Tag "AGROunia"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Bagno bagnu nierówne

„Zawsze myślałem, że moje książki są ciekawsze niż moje życie. Ale świat postanowił się z tym nie zgodzić”, powiedział Salman Rushdie w rozmowie z Davidem Remnickiem dla „New Yorkera”. Brytyjski pisarz, pochodzący z Indii, obłożony w 1988 r. fatwą przez ajatollaha Chomeiniego po opublikowaniu powieści „Szatańskie wersety”, patrzy na świat jednym okiem. Po ataku nożownika, który w czerwcu ub.r. zadał mu kilkanaście ciosów, stracił oko, nie w pełni włada ręką, utracił czucie w palcach, pisze dzisiaj z trudem. Najpewniej kolejną powieść napisze o doświadczeniu zamachu, w podobnym autobiograficznym kształcie jak wcześniejszą, zatytułowaną „Joseph Anton”, opisującą lata przeżyte w ukryciu, kiedy ochraniała go brytyjska policja. Wtedy musiał się konfrontować z opiniami, wedle których fatwę sam sprowokował, obrażając „uczucia religijne” muzułmanów. Zamachowiec, 24-letni Hadi Matar, Amerykanin, którego rodzice pochodzą z Libanu, już po aresztowaniu powiedział tabloidowi „New York Post”: „Nie lubię go. Nie uważam go za bardzo dobrą osobę. To ktoś, kto zaatakował islam, zaatakował system wartości i wierzeń”. Osobisty nosiciel fatwy. No i te moje ulubione „wartości”, wierzenia, uczucia religijne. Rushdie z sarkazmem zauważa, że kiedy się ukrywał, było to dla wielu osób problemem: „Nie podobało im się to, przecież powinienem był umrzeć. Teraz, gdy prawie umarłem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wzloty, upadki, nadzieje i rozczarowania roku 2022

Nie tak miało być! Rok 2022 był rokiem złym i był rokiem próby. Był zły, bo niemal cały upłynął pod znakiem wojny za naszą wschodnią granicą, napaści na sąsiada, której nie da się w żaden sposób uzasadnić. Wojna ustawiła nam życie publiczne, media, nawet opozycję, przykryła inne sprawy. Co tu dużo gadać, okazała się dla PiS politycznym złotem. Trzeba też było przyjąć miliony uchodźców, dać im dach nad głową i środki na przeżycie. A w dłuższej perspektywie – możliwość adaptacji, znalezienia pracy, mieszkania, szkoły dla dzieci. Tę próbę, której poddał nas miniony rok, przeszliśmy – tak mówią wszyscy, więc chyba powinniśmy z tą opinią się zgodzić – z sukcesem. Poza tym był to rok dwóch plag, które nawiedziły nasz kraj. Pierwsza to drożyzna, szalony wzrost cen i powrót do dawnych czasów, co do których byliśmy przekonani, że nie wrócą – że ceny idą w górę i każdy większy wydatek trzeba planować. Druga plaga to coś dobrze nam znanego, ale tym razem to „coś” wystąpiło w większym natężeniu – głupota naszych polityków. Życie polityczne w Polsce w minionym roku przekroczyło wszelkie bariery. Symboliczny jest wyczyn komendanta głównego policji, który wystrzelił w swoim gabinecie z granatnika. Przebił sufit,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Rachunek jak wyrok

Nie jesteśmy w stanie płacić pięć razy więcej za prąd. Jako przedsiębiorcy zostaliśmy na lodzie Pod hasłem „Stop drożyźnie” odbył się w Bydgoszczy protest przedsiębiorców. Zorganizowała go Katarzyna Borkowska-Kiss, właścicielka kawiarni Fanaberia. Trzeba walczyć „To koniec. Nie jesteśmy w stanie walczyć dalej. Skrzynka pozostanie otwarta tylko do najbliższej soboty. Nie jesteśmy w stanie płacić pięć razy więcej za prąd. Jako przedsiębiorcy zostaliśmy na lodzie”, napisał 3 października w mediach społecznościowych Mateusz Grzębski, właściciel sklepu oferującego żywność od lokalnych dostawców. Warzywniak działał w dobrym punkcie, na skraju starówki. Dla lokalsów wygodnie, dla innych bydgoszczan też, bo po drodze z pracy. – Skrzynkę otworzyłem 31 marca zeszłego roku – opowiada pan Mateusz. – Wróciłem akurat z Włocławka, skąd pracowałem zdalnie podczas lockdownów, a przy okazji pomagałem rodzicom rozkręcić ich sklep. Pochodzę z gospodarstwa ogrodniczego. Gdy rozpoczęła się pandemia, rodziców nie wpuszczono na targowisko. Mieli zioła w doniczkach – straż miejska uznała, że nie są to artykuły żywnościowe, tylko kwiaty. Tata wrócił z towarem do domu i zapadła decyzja, że trzeba otworzyć własny punkt sprzedaży. Rodzicom się udało, a ja po powrocie do Bydgoszczy postanowiłem skopiować ich pomysł – warzywniak oparty na małych, rodzinnych gospodarstwach, z towarem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Rolnik karmiony kłamstwami

Gdy ludziom grozi zima bez opału, a ceny energii i kredytów szaleją, to sprawy wsi schodzą na dalszy plan. Choć nastroje wśród rolników są najgorsze od lat, nie ma Leppera, który by potrząsnął nieudacznikami z PiS. W rolnictwie jest ich jeszcze więcej niż w innych branżach. Ale powoli coś się zmienia. Cierpliwość ludzi się kończy. Wieś, która wyniosła tę prawicową zbieraninę do władzy, może ją za rok pogonić. Wrzucenie Janusza Kowalskiego na fotel wiceministra rolnictwa wygląda na typowe dla tej władzy naigrawanie się z ludzi. Albo na testowanie cierpliwości rolników. I sprawdzanie, ile jeszcze takich żab mogą połknąć. Takie nominacje, choć wymuszone przez Ziobrę, pokazują, że prezes Kaczyński traci poczucie realizmu. Podobnie jak hierarchia Kościoła katolickiego, która w sprawach wsi, choć oczywiście nie tylko, zachowuje się, jakby była bratem bliźniakiem PiS. Rolnicy znaleźli się w bardzo marnym położeniu. Spotkania z władzami niewiele dają. A za kłamstwa, które rozdają ministrowie, nie da się kupić coraz droższych nawozów, środków ochrony roślin ani paliwa. Tym bardziej że produkty rolne tanieją. Rynek jest zasypany ukraińskimi zbożami, które miały trafić do portów, ale trafiły do polskich magazynów. Jakoś nikt nie patrzy, że do ich produkcji używano chemii zakazanej w Unii. Polacy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Kredki, ściąga, mielizna, ławeczka

Polska, rozumiana jako emanacja poczynań, zachowań i wynurzeń ludzi władzy, coraz intensywniej przypomina marny slapstick. Sam burleskowy żart może komuś się podobać, innemu – nie bardzo. Jeśli jednak „najważniejsze osoby” w państwie (naprawdę, naprawdę najważniejsze? Tylko sobie wyobraźmy, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w jednej chwili znikają: ten premier, ten nadpremier, prezydent i ci śmiechu warci ministrowie, szefowie służb – świat natychmiast ukołysałby się do spokojnego snu i nabrał harmonii, nic innego nie trzeba by już robić) zachowują się jak chłopcy w krótkich spodenkach, do tego stroją te potwornie poważne ich zdaniem miny, które mają podkreślić, jak bardzo przejmują się odgrywaną rolą – to śmiech więźnie w gardle. A cały spektakl, niezależnie od żenującego poziomu artystycznego, jest niezwykle kosztowny. Michał Kołodziejczak, szef Agrounii, nie miał żadnego kłopotu z zadrwieniem niemiłosiernie ze skrajnej niekompetencji nowo mianowanego „wiceministra” rolnictwa, posła Janusza Kowalskiego. Scena wręczenia „ministrowi” Kowalskiemu kredek i kartek papieru wraz z zaleceniem, żeby narysował sobie pola i traktory i na tym zakończył aktywność na niwie zarządzania rolnictwem, jest zjawiskowym przykładem, jak należałoby traktować nominacje i samozadowolenie członków tej ekipy. Ponieważ jednak poseł Kowalski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Chleba naszego powszedniego

Tanie ukraińskie zboże dobija polskie rolnictwo Od marca do końca maja br. ceny rzepaku w naszym kraju oscylowały między 4 tys. a 4,6 tys. zł za tonę. Dziś można za tonę zapłacić 2,9-3 tys. zł. Tona pszenicy konsumpcyjnej kosztowała od 1,6 tys. do 1,8 tys. zł, by pod koniec czerwca – w zależności od województwa – spaść do 1,2-1,3 tys. zł. Z cenami pszenicy paszowej jest jeszcze gorzej – w połowie maja płacono za nią nawet 1,6 tys. zł za tonę. Dziś 1,1-1,2 tys. zł z wyraźną tendencją spadkową. Rolnicy spodziewają się, że w kolejnych tygodniach pokonana zostanie psychologiczna bariera 1 tys. zł. Podobnie kształtują się ceny kukurydzy, jęczmienia i żyta. Kto za to odpowiada? Ukraina, Komisja Europejska, rząd Mateusza Morawieckiego i niezawodny Putin. Polska wieś znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Tony pszenicy na granicy Powiedzieć, że rolnicy są dziś wściekli, to nic nie powiedzieć. Zgoda, w latach 2019-2021 pszenica kosztowała 650-850 zł za tonę, rzepak 1650-2450 zł, a chłopi płakali, że to bardzo mało. Michał Kołodziejczyk z Agrounii wyprowadzał na drogi swoich zwolenników i domagał się zmian w polityce rolnej. Lecz w tamtych latach ceny nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, benzyny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przyduszeni długami

Co dziesiąty Polak nieterminowo reguluje swoje zobowiązania O pieniądzach, zwłaszcza o tych pożyczonych, wiele osób nie chce rozmawiać. To temat tabu, wstydliwie skrywany i od razu wzbudzający nerwowość. Właścicielka sklepiku ze starociami, w którym można wygrzebać prawdziwe cuda po przystępnych cenach, płoszy się, gdy pytam ją o kredyt. Twierdzi, że pożyczek nigdy nie brała, bo są dla niej za drogie, nie wyszłaby na swoje. Dzięki wiernym klientom i wyrozumiałym dostawcom jakoś przetrwała czas covidowego zamknięcia, planuje przetrwać też czasy szalejącej inflacji. – Mam stałych dostawców, jestem z nimi zaprzyjaźniona, w razie czego poczekają na zapłatę – dodaje. Emerytka, z którą rozmawiam przed dworcem w Elblągu, zamierzała wziąć 4 tys. zł kredytu na odnowienie mieszkania, ale gdy się okazało, że za trzy lata musiałaby oddać 7,5 tys., zrezygnowała. Jeszcze nie wie, co zrobi, może pożyczy od dzieci albo od znajomych. Szefowa spożywczaka w miasteczku na Pomorzu mówi, że pracuje na okrągło w „piątek, świątek i niedzielę”, bo ma na głowie pożyczkę oraz samochód i wyposażenie sklepu w leasingu. Na szczęście kredyt ma ze stałym oprocentowaniem. – Taka piękna wiosna, aż żal tutaj siedzieć, ale nie mam innego wyjścia, sklepu opuścić nie mogę nawet na chwilkę, bo zaraz podnosi się krzyk, klienci się dobijają, dzwonią, a najgłośniej krzyczą ci, którzy żyją na koszt państwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Polski bank dla polskich rolników

Dziś problemy mają rolnicy. Ale w miastach mało kogo to obchodzi. Refleksja przychodzi w czasie zakupów, gdy przy kasie ceny produktów wariują. Rolnicy dostają za nie grosze. Na ich pracy żerują tabuny pośredników i sieci handlowe. Porównanie cen, jakie trafiają do rolnika, z tymi, które płaci konsument, pokazuje, jak bezczelna jest to grabież. Oczywiście w majestacie prawa. Polskie rolnictwo chętnie pokazywane jest jako przykład udanej transformacji. I grzechem byłoby negować to, co udało się rolnikom osiągnąć. Ale głupotą jest udawanie, że ostatnie lata to na wsi pasmo sukcesów. Poprawa życia wynikająca z programów socjalnych rządu jest niewątpliwie plusem. Za to w sferze gospodarczej problemy rolnictwa rosną równie szybko jak długi rolników. Bez zmiany polityki rządu będzie tylko gorzej. Dzisiejsze ceny artykułów spożywczych mogą mocno poszybować. Zmiana musi objąć podstawy finansowania rolnictwa. Jakimi instytucjami bankowymi dysponuje tam państwo? Przed laty sprzedano BGŻ, a później skutecznie zmarginalizowano banki spółdzielcze i SKOK-i. Sprzedanie BGŻ, głównego instrumentu uprawiania polityki państwa na wsi, uważam za coś znacznie gorszego od głupoty. Co mamy w zamian? Francuski bank o nazwie BNP Paribas Bank Polska. Rolnicy nijak nie mogą pojąć, po co końcówka tej nazwy. Chodzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Co zamiast komisji śledczej?

Powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie Pegasusa wydaje się coraz mniej realne. Bez Kukiza opozycja nie ma w Sejmie większości koniecznej do jej powołania. Kukiz jest za, ale chce być przewodniczącym tej komisji. Tu zaczynają się schody. Po pierwsze, opozycja boi się takiego niezrównoważonego i przez to nieprzewidywalnego przewodniczącego. Po drugie, są przeszkody formalne. Kukiz jest członkiem trzyosobowego koła poselskiego. A wedle obowiązujących przepisów członkiem takiej komisji może zostać poseł, który reprezentuje klub parlamentarny lub koło, mające przedstawiciela w Konwencie Seniorów. Koło Kukiza nie jest reprezentowane w Konwencie Seniorów, bo nie istniało w dniu rozpoczęcia kadencji Sejmu. Kukiz nie może więc być ani przewodniczącym, ani nawet członkiem komisji śledczej. Trzeba by dla niego zmienić regulamin Sejmu, choć wiem, że niektórzy prawnicy uważają, że Kukiz mimo wszystko może być członkiem komisji. Tymczasem pojawia się nowy problem. Przesłuchiwany, a ściślej wysłuchiwany, przez senacką komisję prezes Agrounii Michał Kołodziejczak powiedział, że Kukiz, gdy w poprzedniej kadencji Sejmu był członkiem komisji ds. służb specjalnych, wygadał się przed nim, że wie – jak można się domyślać, z obrad komisji – iż Kołodziejczak i jego otoczenie są inwigilowani przez służby specjalne. Jeśli Kołodziejczak mówi prawdę, zachodziłoby podejrzenie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czapkowanie się skończyło

Trzy lata istnieje spółka Centralny Port Komunikacyjny, a ludzie z Baranowa i okolic nadal nie wiedzą, na czym stoją To największa inwestycja infrastrukturalna w Polsce. Pod lotnisko gigant zostaną wywłaszczeni ludzie z ogromnej połaci gruntu. Ale rząd chyba uznał, że przeznaczeni do wysiedlenia mieszkańcy gmin Baranów, Wiskitki i Teresin powinni na tym stracić, skoro inwestycja jest patriotyczna i wyniesie nasz kraj na wyżyny światowego rynku lotniczego. Oni jednak tracić nie chcą. Tym bardziej gdy słyszą o intratnych transakcjach, które miała okazję przeprowadzić żona premiera. Na czwartek 16 grudnia ub.r. w Baranowie zaplanowano spotkanie Rady Społecznej ds. CPK oraz dwóch wójtów i jednego burmistrza z prezesem spółki z o.o. Centralny Port Komunikacyjny Mikołajem Wildem. Rada społeczna mówi, że to spółka CPK prosiła o spotkanie, CPK zaś, że rada społeczna. Teraz to i tak nie ma znaczenia, bo spotkanie się nie odbyło. Kiedy bowiem zgromadzeni przedstawiciele rady i samorządu zorientowali się, że prezes Wild nie przybył ani nie przysłał w zastępstwie jednego z dwóch wiceprezesów spółki, uznali, że spotkanie należy odwołać. Zanim to nastąpiło, na salę wkroczyli przedstawiciele miejscowych rolników i zaprosili reprezentantów spółki CPK do wyjścia przed budynek. A tam czekał tłum mieszkańców, z traktorami i rozłożonym na plandece obornikiem. Następnego dnia spółka CPK

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.