Spisek w żałobie
Podsłuchuj i pamiętaj. Po latach wyciągniesz tamte szepty i zemścisz się Czym bardziej się starali, tym bardziej im nie wychodziło. Żeby nie biec, robili susy, żeby nie krzyczeć, syczeli, żeby nie bić, machali rękoma. Zdenerwowany tłum. Marta od razu pochwaliła się w duchu, że przyjechała tak wcześnie. Żeby wejść do sądu, trzeba było odstać w kolejce do wartownika sprawdzającego torebki. Poczuła zapach mielonej kawy, bufetowego bigosu i perfum. Było jej niedobrze. – Wszystko w porządku? – mężczyzna stojący za nią podtrzymał ją. – Tutaj każdy się denerwuje – szepnął. – Proszę spojrzeć, jakie tabuny. Kiedy idę na cmentarz, myślę, że wszyscy umarli. Morze grobów. Kiedy idę do sądu, myślę, że wszyscy się procesują. Wygląda na to, że pół Polski tu przyjechało. Tłum ich rozdzielił. Jeszcze tylko mignęły jego okulary. W lustrze zobaczyła swoją niepewną minę. – Zobaczysz, oni się pogodzą, a ty, która chciałaś dobrze, wyjdziesz na największego wroga – ostrzegała matka. I pewnie miała rację. Marta zgodziła się być świadkiem na sprawie rozwodowej tylko dlatego, że Jola zadzwoniła, gdy już usypiała. Usłyszała jej szloch i przestraszyła się, że czeka ją nocny seans. – Dobrze, dobrze – burknęła – jak chcecie się rozwieść, pójdę do sądu, ale porozmawiamy jutro. Właściwie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Na takich rozprawach pewnie mówi się o piciu i biciu, a przecież mąż Joli, Zbyszek, sam wyglądał jak ofiara. – To chodzi o coś bardziej wyrafinowanego – tłumaczyła Jola. – Chodzi o ten chłód, skąpstwo, pogardę. – Tyle lat to znosiłaś, co się nagle stało? – Chcę mieć spokój. – Powiedz prawdę. – Spotkałam fajnego faceta. Chcę być wolna, ale o tym ani słowa w sądzie. – Przecież ja mogę tylko powiedzieć, że już w urzędzie stanu cywilnego zobaczyłam, że facet w kawowym garniturze do ciebie nie pasuje. A potem się zdziwiłam, że jesteście razem tyle lat. Szczególnie że on kupił fioletowe zasłony i czerwoną deskę do sedesu. – Przestań. Masz mówić o tym, że żyłam jak w klatce. – Ja nic nie muszę. Poza tym wiele kobiet chciałoby mieć taką klatkę. Ze złota. – No właśnie, ja chcę mieć swoją część kasy. I nie wstydzić się, że mamy supersamochód, a na wakacje jeździmy do teściów. Bo za darmo. Takie dialogi, w różnych modyfikacjach, toczyły się od wielu dni. Przerabianie na winnego Jednak przesadziła. Do rozprawy zostało jeszcze pół godziny, a ona, gdy wreszcie odnalazła się w labiryncie korytarzy i procesów, szybko trafiła do sali 277. Usiadła pod drzwiami. – Uważam, że rozwód w ich przypadku to rozsądna decyzja – powtarzała sobie – tak powiem, ale żadnego z nich nie obciążę winą. Na to niech Jolka nie liczy. Odetchnęła z ulgą. Ma jakiś plan. Siedziała sztywno, bała się wyciągnąć gazetę. Czytanie w sądzie wydawało się jej czymś niestosownym. Więc tylko patrzyła. Urzędniczki narzekały, że nawet przy matce nie da się wyżyć. Starsza kobieta niosła stos sądowej korespondencji, jacyś mężczyźni przekonywali się nawzajem o winie. Nagle w głębi korytarza pojawiła się barwna grupa. Pani adwokat, drobna brunetka z przyciągającym biustem, szła otoczona zamożnymi ludźmi. Rozejrzeli się, nie zainteresowała ich przestraszona kobieta na ławce, stanęli w kącie, tuż koło niej. Z szarpanej rozmowy wynikało, że jakiś Maciek, oskarżony o spowodowanie wypadku, w którym zginęła jego żona, zostanie skazany za umyślne działanie, nie nieumyślne. Rodzina kobiety, która skupiła się tuż koło Marty, już się o to postara. Ich krewna zginęła, bo suszarka wpadła do wanny. Wszyscy zeznają, że nigdy by jej do głowy nie przyszło, żeby używać suszarki w wannie, w ogóle panicznie bała się prądu, bała się męża, coś przeczuwała. Zabił ją, nie ma wątpliwości. Ściszyli głosy. Ale nagle wszyscy skłonili się w jednym kierunku, znieruchomieli. Marta spojrzała tam, gdzie oni się wpatrywali. W głębi korytarza ukazał się mężczyzna, który pomógł jej przy wejściu. Znowu błysły jego okulary. Szedł zamaszystym, pewnym krokiem mężczyzny, na którego czekała od lat. Chciała mu pomachać, ale on ją minął. Szedł ku tej spiskującej grupie, która teraz wyglądała jak obrażone żurawie. – Witaj, Macieju – powiedział wreszcie gruby









