Kartka z dobrymi uczynkami

Kartka z dobrymi uczynkami

Łagodniejemy. Stajemy się dla siebie milsi. Nieuchronny to znak, że zbliżają się święta. Mało jest ludzi odpornych na wzruszenia i klimaty wigilijne, na zapach choinki, kolorowe bombki, łamanie się opłatkiem i kolędy.
To nas, Polaków, będzie łączyło i przez te kilka godzin my, Polacy, będziemy jedną wielką rodziną. Szkoda, że tylko przez kilka godzin.
Niestety, w atmosferę świąteczną nie mogą się wpisać ci, dla których to będą tylko kolejne trudne dni. Polska nie jest dziś niestety miejscem, w którym wszyscy mogą czuć się jak u siebie. Bezrobocie, elementarne kłopoty ze związaniem końca z końcem, narastające obawy o to, co będzie jutro – to zwykły, codzienny los milionów Polaków. I nie wystarczą tu wyrazy współczucia ani deklaracje solidarności, bo słowa w tym przypadku stają się już tylko pustym gestem. Trzeba konkretu. Na naszych oczach załamuje się idea solidaryzmu społecznego. Zarzut ten dotyczy przede wszystkim tych grup społecznych, którym się powiodło, a które spokój sumienia kupują organizowanymi od czasu do czasu spektakularnymi akcjami czy balami charytatywnymi.
Ale święta są dobrą okazją, by wejrzeć we własne sumienia. By zobaczyć, co w ciągu tego roku zrobiliśmy konkretnego dla ludzi, którym tak współczujemy. Dla tych, którzy nie z własnej przecież winy nie mają pracy ani środków do życia. Boję się, że u wielu z nas kartka z dobrymi uczynkami może być pusta.
Na co dzień mówimy i piszemy o tym, co Polaków dzieli, jak bardzo się różnimy w wielu sprawach. Warto więc zapytać o to, co nas łączy. Życie bez nadziei, wiary w możliwość zmiany tego, co jest, jest przecież trudne do udźwignięcia.
Zwłaszcza dla nas, Polaków. Uskrzydleni potrafimy być wielcy, zdobywać szczyty, zadziwiać świat fantazją. Dużo gorzej jest, gdy mamy problemy, wpadamy w tarapaty, zwyczajnie nam „nie idzie”.
Końcówka tego roku to finał negocjacji z Unią Europejską. I tu, jak w wielu innych przypadkach, też jesteśmy podzieleni. Są ci, których cieszą wyniki rozmów i perspektywa wejścia do Unii Europejskiej, i ci, którzy boją się wszystkiego nowego, jest też rzesza przeciwników takiej decyzji. Ale te różnice zdań, interesów i opinii musimy uznać za normalne. Relatywizm ocen to znak naszych czasów. I tym, co nas czeka, jest nauczenie się sztuki współżycia mimo tych różnic.
Jako niepoprawny optymista jestem przekonany, że poradzimy sobie z tymi kłopotami, które teraz tak bardzo nas obciążają.
I podobnego optymizmu mimo wszystko i na przekór wszystkiemu życzę wszystkim czytelnikom „Przeglądu”.

Wydanie: 2002, 50-51/2002

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy