Amerykańskie sądy coraz surowiej karzą wojujących przeciwników aborcji “Będą dalej (na nas) pluli, ale przynajmniej nie będą szarpać i bić po głowach”, ocenił wydany tuż przed wakacyjną przerwą wyrok Sądu Najwyższego USA lekarz-ginekolog ze stanu Colorado. W kolejnej rundzie trwającej już prawie 30 lat wojny, jaka toczy się w Ameryce pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami aborcji, osoby opowiadające się za wolnym wyborem kobiety uzyskały znowu (częściową) satysfakcję. Waszyngtońscy sędziowie odrzucili zarzuty organizacji walczących z przerywaniem ciąży, że wydawane w kolejnych stanach zakazy zbliżania się do osób wchodzących i wychodzących z klinik ginekologicznych są sprzeczne z prawem. “8 stóp (czyli niespełna 2,5 metra – przyp. BG) to najmniejsza możliwa strefa naszego bezpieczeństwa i dobrze, że chociaż tyle nam Sąd Najwyższy zapewnił”, powiedziała w telewizji NBC jedna z pielęgniarek. Popychanie personelu i pacjentek takich szpitali, a nawet brutalne ciosy były jeszcze kilka lat temu na porządku dziennym. Drugi wyrok dotyczył prawa do tzw. późnej aborcji. Naciskana przez fundamentalistów legislatywa stanu Nebraska zabroniła takich zabiegów nawet, jeśli byłby to jedyny sposób uratowania życia matki. Sąd Najwyższy USA uznał jednak, że grożenie lekarzom karami za taką aborcję jest sprzeczne z prawem i konstytucją, a na dodatek zakaz później aborcji “w nieuzasadniony sposób ogranicza prawo kobiety do decydowania w tych sprawach”. Zwłaszcza ta druga formuła wywołała wściekłość antyaborcjonistów i zadowolenie zwolenników przerywania ciąży. “To dobry znak przed batalią, jaka czeka Billa Clintona w tej samej kwestii”, napisał “The Washington Post”, mając wyraźnie na myśli zapowiedziane już przez prezydenta Stanów Zjednoczonych złożenie weta do przegłosowanego wiosną przez Izbę Reprezentantów zakazu tzw. późnych aborcji, który na razie ugrzązł w dyskusjach Senatu. “Znamienne, że prawa do przerywania wczesnej ciąży nikt w Kongresie USA w sensie prawnym już nie kwestionuje”, zauważył przy tym “The New York Times”. Rzeczywiście, politycy – poza skrajnymi konserwatystami w rodzaju Pata Buchanana, który startuje w tegorocznej walce o Biały Dom z ramienia (sic!) Partii Reform – zaakceptowali już oczywistą prawdę, że to kobieta powinna decydować, czy chce urodzić dziecko, czy też zrobić tego nie może. Ani George Bush Junior, ani republikańscy kongresmeni nie obiecują dzisiaj batalii o całkowitą banicję dla lekarzy-ginekologów. Ogromna w tym zasługa Billa Clintona. Kiedy po raz pierwszy obejmował on urząd prezydenta, Stany Zjednoczone były obszarem wręcz zastraszania zwolenników aborcji. Clinton – który zawsze deklarował się jako zwolennik wolnego wyboru kobiety – zaczął proces powrotu w tej dziedzinie do normalności, doprowadzając m.in. do zaostrzenia kar dla wojujących, łamiących prawo antyaborcjonistów. Jeśli w latach 80., poza wyjątkami zabójstw czy też brutalnych pobić, sprawcy przestępstw popełnianych w walce z aborcją mogli liczyć na szybkie zwolnienie z aresztu, od 1994 roku już sam udział w demonstracji naruszającej spokój szpitala zaczął być karany karą nawet roku pozbawienia wolności lub grzywną w wysokości do 100 tysięcy dolarów. Za bardziej drastyczne zachowania można było w ostatnich latach spędzić w więzieniu trzy i więcej lat. Dziś mówi się w USA, że zwłaszcza finansowe grzywny utemperowały najbardziej krewkich fundamentalistów. Dwa lata temu takim ostrzeżeniem stał się m.in. wyrok sądu w Chicago. Wykorzystując ustawę przeciwko przestępczości zorganizowanej nakazał on liderom dwóch największych organizacji antyaborcyjnych zapłacić łącznie ćwierć miliona dolarów kary za organizowanie demonstracji tuż pod drzwiami klinik dokonujących aborcji, a nie – jak przewidują przepisy uchwalone w 1993 roku – co najmniej w odległości 30 metrów od takich budynków. Rok później 14 działaczy ugrupowań zwalczających prawo do aborcji otrzymało jeszcze dotkliwszy cios finansowy. Sąd w stanie Oregon przyznał 107 milionów dolarów odszkodowania dla organizacji Planned Parenthood i grupy ginekologów przerywających ciąże. Antyaborcjoniści zostali ukarani za sprzeczne z prawem wykorzystanie w walce z aborcjami… Internetu. Pozakładali oni strony internetowe, przypominające listy gończe, na których wymienione były nazwiska ginekologów, a także ich adresy, numery telefonów i numery rejestracyjne samochodów, wreszcie imiona ich dzieci i współmałżonków. Inkryminowane strony zatytułowane
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









