Słoneczne Lato w Mordach

Słoneczne Lato w Mordach

Sporą tradycję ma u nas dmuchanie gumy balonowej. Pierwsze mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie zorganizowano już w 2003 r. w parku rozrywki Rabkoland w Rabce-Zdroju. Zwycięzcą okazał się 14-letni Brunon Czerwiński, który z gumy Hubba Bubba wydmuchał balon 20-centymetrowy. A konkurencja była ostra – dmuchało aż 486 zawodników. Gumy blisko sąsiadują z lodami, także największymi. Jak ten – największy na świecie lód na patyku – który firma Augusto wystawiła na kaliskim rynku już w roku 1994. Waga – bez patyka, orzechów i czekolady – wynosiła 8280 kg. Lód krajano maczetami, a porcje ładowano wprost do miednic i wiader, z którymi przybyła złakniona ludność.

Wysoce niepewne są aktualne rekordy w piciu piwa, ponieważ bije się je spontanicznie i nieustannie w wielu, bardzo wielu miejscach w Polsce. W dodatku rozgraniczenie zawodników od sędziów często bywa zawodne. Ale odnotujmy godne uwagi zaszłości. Przez pewien czas za rekordzistkę w tempie przyswajania tego napoju uchodziła 41-letnia gdańszczanka Małgorzata Leibur, która w 2003 r. podczas Jarmarku Dominikańskiego przyjęła 0,5 litra piwa Specjal w 6,18 sekundy. Tym samym kompletnie zdystansowała poprzedniego mistrza, który potrzebował na to – żałosne! – aż 11,3 sekundy. Z kolei w kategorii „1,5 litra na czas” za rekordzistę uchodził Henryk Lempkowski z Kłodawy Gdańskiej z wynikiem 18,84 sekundy.

Picie piwa na rekord uprawiane bywa także drużynowo. Przykładowo w Wiśle już w 1999 r. pięcioosobowe drużyny walczyły o palmę pierwszeństwa w pobieraniu jak największej ilości piwa w kwadrans. Wówczas zwyciężyła ekipa, która obrała miano „Zebrana przypadkowo”, z wynikiem 18 litrów, co daje 3,6 litra „złocistego napoju” na głowę. Tu wzmiankujemy od niechcenia, że jak dotąd niepobity (co jednak wysoce niepewne) pozostaje rekord pewnego rolnika ze wsi pod Sochaczewem, który wydmuchał 12 promili i daleko w polu zostawił np. wielkopolskiego rekordzistę z podpoznańskiej Rokietnicy, który z wynikiem 9 promili nie imponuje już naprawdę nikomu.

Zdarzają się potrawy tak zacne, że urządza się na ich cześć coroczne festiwale. Golonka, przykładowo, ma swój festiwal m.in. w Mrągowie. Przyrządza się ją publicznie w ramach konkursu, a jury ocenia takie parametry jak stopień kreatywności w szykowaniu potrawy. Dla ciała są jeszcze zawody siłowe, a dla ducha – szanty. Płock z kolei szumnie obchodzi Międzynarodowy Dzień Kaszanki. I to kiedy, 1 maja! Hasło imprezy: „Piwo, kaszanka i śpiew!”. Za kaszankę odpowiadają niezliczone stoiska ustawione wokół rynku, a za śpiew np. Trubadurzy czy Bayer Full. A komu mało, może startować w konkursie karaoke.

Trzydniówka teatralna

Lokalne eventy przyciągają niekiedy już samą nazwą. Miejscowość Mordy w Siedleckiem zafundowała sobie festyn i nazwała go Słoneczne Lato w Mordach. Teatry offowe w Olsztynie organizowały Trzydniówki Teatralne, zaznaczając za każdym razem, że „to już kolejna trzydniówka”. A przecież niekoniecznie trzeba tak od razu kawa na ławę. Jak tarnowianie organizowali koncerty kameralne „w historycznej scenerii zamku w Dębnie”, nazwali je dyskretnie, choć obiecująco: Spotkania przy Napojach. Z kolei terapeuci szczecińscy, którzy pracowali z tamtejszymi narkomanami, zaproponowali im odwykowe warsztaty artystyczne pod nazwą Ćpanie Sztuki. Turniej kabaretowy zespołów z Suwalszczyzny i okolic toczył się O Złote Jajo Sejneńskiego Tura. Gdyby wygrał jeden zespół, biedny tur sejneński jeszcze by z czymś tam został, ale gdyby pierwsze miejsce zajęły ex aequo dwa zespoły? W kwestii „złota” warto jeszcze zaznaczyć, że w miejscowości Czerwionka-Leszczyny odbywa się nie kolejny banalny konkurs na opowiadanie, w którym walczy się o Nagrodę Literacką. Tu ludzie pióra zmagają się o Złote Cygaro Wilhelma.

Kaszubski konkurs haftu nie poprzestaje na banalnym przeglądzie dokonań szkoły żukowskiej, wejherowskiej, puckiej, wdzydzkiej, borowieckiej, tucholskiej i słupskiej. Konkurs tytułuje się np. Linia 2005, bo to brzmi światowo, ale też z powodu – odbywa się w miejscowości o staropolskiej nazwie Linia. Białorusini spod Białowieży świętują prasłowiańską Noc Kupały (paproć zakwita, wianki idą na zatracenie) pod arcyeuropejskim szyldem Kupalle. Co brzmi jak biennale i wcale nie pachnie Białowieżą, tylko wręcz odwrotnie. Podobnie w Miejscu Piastowym. Tam konkurs kół gospodyń wiejskich przebiegał pod hasłem „Baba liga”, co jest aluzją do amerykańskiego standardu jazzowego „Baba riba” i tuszuje fakt, że panie będą rywalizować w dojeniu krów na czas. W Chorzowie uskuteczniane bywają Misialia, czyli Zjazd Artystów, Twórców i Wielbicieli Misiów i Niedźwiedzi. „Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci”. Lubią się nawzajem w Górnośląskim Parku Etnograficznym, gdzie mamy pokaz szycia misiów na żywo, pokaz mody misiowej oraz bicie rekordów w pieczeniu ciasteczek w kształcie misia. Patroni imprezy: Colargol, Uszatek, Puchatek i Panda. Tę paradę atrakcji można by ciągnąć, bo jak nie wstrząsająca ekspozycja „Bramy wjazdowe do zagród wiejskich na terenie Śląska Opolskiego”, to festiwal Hartowanie Teatrem. A w takim Łukowie potrafi się odbyć show zatytułowany „Łukowska kra jurajska”. Głowa mała!

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy