Szelmostwa Kawalera

Szelmostwa Kawalera

Berlusconi, wielki iluzjonista, który uwodził talentem do robienia pieniędzy, zakłada nową partię 18 miesięcy po przegranych wyborach parlamentarnych ekspremier Silvio Berlusconi wciąż nie potrafi się pogodzić z porażką. Nie rozmawia ze zwycięzcą wyborów, centrolewicowym premierem, lewicowym katolikiem Romanem Prodim. Wciąż szuka winnych niepowodzenia we własnych szeregach. Spece od politycznego PR mówią, że ma 71 lat, że czas zaczął pracować przeciwko niemu mimo przeszczepów cebulek włosowych i operacji plastycznych. Magnat telewizyjny Berlusconi jest człowiekiem o mentalności przedsiębiorcy i wielką wagę przywiązuje w polityce do marketingu i reklamy. Uznał, że skoro jego partia, Forza Italia, i centroprawicowa koalicja rządowa Dom Wolności tym razem przegrały głosowanie, trzeba zmienić nazwy handlowe, które teraz źle się sprzedają. W tych dniach ogłosił z otwartego samochodu podczas „zaimprowizowanej” konferencji prasowej na jednej z ulic rodzinnego Mediolanu, że tworzy ze swymi zwolennikami nową siłę polityczną. Ma się nazywać Partia Wolności Narodu Włoskiego albo po prostu Partia Wolnego Narodu. Do zmiany dotychczasowej nazwy zdopingowała Berlusconiego także odnowa wizerunku głównej partii centrolewicowej koalicji rządzącej. Ma ona w swych szeregach zarówno dawnych eurokomunistów, jak i lewicę byłej chadecji. Już w październiku porzuciła nazwę Demokraci Lewicy i wystąpiła w nowych szatach Partii Demokratycznej. Jej symbolem umieszczonym na włoskim trójkolorowym sztandarze są inicjały P(artido) D(emocratico) i gałązka oliwna przypominająca o dotychczasowej nazwie koalicji rządowej Drzewo Oliwne, której trzon stanowi. Obsesja Berlusconiego „Skoro przegraliśmy nieznacznie w wyborach, organizujemy plebiscyt, który wykaże, że ťwolny naródŤ jest z nami”, mówi Berlusconi. Jego zwolennicy rozstawili na ulicach 10 tys. stolików i w ciągu trzech dni – jak twierdzi były premier – zebrali pod żądaniem nowych wyborów podpisy 7 mln Włochów. Główny sojusznik Berlusconiego, lider konserwatywnego Sojuszu Narodowego, Gianfranco Fini, z którym ekspremier nie konsultował swych planów, uważa, że popełnia on „błąd za błędem” i uprawia bezproduktywną propagandę populistyczną. „Złamał jedność centroprawicy i traci czas na obsesyjne, bezsensowne wzywanie do przedterminowych wyborów w nadziei, że doprowadzi do upadku obecnego centrolewicowego, chrześcijańskiego rządu Romana Prodiego”, oświadczył zręczny i skuteczny polityk, jakim jest Fini. Tymczasem rząd Prodiego ominął zasadzki i zdołał przepchnąć w parlamencie ustawę budżetową, na której miał się potknąć. Podczas gdy Berlusconiemu przez pięć lat nie udało się zrealizować obietnicy taniego państwa i stworzenia miliona nowych miejsc pracy, centrolewica, mimo iż wewnętrznie mocno skłócona, w ciągu pierwszego roku rządów wykazała się zmniejszeniem do jednej czwartej rocznego deficytu handlowego i wzrostem eksportu o ponad 25%. „Kawaler”, jak żartobliwie nazywają Berlusconiego media, przyzwyczajony do absolutnego posłuszeństwa dyrektorów w firmach należących do jego koncernu medialno-budowlano-ubezpieczeniowego Fininvest, nie toleruje krytyki również w szeregach koalicji. Przezwisko „Kawaler” wzięło się stąd, że w 1977 r. jako wybijającego się przedsiębiorcę budowlanego prezydent Giovanni Leone odznaczył go Orderem Pracy. Berlusconi został więc kawalerem państwowego orderu. Reagując parę dni temu na wypowiedzi dotychczasowych sojuszników, nazwał ich ektoplazmą, która ponosi winę za wszystkie jego porażki. „Przez pięć lat moich rządów – skarżył się na zgromadzeniu Forza Italia w Mediolanie – wywierali na mnie naciski, wskutek których nie udało mi się spełnić obietnic wyborczych: bardziej zredukować podatków, odebrać przywilejów czerwonym kooperatywom producentów wina i oliwy, sprywatyzować usługowych przedsiębiorstw samorządowych i obniżyć kosztów utrzymania rządu”. W odpowiedzi dotychczasowi sojusznicy Berlusconiego – konserwatyści i ekschadecy – zarzucili mu „propagandowe bicie piany” i oświadczyli, że „koalicja już nie istnieje”. Niezależnie od tego, co się jeszcze wydarzy we Włoszech w najbliższym czasie, pewien rozdział w najnowszej historii kraju dobiega końca. Włoskie media głoszą, być może trochę na wyrost, koniec „czasu Berlusconiego” w polityce. Ten magnat telewizyjny przez ostatnich kilkanaście lat był dla rodaków symbolem amerykańskiego snu we włoskim wydaniu. Potwierdzeniem, że każdy pucybut, byle cwany, może zostać milionerem. Sam zaczynał w wieku 18 lat jako kupiec domokrążca, wciskając gospodyniom domowym elektryczne odkurzacze. Dzięki pomocy stryja, który zajmował wysokie stanowisko w jednym z banków, ukończył studia prawnicze. Przydało mu się to w przyszłości w niezliczonych procesach,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 49/2007

Kategorie: Świat