Chleba naszego powszedniego

Chleba naszego powszedniego

Tanie ukraińskie zboże dobija polskie rolnictwo

Od marca do końca maja br. ceny rzepaku w naszym kraju oscylowały między 4 tys. a 4,6 tys. zł za tonę. Dziś można za tonę zapłacić 2,9-3 tys. zł. Tona pszenicy konsumpcyjnej kosztowała od 1,6 tys. do 1,8 tys. zł, by pod koniec czerwca – w zależności od województwa – spaść do 1,2-1,3 tys. zł. Z cenami pszenicy paszowej jest jeszcze gorzej – w połowie maja płacono za nią nawet 1,6 tys. zł za tonę. Dziś 1,1-1,2 tys. zł z wyraźną tendencją spadkową. Rolnicy spodziewają się, że w kolejnych tygodniach pokonana zostanie psychologiczna bariera 1 tys. zł. Podobnie kształtują się ceny kukurydzy, jęczmienia i żyta. Kto za to odpowiada? Ukraina, Komisja Europejska, rząd Mateusza Morawieckiego i niezawodny Putin. Polska wieś znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Tony pszenicy na granicy

Powiedzieć, że rolnicy są dziś wściekli, to nic nie powiedzieć. Zgoda, w latach 2019-2021 pszenica kosztowała 650-850 zł za tonę, rzepak 1650-2450 zł, a chłopi płakali, że to bardzo mało. Michał Kołodziejczyk z Agrounii wyprowadzał na drogi swoich zwolenników i domagał się zmian w polityce rolnej. Lecz w tamtych latach ceny nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, benzyny i oleju napędowego, węgla i energii elektrycznej były kilka razy niższe niż dziś.

Rolnicy, którzy wiosną tego roku kupili nawozy, zapłacili za nie trzy razy więcej niż rok temu. I wiedzą, że po żniwach nie uzyskają za zboża ceny, która pokryje poniesione przez nich koszty.

Powód jest oczywisty – pod koniec kwietnia Komisja Europejska, w związku z wojną w Ukrainie, zaproponowała zawieszenie na rok ceł na wszystkie importowane z tego kraju towary. W maju Rada Unii Europejskiej przyjęła tę propozycję i na początku czerwca Polskę zalała fala taniej pszenicy oraz innych zbóż, których, ze względu na zajęcie przez Rosjan ukraińskich portów nad Morzem Czarnym oraz blokadę Odessy nie można z tego kraju wywieźć.

Oficjalnie pszenica miała z trójmiejskich portów trafić do państw afrykańskich. Jednak część została sprzedana na pniu rodzimym producentom pasz oraz spółkom handlującym zbożem, a to z kolei odbiło się na cenach.

Schemat był prosty – ciężarówki wypełnione ukraińskim zbożem przekraczały granicę w Korczowej, Dorohusku lub Hrebennem, po czym zamiast do Gdańska jechały albo do pobliskiego punktu skupu zboża, albo do zakładów produkujących paszę. Upusty sięgały nawet 40-50% polskiej ceny, co czyniło biznes wyjątkowo opłacalnym. Nic dziwnego, że w czerwcu ceny zbóż w punktach skupu spadły i nadal spadają.

Rolnicy są zdenerwowani, bo do żniw zostały dwa tygodnie i nikt nie wie, po ile jesienią będzie pszenica. Jeśli gospodarz miał szczęście i zakontraktował ją wczesną wiosną po 1,6-1,7 tys. zł za tonę, nie powinien czuć się wygrany. Jest wielce prawdopodobne, że spółka, która zawarła z nim umowę, tyle mu nie zapłaci, bo oznaczałoby to dla niej dużą stratę.

Możemy dziś mówić, że w polskim rolnictwie runął system kontraktacji, który i tak był bardzo słaby. A to oznacza jeszcze większą niepewność i rosnące z dnia na dzień ryzyko w prowadzeniu gospodarstw.

Rolnicy oglądają TVP Info i znają rządowe plany wprowadzenia wakacji kredytowych dla tych, którzy zaciągnęli kredyty mieszkaniowe. I zaczynają pytać, dlaczego oni nie mogą liczyć na takie przywileje. Wszak normalne funkcjonowanie – zwłaszcza wielkotowarowych gospodarstw – jest bez kredytów bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Czy ci rolnicy, którzy mają albo wkrótce będą mieli problemy ze spłatą zobowiązań, nie powinni także zostać objęci wakacjami kredytowymi?

Zwłaszcza że polska wieś zmaga się nie tylko z inflacją, spadającymi cenami zbóż, rosnącymi cenami środków produkcji i energii elektrycznej, ale też suszą, która dotyka coraz większe obszary upraw. Trzeba przyznać, że – na razie – nasi rolnicy wykazują wręcz anielską cierpliwość.

W ubiegłym tygodniu dziesiątki tysięcy holenderskich farmerów wyjechało traktorami na drogi i autostrady, by zaprotestować przeciwko polityce rolnej rządu premiera Marka Ruttego, która zakłada szybką redukcję emisji tlenku azotu. Moment został wybrany fatalnie. Ze względu na kryzys gazowy będący efektem wojny w Ukrainie drastycznie wzrosły ceny nawozów sztucznych. Wiosną poszły w górę koszty ogrzewania szklarni, co zmusiło część producentów kwiatów do zamknięcia interesu. Teraz rząd uznał, że trzeba wyrżnąć część stad krów, bo emitują one zbyt wiele gazów cieplarnianych do atmosfery. I rolnicy nie wytrzymali. Padły pytania, z jakiego mleka będą produkowane słynne holenderskie sery, np. gouda. Blokady dróg dojazdowych do centrów dystrybucyjnych popularnych sieci handlowych Lidl i Aldi sprawiły, że półki w supermarketach opustoszały. Policja, by poskromić protestujących, użyła gumowych kul, a w jednym przypadku ostrej amunicji. Na szczęście oberwał tylko traktor.

Czy we wrześniu i październiku będziemy świadkami podobnych protestów nad Wisłą? Jest to wysoce prawdopodobne. Inflacja może przekroczyć 20%, co oznacza, że rząd nie będzie w stanie nad nią zapanować. Złoty jest dziś rekordowo słaby. Nie daje to nadziei na obniżkę cen paliwa na stacjach benzynowych. No i bez cła jesienią wjadą do Polski transporty ukraińskiego zboża z tegorocznych zbiorów. Co dobije polskie rolnictwo.

Za wszelką cenę

Szacunki mówią, że z ubiegłorocznych zbiorów zostało w ukraińskich magazynach 20-25 mln ton zbóż, których z powodu wojny nie można wywieźć. Wiceminister rolnictwa Taras Wysocki powiedział ostatnio, że mimo trudności tegoroczne zbiory wyniosą co najmniej 50 mln ton. Część z nich powinna trafić na eksport. W tym – bez cła – do Polski. Oznacza to, że cena pszenicy, kukurydzy, żyta, a nawet bobiku będzie w tym roku nad Wisłą rekordowo niska. A to nie wszystko.

Ostatnio Kyryło Szewczenko, prezes Narodowego Banku Ukrainy, opublikował artykuł o groźbie wybuchu hiperinflacji, z powodu ogromnej emisji pieniądza. Dane, które podał, robią wrażenie. W marcu wyemitowano – czyli wydrukowano – 20 mld hrywien. W kwietniu i maju po 50 mld, a w czerwcu – 105 mld hrywien. W kolejnych miesiącach będzie podobnie. Bo, jak powiedział Napoleon Bonaparte, „do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy – pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy”. A ponieważ ściąganie podatków w Ukrainie jest dziś niezwykle utrudnione, administracja prezydenta Zełenskiego musi drukować pieniądze.

Dlatego, jeśli choć częściowo spełnią się ostrzeżenia prezesa Szewczenki, ceny zbóż w Polsce jeszcze spadną. Dla ukraińskich przedsiębiorców bowiem jedynym sposobem, by zdobyć gotówkę, zamienić ją na euro, dolary lub franki szwajcarskie i uchronić się przed jeszcze większymi stratami spowodowanymi hiperinflacją, będzie szybka sprzedaż tegorocznych zbiorów za wszelką, nawet bardzo niską cenę.

Dla rodzimych konsumentów i np. producentów drobiu, taki scenariusz oznacza, że ceny pieczywa i pasz nie będą zbyt szybko rosły, lecz dla rolników to katastrofa, którą rząd zbytnio się nie przejmuje.

Pod koniec maja br. w wywiadzie dla Programu I Polskiego Radia minister rolnictwa Henryk Kowalczyk oświadczył, że nasz kraj może pomóc Ukrainie w wywozie 1-1,5 mln ton zbóż miesięcznie transportem drogowym, choć będzie potrzebny dodatkowy tabor. Nie wydaje się to możliwe, gdyż oznaczałoby koniczność dwukrotnego powiększenia taboru kolejowego i drogowego, zaangażowanego dziś w transport ukraińskiego zboża. Rząd musiałby też  rozwiązać problem naszej zbyt skromnej infrastruktury portowej, która nie jest przystosowana do przeładunku takich ilości towaru.

Dlatego ukraińscy przedsiębiorcy będą pozbywali się swojego zboża tak szybko, jak to możliwe. To już się dzieje, przy czym to nie ukraińska pszenica, lecz kukurydza dominuje w punktach skupu i magazynach firm zajmujących się produkcją pasz. Te praktyki zdestabilizowały rynek zbożowy w kraju. A to dopiero początek.

Jeśli wojna potrwa dłużej, możemy się spodziewać, że Unia Europejska na kolejny rok zawiesi cła na ukraińskie  towary. Polska nie będzie miała nic do gadania. A rząd nie ma dziś żadnego pomysłu, co z tym zrobić.

Błogi sen ministra Kowalczyka

O tym, że sytuacja producentów zbóż w naszym kraju jest fatalna, wiedzą organizacje skupiające rolników. Larum podnosiła Agrounia, organizując tu i ówdzie blokady. Na początku czerwca prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz interweniował w tej sprawie u premiera Mateusza Morawieckiego oraz wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka. Pisał, że Unia Europejska choć zwolniła z cła ukraińskie zboże, „jednak pozostawiła możliwość wstrzymania importu, jeżeli będzie on powodował zachwianie konkurencyjności na rynku wewnętrznym UE”. Z czym – zdaniem prezesa KRIR – mamy dziś do czynienia.

Szmulewicz zwracał uwagę, że właścicielami wielkich obszarów, na których uprawiane są zboża, są często zachodnie koncerny lub ukraińscy oligarchowie. Jego zdaniem pomoc dla nich nie może odbywać się kosztem polskich rolników, którzy będą zagrożeni upadkiem gospodarstw. „Zbliżają się żniwa i konieczne jest opróżnienie magazynów, ponieważ polscy rolnicy nie będą mieli gdzie przechowywać nowo zebranych zbóż”, pisał Szmulewicz. I ostrzegał, że spowoduje to jeszcze większe załamanie rynku i obniżenie cen poniżej kosztów produkcji.

Prezes KRIR apelował do premiera Morawieckiego o interwencję i spowodowanie eksportu w pierwszej kolejności polskiego zboża. Pod koniec czerwca br. odpowiedział mu wiceminister w resorcie rolnictwa i rozwoju wsi Norbert Kaczmarczyk, który opisał doskonale znaną wszystkim sytuację i zapewnił, że „Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi będzie podnosić poruszone przez Pana Prezesa kwestie w celu uniknięcia destabilizacji tego rynku”. Zamiast konkretnej odpowiedzi urzędnicza nowomowa.

Z punktu widzenia rządu tanie ukraińskie zboże to drobny element w walce z inflacją. Przyczyni się do niewielkiego obniżenia cen pieczywa i drobiu, który karmiony jest paszą produkowaną z tamtejszych zbóż. A dopóki rolnicy nie wychodzą na drogi, nie blokują skrzyżowań i nie rozlewają gnojowicy przed biurami posłów Prawa i Sprawiedliwości, nie ma problemu.

Nikogo też nie interesuje jakość ukraińskiego zboża. To kraj spoza Unii Europejskiej, więc nie obowiązują w nim unijne ograniczenia w stosowaniu środków ochrony roślin, nasion GMO itp. Ukraińskie zboża przeznaczone do celów spożywczych, paszowych i do przerobu nie podlegają też granicznej kontroli fitosanitarnej Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. PIORiN kontrolowała wyrywkowo jedynie 10% takich transportów. A badanie obecności środków ochrony roślin i mykotoksyn w importowanej do naszego kraju żywności, w tym w zbożach, to domena Państwowej Inspekcji Sanitarnej.

Nie brakuje też obaw, że – niejako przy okazji – z Ukrainy do Polski trafiają nielegalne środki ochrony roślin. Zwalczaniem tego procederu zajmują się Krajowa Administracja Skarbowa, policja i Straż Graniczna. W roku ubiegłym KAS we współpracy z PIORiN ujawniła 186 przypadków nielegalnego przywozu środków ochrony roślin lub niedopełnienia obowiązków dokumentacyjnych. Pracownicy KAS udaremnili wprowadzenie na rynek 2816 kg/l środków ochrony roślin pochodzących z przemytu. Ponadto ujawniono 21 615 kg/l środków, które nie zostały zgłoszone do Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Roślin i Nasiennictwa.

Nie jest tajemnicą, że kontrole graniczne na przejściach z Ukrainą, są delikatnie mówiąc – symboliczne. Wynika to z ogromnego natężenia ruchu w obie strony, obok uchodźców szukających w Polsce schronienia na tereny naszego sąsiada płynie pomoc wojskowa i humanitarna. Z drugiej strony do naszego kraju wjeżdżają transporty ze zbożem i innymi ładunkami, o których bezpieczniej nie pisać.

Czym to się skończy? Nie wiadomo.

Wieś od lat jest zapleczem politycznym Prawa i Sprawiedliwości. Niskie ceny zbóż uderzają w ich polskich producentów. Na pewno zadowoleni są i będą producenci drobiu. Przy czym muszą być ostrożni. Ukraina to wielki producent mięsa drobiowego, które sprowadzane bez cła do UE może wyprzeć polskich producentów z lukratywnych rynków. Na pewno ukraińskie filety, skrzydełka i nóżki będą tańsze. Zatem czy przyjdzie nam zamykać kurniki? I czy po zakończeniu działań wojennych Unia Europejska wróci do ceł nakładanych na sprowadzane z Ukrainy towary? To zupełnie inna historia.

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2022, 29/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy