Schetyna wyzwala Oświęcim

Czytam w „Gazecie Wyborczej”: „Nieoficjalnie od polskich dyplomatów dowiedzieliśmy się, że Polska chce pokrzyżować propagandowe plany Rosji. 9 maja, podczas wielkiej defilady na moskiewskim placu Czerwonym, Kreml będzie udowadniać światu, że to Armia Czerwona pokonała III Rzeszę”. Dziwne wrażenie obcowania z szaleństwem? Kłamstwem? Złą wolą? Zacznijmy bowiem od początku. Kreml nie musi niczego nikomu udowadniać, gdyż po prostu Armia Czerwona wniosła decydujący wkład w rozgromienie sił hitlerowskich Niemiec i nie zaprzecza temu żaden przytomny historyk. Za owo zwycięstwo zapłacił Związek Radziecki kilkunastoma milionami zabitych obywateli – cena to nieporównywalna z liczbą ofiar wśród innych członków antyfaszystowskiej koalicji. Przywykło się u nas mówić, że wojska radzieckie nie przyniosły nam jutrzenki wolności. Owszem, ale i tutaj znaj proporcją, mocium panie. Kominy krematoriów przestały dymić, polskie dzieci mogły pójść do polskich szkół i czytać polskie książki, wolno było słuchać muzyki Chopina, Warszawa powstawała z gruzów. Oczywiście niedługo zaczęło się prześladowanie opozycji, głupkowaty socrealizm, niszczenie inicjatywy prywatnej… Porównania jednak nie było i być nie może. Jeżeli nie podoba się komuś słowo wyzwolenie, gdyż chce je rozumieć w pełnej metafizycznej krasie – proszę bardzo. Co ma jednak do tego śmierć tych kilkuset tysięcy żołnierzy, którzy padli na przedpolach Jasła czy Sandomierza? Wolno nam nie lubić Putina i jego polityki, ale jak ma się to do pamięci ofiar, których dzieciom chcemy nagle „pokrzyżować” ich święto? Mniejsza już nawet o małostkowość, a poważę się powiedzieć – podłość takiego podejścia. Rodzi się jednak i drugie, polityczne tym razem pytanie: jaki jest interes Polski w „krzyżowaniu propagandowych planów Rosji”, w organizowaniu antyświąt i gryzieniu niedźwiedzia w piętę? Tego już doprawdy nie jestem w stanie pojąć. W ostateczności zrozumieć mogę, że gniewamy się o jabłka, których niesłusznie Rosja nie chce od nas importować, o ceny wieprzowiny, rurociąg podwodny… O to jednak, że Rosja chce uczcić swoich poległych bohaterów? A co nam do tego? My czcimy swoich, oni swoich i równo to, i sprawiedliwie. Tyle że niedźwiedź nieco większy jest od polskiego kundelka i to nie my jemu, ale on nam większej narobić może szkody. Nawoływanie przywódców państw zachodnich, żeby nie przyjeżdżali do Moskwy, a zamiast tego na nasze Westerplatte, jest o tyle nieporozumieniem, że każdy Francuz zna stację metra Stalingrad, a o żadnym garnizonie pod Gdańskiem nie słyszał. I nie ma o co się obrażać. Bohaterscy obrońcy Westerplatte są jednym z wielu epizodów II wojny światowej, Stalingrad jednym z jej momentów przełomowych. I to również warto wbić sobie mocno do głów. Minister Schetyna (do czego nie dojdziemy w antyrosyjskim obłędzie) twierdzi, że obóz śmierci w Oświęcimiu wyzwolili nie Rosjanie, ale Ukraińcy. Podobno zna nawet dane personalne Ukraińca, który pierwszy przejechał przez bramę. Nie przychodzi mu do głowy, że ten tank należał nie do Armii Rosyjskiej, ale – tak się sama tytułowała – Czerwonej, czyli międzynarodowej pod rozkazami Kremla. Toteż Ukrainiec czy nie Ukrainiec, Oświęcim wyzwolił Kreml. Dodam jeszcze panu Schetynie, że pod Wiedniem w pierwszym szeregu husarii bijącej pogańskich Turków służyli w większości Rusini, pod Orszą niewiele by nasi wskórali bez rajtarii i piechoty niemieckiej, a sam Adam Mickiewicz, czego po śmierci Pigonia nikt już nie neguje, wywodził się z rodziny frankistowskiej, czyli żydowskiej. Co do Putina nie mam dokładnych informacji, ale biorąc pod uwagę rysy twarzy i sybirskie upodobania, coś tam chyba jest z Buriatów. A Schetyna? Tutaj się wstrzymam. Niech pan Schetyna nie zaczyna.

Wydanie: 09/2015, 2015

Kategorie: Psychologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy