Z Mariuszem Czerkawskim, najlepszym zawodnikiem w historii polskiego hokeja, właśnie biorącym ślub rozmawia Waldemar Piasecki, Raperswil – Jaki miałeś wieczór kawalerski? – Nie bardzo był na to czas. Ze Szwajcarii przyleciałem późno w piątek, a ślub był w sobotę. Uznajmy, że taką imprezą mogło być przyjęcie, jakie urządził w Zurichu Henryk Gruth z okazji 50. urodzin. To jedyny polski hokeista, jaki trafił do Hall of Fame IIHF czyli Holu Sławy Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie. Kiedy ja zaczynałem w GKS Tychy, Henio był najbardziej znanym zawodnikiem drużyny, kapitanem reprezentacji narodowej. W sumie zagrał w niej 248 razy, w tym na czterech kolejnych olimpiadach. Na dwóch był chorążym narodowej ekipy olimpijskiej. Potem miał wspaniałą karierę w Szwajcarii. To legenda polskiego hokeja. Był moim idolem na lodzie. Kibicował moim występom w NHL. Teraz robi to w Szwajcarii, gdzie moja kariera dobiega końca. Wracając do jego pięćdziesiątki, impreza odbyła się w polskiej restauracji pod Zurichem. Zabawa była fajna, ale niestety trzeba było wracać do domu do Raperswilu na trening… – Twoją wybranką jest Emilia Raszyńska, modelka, wicemiss Polonia z 1999 r. – Zgadza się. – Jak poznałeś Emilkę? Podobno na imprezie z udziałem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego? – Było to w maju przed pięciu laty w Warszawie. Była to impreza urodzinowa mego przyjaciela, postaci znanej w Polsce, w której brało udział wielu ludzi publicznie znanych, celebrities. Był na niej także, o ile dobrze pamiętam, Aleksander Kwaśniewski. Ponieważ impreza miała topową oprawę, uczestniczyły w niej także hostessy, dbające, aby goście się nie pogubili i byli w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Pamiętam, że chciałem wyjść na taras, aby łyknąć świeżego powietrza. Nagle wpłynęła przede mnie piękna dziewczyna ze słowami: „Proszę nie wychodzić, za chwilę będą toasty”. Tak poznałem Emilkę. Byłem zupełnie oczarowany. Starałem się już do końca party trzymać niedaleko i coś tam do niej zagadywać. Wreszcie przy pożegnaniu zapytałem o telefon, którego nie chciała mi podać, a już w żadnym wypadku zapisać. Nieco szarżując, powiedziałem, że wystarczy, że raz usłyszę, to zapamiętam. Na co usłyszałem, że numer jest trudny do zapamiętania. Dziewczyna szybko go powiedziała, a ja oniemiałem, bo był łudząco podobny do numeru mojej szwedzkiej komórki. – Tej 708-287-277? – Tej samej. Oczywiście na drugi dzień zadzwoniłem. Z radością stwierdziłem, że: 1) nie wpuściła mnie z numerem w maliny; 2) zrobiło na niej wrażenie, że zapamiętałem; 3) zechce się ze mną umówić na kawę w Marriotcie. – Czy można zapytać, co Emilka robiła na tej imprezie? – Jej koleżanka, profesjonalna hostessa, zachorowała i poprosiła Emilkę o zastępstwo, a ona się zgodziła. Można powiedzieć, że gdyby nie ta choroba, nie znalazłbym wtedy żony… – …lub inną. Zakładając, że też pchałbyś się na balkon, kiedy wznoszą toast, a zdrowa koleżanka chciałaby temu faux pas profesjonalnie zapobiec. – Zapewniam cię, że nie żałuję. – Emilka jest Mazurką? – Tak. Pochodzi ze Szczytna. Jest w ogóle zagorzałą patriotką mazurską. Dzięki niej zacząłem ten region naprawdę poznawać i odkrywać. Rozumiem teraz, dlaczego ludzi tak tam ciągnie. – Nie będzie nietaktem, gdy spytam o rodzinę żony? – Mama Emilki była nauczycielką, tato nie żyje. Ma młodszego brata i młodszą siostrę, pracujących i studiujących. Bardzo fajni ludzie. – Co sprawiło, że staliście się z Emilką tak… kompatybilni? – Emilka jest dziewczyną pełną życia i… akcji. Kocha podróże i towarzystwo ludzi. Gra w tenisa, siatkówkę, pływa, jeździ na skuterze wodnym. Nie jest typem domatorki przesiadującej w kuchni. Ta właśnie potrzeba akcji sprawia, że pasujemy do siebie. – A jak trzeba coś zrobić do jedzenia? – Emilka umie i lubi gotować. Czy to będą polskie naleśniki, czy włoskie spaghetti czy amerykański stek wołowy. Zdecydowanie bardziej wolimy jednak iść do jakiejś dobrej restauracji. Gusta kulinarne mamy zresztą także takie same. Tradycyjna polska kuchnia, włoska i japońska. Nie toczymy wojen dietetycznych, zmuszając się do jedzenia sałatek pod kilkunastoma postaciami. Wspólnota talerza bardziej łączy mężczyznę i kobietę, niż można to sobie wyobrazić. – Kosmetyków chyba jednak używacie różnych… Czy byłbyś może w stanie
Tagi:
Waldemar Piasecki









