Słodka prywatyzacja Kameli-Sowińskiej

Słodka prywatyzacja Kameli-Sowińskiej

Co łączyło min. Kamelę-Sowińską z niemiecką firmą, której sprzedała polskie cukrownie Od czasów Margharet Thatcher o takich kobietach zwykło się mówić „żelazne damy”. Jeśli jednak „żelazna dama” występuje – jak pani Aldona Kamela-Sowińska – na tle tak słabych osobowości jak premier Buzek i jego wielu ministrów, to zyskuje tym bardziej. Twardość jej charakteru może być porównywana z twardością diamentu. Tyle tylko, że „diamentowa dama” to jednak nie to samo, co „żelazna”. Nie mówiąc już o tym, że rysy na diamencie są o wiele bardziej szpecące. Sprzedać, i już Od pierwszej minuty, od chwili, gdy pokazała się w telewizji w krzyczących, białych pantoflach i na tle bukieciarni, wzbudza wielkie emocje. Gdy jeszcze się odezwała – wiadomo było na pewno, że nie będzie to banalna kadencja. Nie zawahała się powiedzieć wprost, że będzie sprzedawała wszystko, co się da i do ostatniej chwili. Nie reaguje na apele, by wstrzymała się z najbardziej kontrowersyjnymi prywatyzacjami, bo na kilka tygodni przed wyborami rządowi z tak słabymi notowaniami po prostu nie wypada tego robić. Nie reaguje także na ostrzeżenia, że wszystkie jej prywatyzacje będą skrupulatnie sprawdzone i w razie czego może stanąć przed Trybunałem Stanu. Jest pewna swych racji. Jako minister skarbu musi dostarczyć budżetowi 18 miliardów złotych. Obowiązek w dokładnie takim wymiarze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Kraj