Stocznia bez Szlanty

Stocznia bez Szlanty

Były prezes robił wszystko, żeby Stocznia Gdynia nie dostała rządowych pieniędzy Rząd chce ratować polskie stocznie. Za pośrednictwem Agencji Rozwoju Przemysłu pieniądze ma otrzymać między innymi Stocznia Gdynia. Niestety, udział skarbu państwa w gdyńskiej stoczni wynosi niecałe 25%. A kto daje pieniądze, ten chce sprawować kontrolę nad ich właściwym wydatkowaniem. Zwłaszcza gdy są to pieniądze podatników. Scenariusz dokapitalizowania stoczni akcjami należącymi do skarbu państwa nie odpowiadał człowiekowi, który jeszcze do niedawna decydował w niej o wszystkim. Jeden ze współwłaścicieli Stoczni Gdynia, jej były prezes – Janusz Szlanta, robił wszystko, by stocznię uratować, a jednocześnie wszystko, by nie otrzymała pieniędzy. Kilka dni temu Rada Nadzorcza Stoczni Gdynia odwołała Szlantę ze stanowiska. Ta sama rada, w której jeszcze do niedawna były prezes miał mocne układy. O odejściu Janusza Szlanty mówiono już od dawna, lecz traktowano to jako wydarzenie mało prawdopodobne. Ostatnio coraz częściej słychać było, że główną przeszkodę na drodze ratowania gdyńskiej stoczni stanowi osoba jej szefa. – Akcjonariusze Stoczni Gdynia zadecydowali, że konieczna jest zmiana w zarządzie, gdyż stocznia znajduje się w bardzo trudnej sytuacji ekonomiczno-finansowej – mówi rzecznik stoczni, Mirosław Piotrowski. – Uznali również konieczność pilnej restrukturyzacji zakładu. Ludzie się boją O Stoczni Gdynia, szczególnie w kontekście ostatnich niechlubnych wydarzeń, pisały już wszystkie gazety. Pisaliśmy i my, między innymi przy okazji wyrzucenia za bramę Związku Zawodowego „Stoczniowiec”. Związek ten jako jedyny za rządów Janusza Szlanty głośno i zdecydowanie bronił praw pracowniczych. Już wówczas wielu członków wyrażało opinię, że poprawa sytuacji w zakładzie będzie możliwa tylko po odejściu prezesa. – Stało się to, co powinno nastąpić już dawno – mówi mężczyzna stojący obok stoczniowej bramy. – Odkąd przyszedł do nas Janusz Szlanta, wciąż źle się tu dzieje. Nie, nie chcę rozmawiać z prasą – przerywa wystraszony i odchodzi. Bramę zakładu opuszcza grupa pracowników. – Tak, wiemy, że Szlanta nie jest już prezesem – mówi jeden z mężczyzn. – A czy to coś zmieni, czy on na pewno nie będzie w stoczni rządził? – zastanawia się drugi. – Za jego rządów słyszało się tu tylko o aferach – wtrąca kobieta. – Kto mówi prawdę, już naprawdę nie wiadomo. Nie, nie podamy nazwisk, nie chcemy rozmawiać – przerywa nagle rozmowę i wszyscy szybko się oddalają. Pod koniec marca Rada Nadzorcza Stoczni Gdynia zaaprobowała plan naprawczy przedstawiony przez ówczesnego prezesa Janusza Szlantę, a następnie… odwołała go ze stanowiska. – Uznano – tłumaczy Mirosław Piotrowski – że należy wybrać taką osobę, która da gwarancję realizacji tego programu. Centrum dla Amerykanów? Dziennikarze wciąż ujawniają nowe sensacyjne informacje, choćby o tym, że jacyś działacze partyjni żądali łapówki za rządowe gwarancje dla Stoczni Gdynia. To jednak nic w porównaniu z coraz bardziej nagłaśnianą sprawą umowy czy też porozumienia, jakie podobno mieli zawrzeć panowie Janusz Szlanta i James D. Halper ze Stanów Zjednoczonych (prezes TDA Capital Partners Inc.). Otóż kilka lat temu powołano do życia Synergię 99 – spółkę, której zadaniem miało być m.in. zagospodarowanie 70 ha gruntów należących do Stoczni Gdańskiej. Janusz Szlanta został przewodniczącym rady nadzorczej tej spółki, a James D. Halper jej członkiem. Blisko trzy lata temu zarejestrowano Synergię 2000. Jeśli nasze informacje się potwierdzą, może się okazać, że cenne hektary w centrum Gdańska zmienią właściciela. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, Stocznia Gdynia zawarła umowę sprzedaży udziałów spółki Synergia 99 m.in. Synergii 2000 oraz TDA Capital Partners Inc. A do Synergii 99 wniesiono wcześniej wspomniane grunty. – O sprawie wyprowadzania pieniędzy z naszej stoczni głośno jest nie tylko w Gdańsku – mówi Leszek Świętczak, przewodniczący ZZ „Stoczniowiec”. – Wiem, że sprawa jest w prokuraturze, ale nie mogę się wypowiadać – twierdzi Mirosław Piotrowski. – Od dwóch dni mamy nowego prezesa. Wciąż odbywa narady i spotkania. Nie ma dla mnie czasu, a bez jego zgody nie mogę udzielić żadnych informacji. Zresztą w tej sprawie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2003, 2003

Kategorie: Kraj