Andrzej Żuławski i kobiety Miłość – Wytwórnia łódzka to był wtedy prawdziwy Hollywood, „Hollyłódź”, jak żartowaliśmy – opowiada Joanna Kasperska. – Kręciło się mnóstwo reżyserów, mogłam zrobić znacznie większą karierę. Co stanęło na przeszkodzie? Moja niedojrzałość. Byłam podszyta obawami. Tata straszył mnie zepsutym światem filmowców, więc się przed nim zamykałam. A do tego narodziło się uczucie – do reżysera. Był moim pierwszym mężczyzną. Na to też nie byłam gotowa. Tym bardziej że między nami była spora różnica wieku – osiem lat. Powinnam jeszcze chodzić z kolegą za rękę do kina. Koleżanki ze szkoły teatralnej obserwują romans, widzą, jak Andrzej podjeżdża po Joannę po zajęciach. Przyjaciółka Kasperskiej, Małgosia Załuska, świetnie zna rodzinę Żuławskich. Załamuje ręce: „Joasiu? W co ty wpadłaś? To strasznie trudni mężczyźni, ci Żuławscy”. Andrzej jest czarujący, a Joanna nie ma pojęcia, że w domu czeka na niego piękna żona. – Dowiedziałam się, gdy już byłam zakochana – mówi. – Ale Andrzej wszędzie mnie zabierał: na przyjęcie do Wajdy, na obiady do restauracji, woził samochodem, pokazywał się ze mną oficjalnie. Zresztą, to nie było takie hop-siup i jestem z nim. O nie! On bardzo parł do związku, traktował mnie doroślej, niżby wskazywał na to mój wiek. A ja potrzebowałam nie kochanka, tylko kogoś, kto by mnie w pełni zaakceptował, pomógł… Andrzej niechcący ranił. Byłam szczupła, delikatna i bardziej skomplikowana, niż myślał. Kiedy przytyłam, zaczął mi dokuczać, nie wiedząc, przez co wcześniej przeszłam. Chciał mnie uformować, stworzyć mi jakiś zewnętrzny wizerunek, a we mnie, w środku, były różne niezgody. Też miał niefart: pokochał dziewczynę niestabilną emocjonalnie. Bo to, że był we mnie zakochany, nie ulega kwestii. Bardzo zakochany. Myślał pewnie, że będziemy parą z hollywoodzkiego obrazka. Ona też chce hollywoodzkiego obrazka, tyle że ich obrazki są różne. Jeśli dziś kogoś obwinia, to siebie. Uważa, że sama siebie niszczyła – karała za coś, wałkowała jakiś temat. On nie był na to przygotowany. – Chciał być Pigmalionem, stwarzać kobiety według swojej wyobraźni. Być reżyserem nie tylko w kinie. Ze mną to się nie udało – mówi. Andrzej odwiedza Joannę w domu jej rodziców. Starszy, pewny siebie, elokwentny. Matka, znając delikatną psychikę córki, jest pełna obaw. On uważa dom dziewczyny za mieszczański. Kasperska: – Tymczasem ani nasze mieszkanie nie było mieszczańskie, ani moja matka nie była mieszczką, co Andrzej wyśmiewa w „Litym borze”. Mieszkaliśmy w Alejach Ujazdowskich, mieliśmy meble w stylu dyrektoriatu. Rodzina była tradycyjna. Tata, przedwojenny ziemianin, jeździł konno. Przodkami też mogłabym się chwalić. Rodzice znaleźli się w Warszawie tylko dlatego, że wskutek reformy rolnej stracili majątki. On chciał, żebym z nim zamieszkała. Rozwodu jeszcze nie miał, o ślubie też nie było mowy, a ja mam się wyprowadzić z domu?! Słowo małżeństwo może nie padło od razu, ale chciał, żebyśmy byli razem, mieli dziecko. Szczęśliwie nic takiego się nie zdarzyło. Do macierzyństwa trzeba dojrzeć, poukładać się z samą sobą, a ja byłam na to za młoda. Wynajął dla nas mieszkanie, ale nie czułam się na siłach zamieszkać z mężczyzną. Uciekłam. Paradoksalnie niedługo potem się usamodzielniłam. (…) Skarpetkowa narzeczona „Przyleciałem do Nicei późnym popołudniem. Była już po dniu zdjęciowym. Pamiętam, jak schodziła po schodach: nastolatka z dużym cycem, bo nieco już wyrosła. Przez chwilę ogarnęła mnie wątpliwość, czy będzie dobra dla „Idioty”, ale pomyślałem, że skoro słowo się rzekło, kobyłka u płotu… Jak zaczęliśmy gadać, to skończyliśmy nad ranem. Okazało się, że Zośka to świetna, kompletnie niewykształcona, ale z gigantycznym potencjałem i apetytem na poznawanie świata, dorosła nastolata”. Nastolata na początek musi się zmierzyć z jego krytyką. We włoskiej restauracji, tuż obok teatru Andrzej mówi, że grała źle, a wkrótce potem wręcza jej scenariusz „Narwanej miłości”. Ku ogólnemu zdziwieniu Sophie zgadza się zagrać kobietę lekkich obyczajów. „Skandal był oczywiście wielki – opowiadał Żuławski. – Bo jak to? Sophie Marceau zdjęła swoje białe skarpeteczki, już nie udaje mieszczki, tylko gra 18-letniego kurwiszona z Dostojewskiego, z polskim reżyserem? Na litość boską! Jak ona mogła? Ale Zośka zachowywała się bardzo dzielnie. Ta mała Zośka wiedziała, że albo wpadnie