Studia bezpłatne czy na kredyt?

Studia bezpłatne czy na kredyt?

Poseł Celiński proponuje pierwszy rok za darmo, potem kredyty studenckie z możliwością umorzenia Jakiś czas temu pisaliśmy o pomyśle bonu oświatowego odkurzonym przez minister Katarzynę Hall. Choć bon oświatowy nie został jeszcze ostatecznie pogrzebany, to od tamtego czasu niewiele o nim słychać. W zamian przedstawiono nam koncepcję wypływającą z podobnych założeń, którą nazwano bonem studenckim. Jej autorem jest poseł LiD, Andrzej Celiński. O co w tym pomyśle chodzi i jak na niego zareagowali koledzy Celińskiego z LiD? Bon studencki Pierwszym założeniem pomysłu Celińskiego jest faktyczna likwidacja bezpłatnych studiów dziennych. Odtąd wszyscy mieliby płacić za studia. Wyjątek stanowiłby pierwszy rok studiów. Ten byłby opłacany przez państwo dla wszystkich studentów. Pieniądze trafiłyby więc zarówno do szkół państwowych, jak i prywatnych. Reszta środków, jakie państwo przeznacza na edukację, trafiałaby do Narodowego Funduszu Kredytowego, w którym kredyt zaciągnąć mogliby wszyscy studenci. Aby to uczynić, nie potrzebowaliby żadnych zabezpieczeń, jego oprocentowanie zaś równałoby się inflacji plus 1%. Spłata kredytu rozpoczęłaby się rok po zakończeniu studiów. Studentom osiągającym najlepsze wyniki w nauce część lub całość kredytu byłaby umarzana. Celiński proponuje, aby umorzenie zależało także od sytuacji na rynku pracy. – Nauczyciel z Gołdapi miałby np. 100-procentowe umorzenie kredytu, a prawnik z międzynarodowej korporacji spłacałby go w całości – tłumaczy Celiński. Jego koncepcja wywołała ciekawą polemikę, będącą żywym dowodem różnic dzielących poszczególne formacje tworzące Lewicę i Demokrtów. Jako pierwszy do pomysłu Celińskiego odniósł się Marek Borowski. Przypomniał, że koncepcja byłego ministra kultury była przez niego przedstawiona już wcześniej na forum wewnątrzorganizacyjnym. Nie zyskała jednak poparcia ani w SdPl, ani w LiD. Borowski opowiedział się za utrzymaniem bezpłatności studiów i – w drodze zwiększania nakładów na publiczne uczelnie wyższe – za zwiększaniem liczby studentów mogących korzystać z bezpłatnej edukacji na państwowych uczelniach. „Prawo do możliwie najlepszego wykształcenia uważamy za podstawowe prawo obywatelskie w dzisiejszej Polsce. Wprowadzanie dodatkowych opłat nie służy realizacji tego prawa”, podsumował Borowski w oświadczeniu opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej”. Pomysł Celińskiego nie podoba się też członkom młodzieżówki SdPl. – Dla nas jest to krok w stronę komercjalizacji nauki. Kredyty mają być umarzane, ale kto nam zagwarantuje, że następny rząd w ramach łatania kolejnej dziury budżetowej nie zrezygnuje z tego rozwiązania – zastanawia się Łukasz Markowski ze Stowarzyszenia Młoda Socjaldemokracja. Inny punkt widzenia zaprezentował natomiast Władysław Frasyniuk. Oskarżył on Borowskiego o „blokowanie ważnej debaty” i przyrównał go do wirusa, który należy usunąć. Na zakończenie swojego artykułu Frasyniuk stwierdził jeszcze, że „w polskich realiach to biedniejsza część społeczeństwa sporo płaci, otrzymując w dodatku gorsze wykształcenie”. Argument ten powraca przy każdej dyskusji o szkolnictwie wyższym. Warto się do niego odnieść. To nie zamożność w pierwszym rzędzie decyduje o szansach dostania się na bezpłatne studia na renomowanej państwowej uczelni, tylko kapitał kulturowy, czyli wiedza i umiejętności, jakie ludzie nabywają w procesie socjalizacji. Osoba o wysokim kapitale kulturowym nie ma problemu z konstruowaniem zdań złożonych, bywa w teatrze i wie, kim był Freud. Ta charakterystyka pasuje do osoby pochodzącej z przeciętnej polskiej inteligenckiej rodziny. Tyle że inteligencja wcale nie jest grupą uprzywilejowaną materialnie! Wszak w Polsce nauczyciel zarabia nieporównywalnie mniej od budowlańca. Co prawda na studiach bezpłatnych jest więcej dzieci nauczycieli niż murarzy, ale nie dlatego, że ich rodzice więcej zarabiają. Wprost przeciwnie. Oczywiście państwo powinno podejmować działania zmierzające do zwiększenia szans edukacyjnych potomka murarza. Czy jednak tym działaniem ma być likwidacja bezpłatnych studiów wyższych? W projekcie Celińskiego niepokoi pewien szczegół, który może zostać przeoczony podczas pobieżnej lektury. Mianowicie pierwszy rok studiów miałby być bezpłatny. Na wszystkich uczelniach. Oznacza to, że państwo finansowałoby prywatne uczelnie wyższe, które w Polsce (poza kilkoma chlubnymi wyjątkami) reprezentują żenująco niski poziom naukowy. Jednocześnie dla swoich właścicieli są źródłem niejednej mniejszej bądź większej fortuny. Samym studentom uczelni prywatnych należy współczuć, że płacąc spore czesne, otrzymują w zamian towar wybrakowany. Czy jednak ich sytuację

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2008, 2008

Kategorie: Kraj