W przeszłości walka polityczna o media toczyła się z zachowaniem pozorów. PiS pozbawiło nas wszelkich złudzeń Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Kultury deliberującej nad sprawozdaniem odchodzącej KRRiTV posłanka Anna Sobecka zarzuciła radzie m.in. bezczynność wobec drwin w mediach z posłanki Pawłowicz, która posilała się na sali sejmowej. Jako były członek KRRiTV nie miałem żadnych uprawnień, by cokolwiek w tej sprawie zrobić, bo zarówno jedzenie w trakcie obrad Sejmu, jak i drwina z tego dotyczą dobrych obyczajów, a nie kompetencji regulacyjnych. Ale jako były parlamentarzysta mogę poradzić, by nie jeść na sali obrad albo przyjąć parlamentarny obyczaj jedzenia posiłków w czasie wszystkich posiedzeń sejmowych. Trzeba coś wybrać. W sprawie mediów – także! A nadszedł dla mediów publicznych sądny czas. Możliwe, że to sąd ostateczny. I nie tylko dlatego, że kolejna czystka winduje „swoich” dziennikarzy, a pozostałych skazuje na uległość lub niebyt (co jest niebem, co piekłem – nie wiadomo), również z tego powodu, że los mediów publicznych wydaje się niepewny. Nowe technologie pozwalają na indywidualny dostęp do wybranych treści, zmienia się tzw. konsumpcja mediów, młode pokolenie nie czuje się już niewolnikiem ekranu i ramówki, tymczasem najważniejszą sprawą w postrzeganiu mediów publicznych pozostaje to, kto będzie nimi rządzić. Na pierwszy ogień poszła ustawa zwana kadrową, później ustawa (ustawka?) pomostowa, która dodała jeszcze jedną radę, tym razem Radę Mediów Narodowych, rachityczna ustawa abonamentowa zaś ma być wzmocniona protezą wspomagającą skuteczność poboru tej należności. Wypada z szacunkiem odnieść się do szczerości PiS w zawłaszczaniu mediów. O ile dawniej walka polityczna o media toczyła się z zachowaniem pozorów, o tyle PiS pozbawiło nas wszelkich złudzeń i – powołując się na wyborczy mandat narodu – przejęło kierownictwo mediów poprzez wspomnianą ustawę kadrową. Wprowadza ona usankcjonowane prawem, ale w istocie komisaryczne organy spółek mediów publicznych powoływane i odwoływane przez ministra skarbu. Mogłoby to być zabawne, gdyby nie było dziwne, że ludzie ministra z zarządów są nadzorowani przez ludzi tegoż ministra z rad nadzorczych! Gdy koalicja PO-PSL nowelizowała ustawę medialną w 2010 r., jeszcze się krygowano, więc nieśmiało dołożono do składu rad nadzorczych TVP i Polskiego Radia po jednym członku desygnowanym przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. To sprawiało, że prawdopodobieństwo osiągnięcia większości politycznej w tych radach było większe, ale nie oczywiste. Nowela PiS wątpliwości nie pozostawia. Wygrani biorą wszystko! Co więcej, muszą to zrobić, by media naprawić, gdyż dominacja polityczna PO doprowadziła – jak twierdzi choćby posłanka Joanna Lichocka – do powstania mediów drugiego obiegu stworzonych przez dziennikarzy nurtu prawicowo-narodowo-patriotycznego, którymi media mainstreamowe wzgardziły. Jest więc w tym czynie rewolucyjne przywracanie sprawiedliwości, zwane przez złośliwców odwetem. Gdy teraz PO zarzuca PiS upolitycznienie mediów, odpowiedź jest prosta: hipokryzja! Przy okazji trwa licytowanie się, kto, kiedy i kogo z mediów publicznych wyrzucił, przy czym praktyka poprzedników jest rozgrzeszeniem dla ich następców. Chodzi więc o to samo! Zmiana dotyczy skali zjawiska i kilku szczegółów: kto w tej praktyce bardziej bezwzględny, okrutny, perfidny. Dobra zmiana polegałaby na zaniechaniu tej praktyki, ale wśród polityków chyba nie ma aż tak dobrych. Mógłby nim być prezes TVP Jacek Kurski, który nie musi, ale chyba chce manifestować polityczny charakter swojej misji. W sporze z Nielsen Audience Measurement dotyczącym metodologii badania oglądalności zarzuca firmie badawczej pomijanie elektoratu, który wybrał PiS. Zapewne można stworzyć metodologię, która będzie eliminować lub preferować wyborców jednej formacji poprzez zmniejszenie lub zwiększenie próby badawczej w zależności od nasycenia nimi danych rejonów. Ale to już nie badania, to kombinacje albo wręcz manipulacje. Jeśli jednak udałoby się opracować metodologię preferującą wyborców PiS, czy to satysfakcjonowałoby prezesa Kurskiego? Dlaczego przesłanie własnej partii chciałby ograniczyć do elektoratu PiS? Przecież prawdziwym sukcesem TVP (i PiS!) byłby wpływ na opinię zwolenników KOD, PO, PSL, SLD oraz innych ugrupowań, choć psułoby to podział na lepszych i gorszych Polaków. Jeszcze nigdy prezes telewizji publicznej nie mówił z tak rozbrajającą szczerością, że jest ona dla politycznego elektoratu! Po nieudanym puczu, czyli próbie odwołania prezesa Kurskiego przez Radę Mediów Narodowych, wyjaśnił
Tagi:
Witold Graboś









