Macy Gray, wokalistka Teraz w USA pokutuje opinia typu: „Nagraj swoją płytę jak najtaniej i sprzedaj jej jak najwięcej”. Zobaczymy, gdzie to nas zaprowadzi – Macy, po raz kolejny odwiedzasz Polskę. Jesteś bardzo popularna w naszym kraju. Jak się czujesz w Polsce? – To wspaniałe być docenianym tak bardzo, że ludzie chcą, żeby ciągle do nich wracać. Gram kolejny raz w Polsce i bardzo dobrze się tutaj czuję. Ludzie są bardzo otwarci, naturalni, sympatyczni i szczerzy. Miło jest móc popularyzować swoją muzykę w różnych zakątkach świata, a Polska należy do moich ulubionych. Zawsze kiedy do was przyjeżdżam, czeka na mnie wiele różnych niespodzianek i nigdy się u was nie nudzę. Teraz chcę zobaczyć Sopot i Gdańsk. Warszawę już znam. – Tym razem nie odwiedziłaś Polski z regularnym występem, ale przyjechałaś na specjalne zaproszenie Europejskiego Centrum Solidarności, żeby wystąpić w Stoczni Gdańskiej w widowisku Roberta Wilsona „Solidarność. Twój anioł Wolność ma na imię” w ramach obchodów 30. rocznicy Sierpnia ’80. – Tak, tym razem jest inaczej. Z dużymi koncertami występowałam wcześniej i mam nadzieję, że zagram dla was jeszcze nieraz, ale ten mój koncert w Polsce to coś wyjątkowego. Cieszę się, że zostałam zaproszona przez Europejskie Centrum Solidarności, żeby wystąpić w Stoczni Gdańskiej w widowisku Roberta. To cudownie móc zagrać dla „Solidarności”. – Wiesz, czym „Solidarność” była dla Polski? Znasz postać Lecha Wałęsy? – Wiem dużo o „Solidarności” i waszej drodze do wolności. Wiem, kim jest Lech Wałęsa, i wiem, jak bardzo Polska walczyła o demokrację. Wiem, że dzięki wam udało się wywalczyć demokrację w innych państwach bloku wschodniego. Znam waszą historię, chociaż pewnie nie tak dobrze jak ty. Nie tylko Polska walczyła o wolność. Wolność jest czymś najważniejszym, czym człowiek może się cieszyć. Jestem bardzo szczęśliwa, że występuję w Polsce właśnie dla uczczenia święta wolności. Wolność to całe nasze życie. W życiu nie ma nic ważniejszego od wolności narodów i jednostek w nim żyjących. Jestem pod wielkim wrażeniem zmian, jakie zaszły w waszym kraju. Uważałam, że mój głos jest zbyt śmieszny – Porozmawiajmy o twojej muzyce. Podoba mi się twój ostatni album „The Sellout”. – Dziękuję bardzo, to miłe. Jestem bardzo zadowolona z ostatniej płyty. Mam nadzieję, że jest inna od poprzednich. – Piąty album rzeczywiście różni się od twoich wcześniejszych dokonań. Więcej tu disco, popu i R’n’B niż soulu i hip-hopu. – To prawda, bo od zawsze byłam fanką disco. Już na drugiej płycie, „The Id”, poszłam w zupełnie innym kierunku niż na debiucie „On How Life Is”, mimo że ten album był wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym, sprzedał się w kilku milionach egzemplarzy i dostałam za niego wiele nagród, w tym Grammy za piosenkę „I Try”. Na drugiej płycie zwróciłam się w kierunku disco i nagrałam bardzo taneczny album. Podobnie jest z „The Sellout”. To nawet jeszcze bardziej taneczna płyta niż „The Id”. Jeśli chcesz się dobrze pobawić i rozluźnić, to posłuchaj „The Sellout”. – W Polsce wiele osób wychowywało się i bawiło na prywatkach przy Bee Gees, Boney M i muzyce z filmu „Gorączka sobotniej nocy”. A ty na jakiej muzyce się wychowałaś? – Wciąż mam wiele płyt Donny Summer, Bee Gees i starego disco. Tak naprawdę utwory taneczne same mi wychodzą, nie muszę się starać, żeby być bardziej disco, bo muzyka disco jest częścią mnie. Ale też słuchałam dużo Arethy Franklin, Steviego Wondera, Jamesa Browna, Marvina Gaye’a, Tiny Turner i starego rocka jak The Doors, Led Zeppelin, Blind Faith. Zawsze też bliska mi była muzyka reggae i rap. Kiedy chodziłam do szkoły średniej, słuchałam dużo hip-hopu. Kiedy dorastało się tak jak ja w latach 70., to było się szczęściarzem, bo wtedy było dużo dobrej muzyki. Królował rock, jazz, soul, funky, reggae, a pod koniec dekady zaczął raczkować hip-hop – to było wspaniałe. Teraz nie ma aż takiego wyboru, tak bogatej różnorodności i artystów na tak wysokim poziomie. – Na „The Sellout” w piosence „Kissed It” gościnnie występuje z tobą zespół Velvet Revolver
Tagi:
Jacek Nizinkiewicz