Tylko się dostać do Warszawy

Tylko się dostać do Warszawy

Fragment ruin Śródmieścia (prawdopodobnie strona parzysta ul. Świętokrzyskiej na wysokości ul. Mazowieckiej). Z lewej widoczne dwie kobiety, z prawej - ludzie pracujący przy odgruzowywaniu. Widoczna kolejka z wagonikami do wywożenia gruzu. Data wydarzenia: 1945 fot. NAC

Dziennik z pierwszych lat powojennych Irena Ćwiertnia-Sitowska (w 1945 r. 24 lata) Wychowała się w Warszawie, maturę zrobiła jeszcze przed wybuchem wojny w liceum Janiny Tymińskiej. W 1940 r. zapisała się na zajęcia z zakresu medycyny w ramach tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, a od 1941 brała udział w zajęciach szkoły doc. Jana Zaorskiego, czyli konspiracyjnego Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Całą okupację spędziła z matką i babką w Warszawie. Wiosną 1944 r. zaręczyła się z Jerzym Jędryszkiem, kolegą ze studiów. Po upadku powstania warszawskiego trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd udało jej się uciec. Zatrzymała się w Skale koło Ojcowa, korzystając z gościny miejscowych nauczycieli. Odnalazły ją tam i dołączyły do niej matka i babka. 16 stycznia 1945, wtorek Dziś pierwszy raz wstałam z łóżka. Zbliżał się front. Pakowałam wszystkie zdobyte z takim trudem rzeczy. Coraz głośniej słychać było wystrzały armatnie. Wieczorem pociski zaczęły rozrywać się nad Skałą. Zeszliśmy do piwnicy, która była jednocześnie pomieszczeniem dla krowy. Detonacje stawały się coraz bliższe. O ósmej usłyszałyśmy wystrzały z karabinów maszynowych. Nic nie mogłyśmy zrozumieć. Czy to strzelali nasi chłopcy z lasu, czy żołnierze radzieccy? Trudno było się zorientować. Nagle usłyszałyśmy okrzyki: Urra. Po chwili zaległa cisza. Na dole, pod domem, siedziałyśmy całą noc. Rankiem przyszli chłopi z sąsiedniej chaty i oznajmili, że wokół są już tylko Sowieci. 17 stycznia 1945, środa Rano zauważyłyśmy wielu zabitych Niemców leżących na szosie. […] Samoloty niemieckie wciąż krążyły nad miasteczkiem. Zrzuciły kilka bomb. Wróciłyśmy z piwnicy do swojego pokoju. Był on usytuowany naprzeciw drzwi wejściowych. Mieszkanie gospodarzy znajdowało się po prawej stronie sieni. Wszyscy wchodzący walili prosto i trafiali do nas. Przyszedł kapitan rosyjski na kwaterę i przyprowadził aż 18 żołnierzy! Wszyscy oni zachowywali się bardzo przyjaźnie. Byli zupełnie inni niż Niemcy. Można było z nimi dojść do porozumienia. Kazali Babci gotować poćwiartowaną świnię, którą przywlekli nie wiadomo skąd. Dali nam słoninę i papierosy. Całą noc nie można było spać, gdyż wciąż przychodzili i wychodzili z izby. Jedli gotowaną w wodzie słoninę i zapijali rozcieńczonym denaturatem. Moja Mama zna język rosyjski – mówiła im, że mogą oślepnąć. Ale oni oświadczyli, że im nic nie zaszkodzi. Młody, 18-letni, ładny chłopiec, Pietia, koniecznie chciał mnie zabrać do Leningradu. Jak wszyscy jego koledzy, miał przy sobie „fujarkę” – automat. Zajęli całą podłogę. Nie byli wybredni. Spali na niej z ochotą. Mówili, że często wypada im spać na śniegu. Niemcy z pewnością spędziliby nas z łóżek. Oni nie mieli takich pretensji. Dziękowali za kawałek wolnej deski. W izbie panował niesamowity zaduch. Nie było czym oddychać. Parowały przemoczone śniegiem mundury i onuce. Leżałyśmy na łóżkach, nie śpiąc, w ubraniach na samym sienniku. Wszystkie prześcieradła miałyśmy zapakowane. Bałyśmy się, by nam ich nie zabrali. 18 stycznia 1945, czwartek O piątej rano nastąpił „wymarsz żołnierza”. Żegnali się z nami serdecznie. Szli dalej, na Berlin. […] Przez okno ciągle widziałam jadące w kierunku miasteczka czołgi i armaty. Na wielu z nich załoga była kobieca. […] Żołnierze sowieccy coraz rzadziej zatrzymywali się w domach. Wciąż szli naprzód. […] Myślałam z ciekawością, co teraz będzie. Zapewne niedługo wybierzemy się do Warszawy! Byleby można było dowiedzieć się czegoś o bliskich: o Dziadku, panu Kazimierzu i Jerzyku. […] 25 stycznia 1945, czwartek Ciągle myślałam o jednym – dostać się do Warszawy! Nie wiem, co tam zastaniemy. Czy będzie można się gdzieś zatrzymać? Czy ma pojechać jedna z nas, czy wszystkie od razu? Jakim sposobem się tam dostać? To też ciekawe. Przecież wędrować w okresie zimy i trzaskającego mrozu per pedes nie było możliwe, trudno rozwiązać tę zagadkę. W Skale coraz częściej pojawiali się Żydzi, ukrywający się do tej pory w górach i lasach. Radykalnie zmienił się stosunek ludności do wysiedlonych. Nieszczęśliwi są ci, co korzystają z cudzej łaski! Dzieci przestały przychodzić na lekcje. We wszystkich domach zapanował nieopisany bałagan. Ani Babci, ani Mamie, ani mnie nie chciało się już nic robić. Bez przerwy wszystkie myślałyśmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 27/2017

Kategorie: Historia