Sierpień czy Polska?

Sierpień czy Polska?

Z rządem mniejszościowym lub koalicją AWS-UW w obecnym układzie sił politycznych kraj pozostanie skazany na dryfowanie “Obóz posierpniowy już nie istnieje” – skomentował ubiegłotygodniowe, ostateczne wyjście polityków Unii Wolności z koalicji AWS-UW jeden z posłów prawicy. Czy jest to konstatacja prawdziwa w sensie końca ścisłej współpracy tzw. sił postsolidarnościowych, trudno już dzisiaj przesądzać. W parlamencie szeregowi posłowie Unii i Akcji “lgną do siebie”, jak donoszą sprawozdawcy sejmowi i pytają jeden drugiego w kuluarowych rozmowach: dlaczego ich “to spotkało”. Politycy przebąkują o możliwym, powtórnym małżeństwie. Padają pomysły, by reaktywować koalicję, gdy tylko ochłoną emocje. Znamienne jest jedno. W momencie głębokiego kryzysu politycznego, kiedy świat patrzył na Polskę z autentycznym zaniepokojeniem, a coraz większa część społeczeństwa domagała się albo przedterminowych wyborów, albo natychmiastowych, drastycznych zmian w polityce gospodarczej i społecznej, wielu działaczy AWS interesowała – poza utrzymaniem się, oczywiście, u władzy – głównie kwestia, czy sojusz złączony ideą walki “z czerwonym” i totalną negacją wobec przeszłości pozostanie podstawowym czynnikiem, dzielącym scenę polityczną w naszym kraju, a zapewne i wszystkich Polaków. “Oni zawsze będą potykali się w marszu, bo idą z głową odwróconą do tyłu” – zauważył swego czasu w rozmowie z dziennikarzem “Przeglądu” nieodżałowany Andrzej Szczypiorski. Sam pamiętam, jak jeszcze w 1997 roku Szczypiorski przewidywał też, że w wyborach roku 2000 i 2001 kwestie ideologiczne nie będą odgrywały już zasadniczej roli, a ludzie będą pytać o pomysł na Polskę przyszłości, a nie o sposób, w jaki “zdekomunizować” ulice i narodowe pomniki. Czy którykolwiek z liderów prawicy tę nową rzeczywistość Polski w ogóle dostrzega? Gorzka uwaga na temat myślenia w polityce bardziej własnymi życzeniami (i uprzedzeniami) niż zgodnie z realnym rachunkiem i faktami dotyczy zresztą nie tylko AWS. Przy ocenach decyzji Unii Wolności, która po dwóch tygodniach nieprawdopodobnych ekwilibrystyk politycznych (i utracie szacunku ze strony części także swojego elektoratu) wycofała się w końcu z rządu Jerzego Buzka, powtarza się często pytanie, dlaczego Leszek Balcerowicz i jego współpracownicy zdecydowali się na ten krok tak późno? Sama Unia chętnie mówi w tym kontekście o swojej “odpowiedzialności za kraj”, ale wiele wskazuje, że działały tu także inne czynniki. Jeden z nich to właśnie strach przed oskarżeniem o niszczenie idei Sierpnia, innymi słowy, ugrzęźnięcie UW w okopach historycznych sporów i niezdolność do jednoznacznego powiedzenia sobie i swoim wyborcom: dość szantażu dotyczącego zdrady solidarnościowych ideałów, szantażu, który zastępował i zastępuje w Polsce racjonalne poszukiwanie sojuszników do porządnego reformowania kraju. Rozpad koalicji AWS-UW stał się także okazją do wspominania punktu startu rządu Jerzego Buzka. Od początku było to małżeństwo nieudane, wymuszone na Unii Wolności arytmetyką sejmową, podkreślają teraz liczni unijni działacze. To także tylko najwyżej pół prawdy. Ludzie o lepszej pamięci wspominają, jak wiosną 1997 roku w zakulisowych rozmowach robiono przymiarki do powyborczej koalicji SLD-Unia Wolności. Był moment, kiedy w żartach mówiono o przybliżonym rozdziale ministerialnych stanowisk. Znaczna część działaczy UW uznała jednak już wtedy, że nie wolno im zdradzać – przynajmniej oficjalnie, na oczach opinii publicznej – ideałów Sierpnia i unici posterowali w stronę narodowo-historycznych reminiscencji. Zanim jeszcze AWS uzyskał parlamentarną przewagę, Unia niemal jednoznacznie wskazywała, że tylko z Marianem Krzaklewskim widzi płaszczyznę do rozmów o nowym rządzie. Być może liderom UW wydawało się, że wspólne solidarnościowe kombatanctwo zamaże ewidentne różnice w ocenie polskiej rzeczywistości gospodarczej. Nie zamazało. Niektórzy mówią dzisiaj, że wiele spraw potoczyłoby się w koalicji inaczej, gdyby na czele rządu od początku stanął Marian Krzaklewski. Argumentują, że sytuacja, kiedy lider Akcji ponosiłby bezpośrednią odpowiedzialność, uniemożliwiłaby mu “mieszanie” na zapleczu gabinetu Jerzego Buzka, co wywoływało kolejne konflikty w układzie koalicyjnym. I znowu jest to tylko pół prawdy. Z Krzaklewskim jako premierem układ AWS-UW dalej potykałby się przecież o rafy powszechnego uwłaszczenia, zacietrzewionych (ponad wytrzymałość unitów) pomysłów dekomunizacyjnych, bałagan wewnątrz samej Akcji, brak kompetencji tam, gdzie zasiadają AWS-owscy urzędnicy, z jednej strony, oraz ekonomiczne doktrynerstwo i niezdolność do skutecznego wyjaśnienia ludziom potrzeby (kolejnych) wyrzeczeń – z drugiej strony. Z perspektywy dwóch i pół roku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Kraj