjonalizmu i licznymi ostatnio wpadkami, np. niereagowaniem na kryzys w koalicji rządowej.
Telewizja publiczna jest jeszcze niezależna od płaconego przez społeczeństwo abonamentu radiowo-telewizyjnego. Jej budżet składa się w 65% z wpływów z reklam i w 35% z abonamentu. Z roku na rok wpływy abonamentowe maleją. Bo społeczeństwo nie lubi płacić. Bo coraz więcej osób płaci za odbiór publicznej telewizji z kablówek i uważa, że opłata za „kabel” konsumuje abonament radiowo-telewizyjny. Podobnie jest z posiadaczami talerzy do odbioru satelitarnego. W latach minionych prawicowi odbiorcy byli zachęcani przez prawicowych publicystów do obywatelskiego nieposłuszeństwa, czyli niepłacenia na lewicową czy liberalną telewizję. Teraz wezwania do takiego nieposłuszeństwa słyszę podczas spotkań z lewicowymi wyborcami. I chociaż tłumaczę, że to łamanie prawa i osłabienie dobra wspólnego, jakim jest telewizja publiczna, to polityka programowa prezesa Wildsteina zraża widzów, którzy byli do tej pory najwierniejszymi telewizji publicznej odbiorcami. Ludzie prawicy mają przecież prawostronne telewizje komercyjne, narodowi katolicy – TV Trwam Ojca Dyrektora. Telewizję publiczną oglądali przede wszystkim ludzie lewicy i politycznego środka. Postkomuchy przyzwyczajone do „Dziennika” w pierwszym programie. Teraz tych jeszcze oglądających i płacących prezes Wildstein stale obraża. Zabiera im „Wielką grę”, bo to teleturniej staruchów. Szarika i kapitana Klossa, bo to seriale komuchów. W zamian daje kalki programów komercyjnych i poglądy obecne już w TV Puls i TV Trwam.
TVN ogłosiła niedawno plany uruchomienia nowoczesnej, interaktywnej, wielokanałowej telewizji nowej generacji. Rzecz jasna dla nowej generacji widzów. TVP ogłasza plany uruchomienia nowych kanałów tematycznych, zwłaszcza kanału informacyjnego. Tu jednak pojawia się jej podstawowy problem braku kadr. Skąd mają się brać, skoro każdy nowy prezes robi czystkę? Jeśli pracownikom „drżą ręce” na widok prezesa Wildsteina, co on sam zauważył? Drgawkami nie zbuduje się telewizji publicznej.
Radio publiczne ma prezesa Krzysztofa Czabańskiego. Też z prawicy. Budżet radia publicznego składa się w 90% z wpływów abonamentowych i reszty z reklam. W przyszłym roku wpływów z reklam będzie mniej, bo dyrektor Jedynki, Marcin Wolski, likwiduje „Lato z Radiem”. Bo to audycja niemisyjna. Dla radia, które już zawiesiło uruchomienie kanału informacyjnego z braku funduszy, każdy grosz jest ważny. Jeśli dodamy do tego przewidywany spadek wpływów z abonamentu radiowo-telewizyjnego, to w przyszłym roku radiu publicznemu grozi bankructwo. Stary system pobierania abonamentu jest nieefektywny – łatwy do niepłacenia. Nowego Sejm uchwalić już nie zdąży. Wildstein zawinił, Czabański zawiśnie.

Wydanie: 2006, 40/2006

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy