Świadek zbrodni

Świadek zbrodni

Nieoczekiwany suplement do książki „Zemsta zza grobu Stanisława Pytla” Mord w Brzozowej w relacji jego uczestnika Decydując się na wydanie „Zemsty zza grobu Stanisława Pytla” w tygodniach burzliwej dyskusji nad IPN-owską ustawą o ochronie „dobrego imienia narodu”, w tym „żołnierzy wyklętych”, liczyłem się z grożącymi mi konsekwencjami. Książka bowiem jest relacją z historycznego śledztwa dotyczącego okoliczności i uwarunkowań zwyrodniałego zachowania ludzi, głównie sąsiadów ofiar, którzy w pijackim amoku postanowili spalić wraz z gospodarstwem całą rodzinę, w tym pięcioro małych dzieci. Eugeniusz Nicpoń („Granit” vel „Ryś”) strzelał z odległości 2-3 m do matki trzymającej na ręku niespełna dwumiesięczną córkę. Dziecko trafił w lewe udo, matkę zaś w okolicę serca. Tenże osobnik, zapamiętany w Brzozowej nie tylko z akcji „palimy Pytlów”, wraz z Czesławem Gągolą był w 2006 r. jednym z „bohaterów ziemi brzeskiej” w uroczystości religijno-patriotycznej z okazji 11 Listopada, nazwanej „Wypominki Narodowe”. Przypomnę za „Zemstą…”: „Scenariusz i uroczystość szkolną przygotowali uczniowie klas II i III pod opieką nauczycieli. Dekorację stanowiły biało-czerwona flaga, makieta pomnika z symbolami okresów historycznych: pasiakiem, kotwicą Polski Walczącej na fragmencie muru, flagą Solidarności i czerwonym makiem, slajdy z napisem: »Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci«”. Jak czytamy w scenariuszu, celem tej uroczystości było „wychowanie w duchu patriotyzmu i nadrzędnych wartości, rozwijanie i pogłębianie zainteresowań przeszłością, kształtowanie aktywnych postaw społecznych i religijnych oraz kształtowanie umiejętności pracy w zespole i wystąpień publicznych”. Spektakl co najmniej dwukrotnie wystawiono w kościołach w Brzesku. Uciekinier z rzezi Opublikowanie „Zemsty…” wywołało różne reakcje. Planowane na 3 marca przez Fundację Oratio Recta, wydawcę książki i PRZEGLĄDU, promocyjne spotkanie z mieszkańcami Brzozowej zostało storpedowane przez jednego z brzozowian i przeniesione do sąsiedniego Gromnika na 26 czerwca. Natomiast nie mogłem przewidzieć, że za sprawą tej książki dotrę do wyznań Seweryna Hermana, uczestnika, a raczej świadka zabójstwa Pytlowej, Stało się to za sprawą emerytowanej nauczycielki Ewy Węcławiak. Oto fragment jej listu: „Jakież było moje zdziwienie, gdy w »NIE« zobaczyłam reklamę Pana książki »Zemsta zza grobu Stanisława Pytla«. Tytuł nic mi nie mówił. Dopiero gdy zaczęłam czytać reklamujący ją tekst, zszokowało mnie, że znam to wydarzenie. Imiona też były mi znane, ale nazwisko nie Pytel, tylko Wójcik1. Gdy przeczytałam nazwisko Nicpoń, byłam pewna, że opowiedział mi o tym zdarzeniu jego uczestnik, mieszkaniec mojej rodzinnej wioski, Starkówca Piątkowskiego, gmina Środa Wielkopolska koło Poznania, pan Seweryn Herman”. Pani Węcławiak wyjawiła powód, dla którego nawiązała ze mną kontakt: „Obserwując to, co dzieje się w Polsce, rodzące się nastroje nacjonalistyczne, chyba podświadomie chcąc ostrzec młodych, czym jest wojna i co ona czyni z ludźmi, gdy zaciera się granica między dobrem i złem, zaczęłam spotykać się z osobami, które wojnę przeżyły, pamiętają ją i chcą o niej mówić”. Jedną ze spotkanych osób był właśnie Seweryn Herman ze Lwowa, który do Brzozowej trafił w maju 1944 r. jako uciekinier z Kresów przed rzeziami wołyńskimi. W ocenie autorki listu „czuł się żołnierzem dumnym ze swej walki i zobowiązanym do wykonywania rozkazów dowódców”. Seweryn Herman szczegółowo opowiedział, w jaki sposób trafił do AK: „Po paru dniach pod wieczór przyszło do nas trzech panów w długich płaszczach. Ja wtedy byłem w domu. Zaczęli nas wypytywać, m.in. skąd przyjechaliśmy, czym się zajmujemy itp. Zorientowaliśmy się, że to są akowcy. Zainteresowali się mną. Zaczęli mnie wypytywać, ile mam lat, jakie mam wykształcenie. W końcu jeden z nich powiedział, że będę im potrzebny i chyba nie odmówię. Tak zostałem wciągnięty do Armii Krajowej. Ja ich nie szukałem, sami do nas przyszli, a odmówić nie pasowało. Ci panowie byli z 16. Tarnowskiego Pułku Piechoty AK ze zgrupowania »Barbara«, którego dowódcą był Eugeniusz Antoni Borowski »Leliwa«. […] Ja podlegałem por. Czesławowi Gągoli »Goliatowi«. W tym oddziale najpierw pracowałem w zaopatrzeniu. Przewoziłem aprowizację. W nocy wyjeżdżałem końmi. Konie te pochodziły od miejscowych dwóch gospodarzy, ale oni sami nie chcieli jechać. Jadąc, przekraczałem główną szosę prowadzącą z Tarnowa do Nowego Sącza. Tak w połowie tej trasy znajdowała się miejscowość Rożnów. W Rożnowie na Dunajcu były jezioro prewencyjne, tama i elektrownia. Tam było dużo Niemców z SS i dlatego szosą z Tarnowa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 26/2018

Kategorie: Historia