Schulz pod prysznicem

Schulz pod prysznicem

Były szumne hasła o niesieniu Niemcom rewolucji, jest tylko odrabianie strat Korespondencja z Berlina 18 czerwca, plac im. Bertolta Brechta w Berlinie. Na scenie słynnego teatru Berliner Ensemble Martin Schulz właśnie przedstawił swoją książkę „Co dla mnie ważne” i od godziny odpowiada na pytania publiczności. Kandydat SPD na kanclerza powtarza anegdoty o niespełnionej karierze piłkarskiej, o bardziej już spełnionym życiu jako burmistrz nadreńskiego miasteczka i o swoim alkoholizmie. Wreszcie ktoś pyta: – Jak pan zniósł ostatnie klapy socjaldemokratów po górnolotnych zapowiedziach z początku roku? Schulz przez chwilę zastanawia się nad dramatem swojej roli. Mimo literackiej magii tego miejsca sięga po metaforę z innej dziedziny, z drugiej swojej pasji – ze sportu. – Przyznaję, że to nie był tylko skok na głęboką wodę, ona była też okropnie zimna – wyznał szef SPD. W istocie, po szumnych hasłach o niesieniu Niemcom rewolucji i wzniosłych zapewnieniach o zmianach pozostało mu tak naprawdę jedno: odrabianie strat. To, z czym przyszło Schulzowi się zmierzyć w pierwszej połowie 2017 r., można nazwać naprzemiennym prysznicem. Najpierw nieoczekiwany wzlot i euforia, pozwalające mu na chwilę wyprzedzić w sondażach niezatapialną Angelę Merkel, a od końca marca spadek, potwierdzony klęskami w wyborach do landtagów w Szlezwiku-Holsztynie i Nadrenii Północnej-Westfalii. Słupki sondażowe zaczęły się kurczyć, a „Mega-Schulz” musiał wyjaśniać nagły zwrot akcji, który był równie zaskakujący jak sam „efekt Schulza” sprzed kilku miesięcy. Na spotkaniu w Berliner Ensemble lider SPD wychwalał swoich ministrów w Wielkiej Koalicji, będących jego zdaniem kołem zamachowym rządu Angeli Merkel. Schulz jest więc w niefortunnej sytuacji, bo musi chwalić poczynania rządu, którego części wytacza w kampanii wojnę. Przede wszystkim jednak zapowiedział wielką finałową ofensywę, którą miała zapoczątkować konwencja partyjna 25 czerwca w Dortmundzie. Czy tak się stało? Zamach na demokrację Na zjeździe SPD Schulz próbował jeszcze raz poderwać towarzyszy do walki, dostrzegając szansę ratowania swojej pozycji w ostrej krytyce chadeków. W sukurs przyszedł mu sam Gerhard Schröder, który zaskoczył delegatów płomienną przemową. Były kanclerz nadal polaryzuje socjaldemokratów, ale jest ostatnim żyjącym liderem SPD, który wiedział, jak wygrać z CDU. Natomiast Schulz zaskoczył śmiałym stwierdzeniem, że Merkel dokonuje zamachu na demokrację. – Unikając poważnych dyskusji o przyszłości Niemiec i Unii, kanclerz demobilizuje wyborców – twierdził. Czy ma rację? – Podobne zarzuty świadczą jedynie o desperacji szefa SPD. Przecież szefowa rządu w każdych kolejnych wyborach otrzymywała silny mandat społeczny – dziwi się Burkhard Ewert z „Neue Osnabrücker Zeitung”. Jednak insynuacje Schulza nie są całkiem nietrafne. Niektórzy politolodzy już od dawna dostrzegają w typowej dla Merkel strategii wyciszenia i unikania niewygodnych pytań sprytny plan, demobilizujący tę część elektoratu, która głosowałaby na lewicę, ale w dniu wyborów zostaje w domu, gdyż nie słyszy ze strony chadeków argumentów kolidujących z własnymi poglądami. A tych, którzy antydemokratycznych kuksańców nie zauważają, Merkel przekonuje wymownymi gestami. Doskonałym przykładem były wydarzenia po katastrofie w Fukushimie w 2011 r., kiedy szefowa CDU kazała wyłączyć połowę elektrowni jądrowych, których okres eksploatacji zaledwie kilka miesięcy wcześniej przedłużyła. Podobnymi skrętami w lewo Merkel regularnie ściąga na siebie krytykę ze strony polityków CSU i konserwatystów we własnej partii, w tym zmarłego niedawno Helmuta Kohla. Wbijając klin między CDU a CSU, Schulz może więc zdemobilizować wyborców chadecji. Tymczasem Merkel tuż po konwencji SPD zaskoczyła kolejną lewicową woltą – nagłym przyzwoleniem na małżeństwa homoseksualne, o co socjaldemokraci ubiegali się od lat, trafiając na obojętność Urzędu Kanclerskiego. Małżeństwo dla wszystkich Zaskakującą zgodę Merkel na lewicowy postulat Ehe für alle (Małżeństwo dla wszystkich) Schulz powinien przyjąć z entuzjazmem. Ale nie w kampanii wyborczej, kiedy każdy krok przeciwnika musi być krytykowany. Nie tylko SPD zadaje więc sobie teraz pytanie, w czym można jeszcze na Merkel polegać i co nią kieruje poza polityczną kalkulacją. W chwili obecnej trudno powiedzieć, czy ta kolejna wolta jej zaszkodzi, czy nie. Czy Merkel znów wykroi część elektoratu lewicy, czy też pogrąży swoją partię w chaosie. – Nie wiadomo, czy to był dobry krok. W każdym razie był to krok w bok, bo Merkel

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 27/2017

Kategorie: Świat