Slamsy są dla wszystkich

Slamsy są dla wszystkich

W ciągu 20 lat 91 mln mieszkańców Ameryki Łacińskiej utraciło status niższej klasy średniej i stało się „nowobiednymi” Co piąty mieszkaniec Rio, jednego z najpiękniejszych miast świata, żyje w lepiankach i ruderach, z których składają się ludzkie mrowiska wciśnięte między piękne, zamożne dzielnice. Największą z nich jest fawela Rocinho (wym. Rosiniu). Liczy 150 tys. mieszkańców i ma strukturę podobną do innych. Od dość szerokiej drogi, która pnie się stromo w górę, odchodzą w obie strony dziesiątki i dziesiątki wąskich uliczek, które nikną wśród zarośli pokrywających zbocze i wyłaniają się znowu daleko na nagich grzbietach gór. Ludzi z interioru szukających sposobu na przeżycie w wielkim mieście wciąż przybywa, więc na kwadratach domków kleconych z cegieł rozbiórkowych i odpadków budowlanych dobudowuje się kolejne piętra, nieraz dwa, a nawet trzy i cztery, choć domki te nie mają fundamentów. Podniecająca groza nędzy Pięciomilionowe Rio, które w okresie karnawałowego szaleństwa tanecznych defilad w rytmie samby przyciąga tłumy z całego świata, oferuje cudzoziemcom również ekstremalne emocje: zwiedzanie faweli. Gdy znajdzie się grupka ciekawych Francuzów lub Niemców, na tyle żądnych wrażeń, by zapuścić się w labirynt ciasnych uliczek-korytarzy jednej z 750 faweli Rio de Janeiro, przewodnik udziela instrukcji. Emocje wśród odważnych sięgają zenitu, gdy cicerone z biura turystycznego opowiada o ostatniej wojnie gangów. Są dwa główne: Comando Fermelho, czyli Czerwone Komando, i Primeiro Comando, czyli Pierwsze Komando. Każde złożone z około pięciu tysięcy świetnie uzbrojonych „żołnierzy”, prowadzą prawdziwą wojnę o kontrolę nad dzielnicami nędzy zamieszkanymi przez milion ludzi. Mieszkańcy faweli w całej Brazylii to 12 mln biedaków. W Wielki Piątek 2004 r. doszło do jednej z najkrwawszych bitew. Przywódcy Pierwszego Komanda podjęli walkę o hegemonię z Czerwonym Komandem. „To było prawdziwe pobojowisko – opowiada dziennikarka, Micheline Matos, która przybyła na miejsce wkrótce po strzelaninie. – Na zalanym krwią, skrzyżowaniu dwóch wąskich uliczek trupy i ranni bandyci, porzuceni przez kompanów. Dziesięciu zabitych, kilkudziesięciu ciężko rannych”. Turyści oglądają przyniesione przez przewodnika zdjęcia wykonane po zakończeniu bitwy i 20-osobowa grupa podekscytowanych cudzoziemców wkracza na teren faweli. Pod opieką przewodnika rusza w głąb Rocinho. Są bezpieczni, bo po obu stronach grupy idą młodzi faceci w czarnych koszulach, z izraelskimi uzi, żołnierze jednego z gangów. Ściśle wytyczona trasa i czas zwiedzania są dyskretnie uzgodnione przez biuro turystyczne z miejscowymi, nazwijmy to, władzami, które pobrały umówioną opłatę. Na kolorowych pocztówkach ze zdjęciami „malowniczych brazylijskich faweli”, które dotrą do Frankfurtu, Bremy i Lyonu nie będzie jednak dnia codziennego brazylijskich dzielnic nędzy. 12-letnich chłopców, którzy spacerują z karabinami po uliczkach Rocinho, gotowi odeprzeć atak „żołnierzy” wrogiej bandy handlarzy narkotyków na „swoją” dzielnicę. Gdy wkracza wojsko i żandarmeria, narcos potrafią działać solidarnie. Są świetnie przygotowani: pociskami świetlnymi i rakietami ostrzegają o nadejściu obławy. Próbują normalnie żyć Nikt nie wywozi z faweli śmieci ani nieczystości, które gromadzą się za domami. Jednak ich mieszkańcy próbują żyć normalnie. Fawele mają przeważnie prąd elektryczny, a nawet telefony przewodowe. Mają je nielegalnie, choć niekiedy na zasadzie niepisanego układu z władzami miejskimi. Mieszkańcy potrafią się zorganizować, aby podłączyć kabel do pobliskiej linii przesyłowej lub telefonicznej i założyć nielegalną sieć na terenie faweli. Są tu normalne sklepiki, dwie filie banków i cztery szkoły. Rocinho, jak wszystkie fawele, jest w świetle prawa osiedlem założonym nielegalnie na nielegalnie zajętych gruntach. Mieszkańcy ustanowili coś w rodzaju własnego samorządu pod nazwą Ruchu na rzecz Ulepszenia Rocinho. Po ósmej wieczorem nikt nie wychodzi na ulicę – ludność sama ustanowiła godzinę policyjną ze względów bezpieczeństwa i aby ułatwić policji kontrolę faweli. Według Brazylijskiego Instytutu Geografii i Statystyki, w ciągu ostatnich 20 lat liczba zabójstw wzrosła w kraju o 130%. W latach 1980-2000 popełniono prawie 600 tys. morderstw. Tak ogromny wzrost nastąpił po upadku dyktatury wojskowej, która ogłosiła na początku lat 70. ubiegłego stulecia ustawę o bezpieczeństwie narodowym, na mocy której jednakowo traktowano gangsterów i działaczy opozycji politycznej: razem siedzieli w więzieniach. Polityczni organizowali kursy, a nawet wykłady na poziomie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 39/2007

Kategorie: Świat