Gruba kreska Leszka Millera

Gruba kreska Leszka Millera

„Raport Otwarcia” nie przynosi sensacji. Prezentuje dane nieokraszone komentarzem. I na tym polega jego siła Grzegorz Rydlewski, szef zespołu doradców premiera Millera, prezentując „Raport otwarcia”, podkreślał: „Ten raport nie był pisany z punktu widzenia sędziego śledczego, ale z punktu widzenia analityka”. I dodawał: „Raport jest fotografią przedstawiająca stan polskich spraw jesienią 2001 r.”. Zastrzegając przy tym: „Nie jest to ocena czterech lat rządu Buzka, bo tę dali wyborcy”. W takiej atmosferze przedstawiono długo oczekiwany dokument, będący zapisem tego, co rząd Leszka Millera przejął po poprzednikach. Jeżeli więc ktoś oczekiwał, że zaprezentowane zostaną w nim grzechy i winy ekipy Buzka, afery i przekręty tamtych lat – to pewnie będzie rozczarowany. Ale też raport niesie bardziej ambitne zadania. Tradycja remanentu Jest już tradycją, że każda przychodząca ekipa sporządza bilans otwarcia, a każda odchodząca – bilans zamknięcia. To dobra tradycja, politycy – niczym księgowi – powinni przedstawiać wyborcom stan przejmowanej bądź oddawanej firmy. Jednocześnie stwarza to pokusy, którym politycy przeważnie ulegają – upiększenia własnych dokonań, przyczernienia działań rywali. Tak było z „Raportem zamknięcia” rządu Jerzego Buzka, który – odchodząc – przedstawił wielki, liczący 595 stron dokument opisujący swoje działania. Oczywiście, bardzo pochlebnym. Na tym tle dokument zaprezentowany przez Grzegorza Rydlewskiego wyróżnia się zwięzłością. Liczy 80 stron i dominują w nim suche fakty. Prezentujące punkt po punkcie stan kolejnych dziedzin polskiego życia. Remanent, bilans przejęcia – jak czytamy w uwagach wstępnych do „Raportu” – jest konieczny i potrzebny z kilku względów. Dla rządzących, by dokładnie wiedzieli, w jakim miejscu się znajdują. Jaka jest skala problemów, z którymi przychodzi im się zmierzyć. Dla opozycji – by miała punkt wyjścia do rzetelnego rozliczania rządu. I dla wyborców – bo to oni, obywatele, muszą wiedzieć, jakimi przesłankami kierują się rządzący. Fotografia jesieni „Jesienią 2001 r., u progu działalności rządu SLD-UP-PSL stan polskich spraw jest zły – czytamy we wstępie do „Raportu”. – Poprzednicy zostawili po sobie zmniejszające się tempo wzrostu gospodarczego, dramatycznie rosnące bezrobocie i zapaść finansów publicznych. (…) Nie można pozostawić poza zainteresowaniem tego, że w ciągu czterech lat działalności rządu J. Buzka tempo wzrostu PKB stopniało z 7% do 1%; produkcja przemysłowa rosła czterokrotnie wolniej niż za poprzedniego rządu; rentowność przedsiębiorstw spadła do poziomu bliskiego zeru; spiętrzyły się zatory płatnicze; liczba bezrobotnych powiększyła się o milion ludzi”. W kolejnych rozdziałach, na potwierdzenie tych opinii, autorzy „Raportu” przytaczają suche dane. Oto kilka z nich: – W latach 1994-97 Polska znajdowała się w czołówce najszybciej rozwijających się krajów świata. W kolejnych latach, 1995-97, wzrost PKB kształtował się w przedziale 6-7% rocznie. W 1997 r. PKB był realnie o 27,5% wyższy niż w 1993 r. – Poczynając od 1998 r., w Polsce ma miejsce znaczne zwolnienie procesu wzrostu gospodarczego. (…) Dalsze znaczne osłabienie dynamiki PKB do 1,3% odnotowano w okresie trzech kwartałów 2001 r. – W przypadku małych i średnich przedsiębiorstw nastąpiło w ostatnich latach powstrzymanie rozwoju. Zmniejszył się ich udział w eksporcie. Uwidoczniły się w tym przypadku zagrożenia rozwoju, które wynikają z wysokich stóp procentowych przekładających się na drogie kredyty. – Szczególnie groźne dla przyszłych procesów rozwojowych jest załamanie działalności inwestycyjnej, co obrazuje dynamika nakładów na środki trwałe. Tylko w 1998 r. wzrost był zbliżony do notowanego w poprzednich czterech latach. W 1999 r. tempo wzrostu zmalało do 6,8%, a w 2000 r. do 2,7%. Natomiast w 2001 r. nastąpił spadek nieobserwowany od początku transformacji. W okresie trzech kwartałów 2001 r. nakłady brutto na środki trwałe zmniejszyły się w skali roku aż o 8%. – Bardzo wysokie realne stopy procentowe ograniczyły możliwości zaciągania kredytów bankowych na finansowanie inwestycji. Udział kredytów w finansowaniu nakładów inwestycyjnych w Polsce wynosi zaledwie ok. 15%, podczas gdy w krajach zachodnich kształtuje się przeciętnie na poziomie 70%. – Finanse publiczne na jesieni 2001 r. znajdowały się w Polsce w stanie ciężkiego kryzysu. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2002, 2002

Kategorie: Kraj