Sprzątanie po Ahmadineżadzie – rozmowa z Sasanem Aghlanim

Sprzątanie po Ahmadineżadzie – rozmowa z Sasanem Aghlanim

Co czeka Irańczyków pod rządami nowego prezydenta Kim jest Hasan Rowhani, który 3 sierpnia objął urząd prezydenta Iranu? – To człowiek, który pobierał edukację zarówno w Kom (miasto położone na południowy zachód od Teheranu, stanowiące centrum religijne szyitów. Mieszkał tu ajatollah Ruhollah Chomeini, duchowy ojciec rewolucji i pierwszy przywódca Islamskiej Republiki Iranu – przyp. red.), jak i na uniwersytecie w Glasgow. Niektórzy mogą być zaskoczeni, ale wielu duchownych w Iranie ma za sobą podobne doświadczenia, taką mieszankę edukacji religijnej i świeckiej. Dziś wyrośli z nich zarówno konserwatyści, jak i reformatorzy. Dlatego sama przeszłość nie stanowi zbyt dobrego prognostyku co do tego, jak będzie się zachowywać. Doskonałym przykładem jest tu Chatami (prezydent kraju w latach 1997-2005, przedstawiciel obozu reformatorskiego – przyp. red.). Przez długi czas postrzegano go głównie jako duchownego. Komentatorzy automatycznie zakładali, że będzie on konserwatystą, nie dostrzegając symptomów reformatorskiej polityki i otwarcia się na świat, za którymi opowiedział się po dojściu do władzy. Zmiany od wewnątrz No właśnie, jak wygląda Rowhani na tle Chatamiego – ostatniego umiarkowanego prezydenta, jakiego miał Iran? – Jedno nie ulega wątpliwości: Rowhani będzie w większym stopniu zdolny do przekształcania systemu od wewnątrz. Chatami nieustannie zmagał się z oporem instytucji republiki islamskiej. Uważam, że w przypadku Rowhaniego opór ten będzie mniejszy. Poza tym wybrany właśnie prezydent będzie dysponował szerszym polem manewru, bo w większym stopniu niż Chatami będzie zdolny do rozmawiania z różnymi frakcjami irańskiego życia politycznego. Wspomniałeś o oporze instytucji. W 2001 r. Chatami próbował ograniczyć rolę dwóch niewybieralnych ciał politycznych: Rady Strażników i Rady Arbitrażowej, zdolnych do zablokowania każdej reformy na rzecz instytucji demokratycznych. Zmiany te zostały powstrzymane przez Radę Strażników, co dobitnie pokazało słabość struktur demokratycznych. Czy Rowhani będzie miał na tym polu mniejsze problemy, bo mimo wszystko bardziej niż Chatami jest postrzegany jako człowiek systemu? – Nie da się ukryć. To właśnie wzmacnia jego pozycję w wewnętrznych rozgrywkach. Rowhani cieszy się bowiem niezłą reputacją zarówno u ajatollaha, jak i wśród czołowych duchownych oraz polityków w kraju. Uważają, że nowy prezydent nie zrezygnuje łatwo z obrony irańskich interesów w zakresie obronności. Podczas kampanii niektórzy przeciwnicy próbowali przedstawiać go jako kandydata miękkiego. Winili go za to, że za kadencji Chatamiego, gdy Rowhani był negocjatorem w sprawie energii nuklearnej, program wzbogacania uranu został zawieszony. Tyle że nie chcieli pamiętać, że to pod jego okiem znowu go uruchomiono. Iran odmroził ten program, jeszcze zanim prezydentem został radykał Ahmadineżad. Rowhani ma więc kredyt u służb bezpieczeństwa i wielu duchownych. Jak go wykorzysta? – Nie mam wątpliwości, że zmiany nastąpią. Po raz pierwszy w historii tak wysoko postawiony polityk publicznie skrytykował próby cenzurowania internetu. Mówił też o przetrzymywaniu w areszcie domowym dwóch reformatorów: Mahdiego Karubiego i Mir-Hoseina Mousawiego. To nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Ale Zachód musi dać Rowhaniemu dwie rzeczy: przestrzeń i czas. To będą zmiany płynące z wewnątrz systemu i choćby dlatego nie nastąpią tak szybko, jak ludzie na Zachodzie myśleli. Na pewno reformowanie kraju nie będzie przebiegało tak linearnie, jak to sobie czasem tu wyobrażamy. Wybory w 2009 r. skończyły się niepokojami. W oczach większości Irańczyków były one sfałszowane. Ale tym razem ajatollah zwrócił się bezpośrednio do ludzi, którzy mniej lub bardziej otwarcie kontestują obecny kształt tutejszej sceny politycznej. Powiedział: „Nawet jeśli nie popieracie systemu, idźcie głosować”. – Z pewnością obawiał się powtórzenia wydarzeń z 2009 r. Apelując do tych, którzy kwestionują fundamentalny kształt systemu, ajatollah zademonstrował, że nie chce powrotu do sytuacji sprzed czterech lat. Warto też podkreślić, że tym razem z wielką ostrożnością manewrował, tak by zachować równy dystans w stosunku do kandydatów. Przykład? Wielu komentatorów na Zachodzie automatycznie zakładało, że ponieważ Said Jalili był najbardziej radykalny ze wszytkich kandydatów, najbliżej było mu do ajatolaha. Ale tak naprawdę Jalili tylko zręcznie próbował się przedstawiać jako człowiek ajatollaha. Ten nigdy go jednoznacznie nie poparł. Jak podkreśla wielu komentatorów, w rzeczywistości każdy z kandydatów, który przeszedł przez sito wstępnej selekcji, miał dobre relacje z najwyższym przywódcą. Dotyczy to też Rowhaniego. Trudno nawet powiedzieć, czy ajatollah

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 33/2013

Kategorie: Świat