Sasin i ustawa z dziurką

Sasin i ustawa z dziurką

Przyzwyczajanie się do polityków nie ma w polskich realiach większego sensu. Bo ile razy można oglądać ten sam filmik. Zwycięska partia ogłasza narodowi nadejście nowej ery. I zapowiada długie rządy, bo spodziewa się poparcia ludu na dwie, a nawet trzy kadencje. A na dodatek nie ma z kim przegrać. Co akurat bywa prawdą, bo widzieliśmy, jaka w ostatnich dekadach była opozycja. I wszystko może by się jakoś toczyło ku zadowoleniu zwycięskich partii, gdyby nie nogi. Własne nogi, o które co i rusz potykają się wybrańcy narodu. By być sprawiedliwym, nie za bardzo widzę tu różnice między nogami partyjnymi. Przewracanie się o własne nogi jest przypadłością zarówno prawicy, jak i lewicy. Przewracają się młodzi i starzy. I jeśli jest jakaś różnica, to w widowiskowości upadków. A jak tak sobie patrzę na kolejne ekipy polityków, to kogo widzę? Ludzi, którzy na nieszczęście ogółu obywateli trafili na szczyty władzy. Ludzi, którzy zarządzają życiem Polaków i wielkim narodowym majątkiem, ale nie mają do tego żadnych predyspozycji. Po prostu nie mają niczego, co tłumaczy, że siedzą na fotelu prezydenta, premiera, ministra. Nie mają elementarnych kompetencji, by tam być. A co mają? Długą listę braków. Tupet, z jakim wygłaszają horrendalne opinie. Parcie na stołki i na szkło (telewizyjne). Talent do zabezpieczania interesów rodziny i znajomych. I taką niezłomność

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 06/2017, 2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański