Tag "cywile"

Powrót na stronę główną
Świat

Rytm życia wyznacza ostrzał

Wojna w Jemenie: w dzień dostosowujemy rozkład swoich zajęć domowych do pór ataków

W 2014 r. w Jemenie wybuchła wojna, która trwa do dziś. W jej wyniku zginęło 150 tys. ludzi, głód towarzyszący konfliktowi pochłonął zaś ponad 220 tys. ofiar. Rok po wybuchu wojny Buszra al-Maktari postanowiła udokumentować cierpienie cywilów i przez dwa lata jeździła po kraju z narażeniem życia, by zebrać ponad 400 świadectw.

Śmierć na nabrzeżu

Na jawie i we śnie słyszę krzyk ludzi wołających o pomoc. Ilu ich było? Nie wiem, ale rysy niektórych pamiętam. Byli naszymi sąsiadami. Tak jak my uciekli z góry At-Tawanik. Wyciągają do mnie ręce. Tulę głowę swojego syna. Myślę o głowie oderwanej od ciała. Widzę, jak robi się coraz większa i przesłania niebo. Inne martwe ciała i jeszcze inne, wydające ostatnie tchnienie. Z otwartych żył drugiego syna wypływa krew. Płacz córeczki przywraca mi przytomność. Rannego syna niosę na plecach, a córkę trzymam za rękę. Idę chwiejnym krokiem, stąpam po trupach. Zwłoki syna i żony zostawiłem za sobą. Nie oglądam się wstecz, dochodzą do mnie płacz i ryk fal gwałtownie rozbijających się o nabrzeże. (Milknie).

O świcie sąsiedzi przynieśli wiadomość, że góra wpadnie niebawem w ręce milicji. Wejdą na górę i wedrą się do naszych domów. Samoloty ostrzeliwały rakietami sąsiednią górę, skały drżały nam pod stopami. Ludzi ogarnęła panika, jakby w powietrzu latała jakaś dusza nieczysta, wszyscy zaczęli myśleć o ucieczce. Ktoś powiedział, że dla uchodźców z gór podstawią łodzie, które przewiozą ich w bezpieczne miejsce. Pamiętam, że zapadła ciemność. Nie było prądu, ludzie odeszli, życie zamarło, wśród ponurej nocy rozlegało się tylko szczekanie psów, wstrząsały nią wybuchy pocisków i rakiet. Uzgodniliśmy z rodziną, że zejdziemy z góry o wschodzie słońca. Nie wzięliśmy ze sobą niczego prócz ubrań, które mieliśmy na sobie. Wszystko zostawiliśmy, jak było, i niecierpliwie czekaliśmy na świt.

O 6 rano zeszliśmy w dół. Niosłem na plecach córeczkę, żona i dwaj synowie szli obok mnie. Do tej pory rozlega się w mojej głowie stukot naszych kroków. (…) Strach odebrał mi mowę. Myślałem tylko o tym, żeby wcześnie dotrzeć do portu. Poganiałem żonę i dzieci, jakbym ścigał się z naszymi cieniami. Kiedy rozglądałem się wokół tamtego ranka, widziałem tylko nasze małe cienie i stopnie, po których z trudem schodziliśmy

Na nabrzeże dotarliśmy o 10. Tłoczyli się tam ludzie, dużo ich było, chyba setki. Byli wystraszeni jak my, niespokojnie się rozglądali. Tak jak my zeszli z naszej góry albo z tej naprzeciwko, albo przybyli z pobliskich rejonów At-Tawahi. Jedni nieśli trochę rzeczy osobistych, drudzy, jak my, nie mieli ze sobą nic. Tylko oni i dzieci.

Zobaczyłem naszego sąsiada Wahida al-Mauza i jego dzieci. Też mieszkał na górze, jego dom był nad naszym. Cała rodzina zeszła w dół z wyjątkiem dziadka, który wolał zostać w domu, żeby go pilnować. Stanąłem przy swojej rodzinie. Odpłynęła pierwsza łódź z 20 pasażerami. Błysnęła nam nadzieja na ocalenie. Przyjdzie nasza kolej, trzeba tylko poczekać i zachować cierpliwość. (Milknie).

Upał był nie do wytrzymania. Słońce wzniosło się już wysoko, jego promienie przypiekały nam twarze i głowy. Mężczyźni zaczęli rozmawiać, żeby zabić czas. W pobliżu nas kobiety opowiadały, co przecierpiały na tej wojnie: oblężenie, głód, gorąco, przerwy w dostawie prądu. Słuchałem, obserwując horyzont. W powietrzu było coś, co kazało mi zachować czujność. Córeczka krążyła wokół mnie i głośno się śmiała, a ja baczyłem na to, co się dzieje. Nie spuszczałem swoich bliskich z oka, pilnowałem, żeby dzieci się nie oddaliły. Nie wiem dokładnie, kiedy zalała nas wezbrana fala. Nie słyszałem odgłosu pocisku wystrzelonego w naszym kierunku przez milicję. Pamiętam tylko, jak leżeliśmy na nabrzeżu, chroniąc głowy i ciała. Minęło zaledwie kilka minut, kiedy uderzył drugi pocisk. Zasłoniłem głowę, a kiedy ją podniosłem, zobaczyłem, jak toczy się ku mnie głowa mojego syna. (Krztusi się, oczy zachodzą mu mgłą).

Czy zapomniałem inne szczegóły? Nigdy. Wszystko rozgrywa się w mojej głowie jak wieczna wojna na pełnym morzu między duchami bojących się śmierci a tymi, którzy bez litości ich zabijają. Kiedy próbuję przekonać sam siebie, że trzeba żyć dalej, zająć się leczeniem syna, zdobywać pieniądze na opłatę szpitali, córeczka, która skończyła trzy lata, przypomina mi o wydarzeniach tamtego poranka. Czasem długo mówi sama do siebie. Innym razem, kiedy przychodzą goście, siada w kucki: „Tata, pamiętasz, jak zginęła mama i brat? Huti odstrzelili głowę brata i zabili mamę”. Staram się sprawić, żeby zapomniała, ale ona uparcie wspomina. Rodziny ofiar nie zapominają zabójców. Nigdy nie zapomnimy twarzy morderców.

 

Adil Ahmad Rassam

O 11.30 6 maja 2015 r. milicje Hutich i Saliha ostrzelały łodzie uchodźców w porcie At-Tawahi w Adenie. Zginęły dziesiątki cywilów, w tym żona Adila Ibtisam Muhammad Abdu, jego syn Nijazi Adil Ahmad Rassam (10 lat), a drugi syn został ranny. Zginęła cała rodzina Wahida al-Mauza, ocalał tylko starzec, który został w domu.

 

Dusza brata nie ocalała

Na zewnątrz wciąż świszcze wiatr, wstrząsa naszą chatą, moja dusza się wzdryga. Nie ma tu nikogo prócz nas: mnie, mojego ojca, młodszego brata, palm i tej chatki stawiającej opór wiatrowi i zimnu. Czasami siadamy naprzeciwko siebie, uśmiechnięci, jakby reszta naszych bliskich wciąż była z nami, a czasami zdajemy sobie sprawę, że zginęli dawno temu, a tutaj pozostały tylko w mroku cienie naszych pochylonych głów. Zamykamy wtedy oczy i pogrążamy się w milczeniu.

Lecz smutek nigdy nie przemija, jak ten wiatr, który od miesięcy szarpie dachem naszej chaty. Smutek pożera nasze zmęczone dusze, czuwa jak oczy ojca utkwione w drzwiach w oczekiwaniu na powrót mojej matki i rodzeństwa. Smutek jest pozbawiony życia, tak jak moja żona i mój syn, tępy jak niemota mojego brata.

Cały czas prześladują mnie ich głosy i twarze. Pamiętam tamten poranek, było wpół do siódmej, leżałem w łóżku, jak zwykle o tej porze. Nie mieliśmy ciężkiej pracy, wymagającej zrywania się wcześnie rano, dlatego nie wstawaliśmy i czekaliśmy na poprawę pogody. Żona i syn chodzili na paluszkach, żeby nas nie zbudzić. W półśnie słyszałem ich kroki. Była pora śniadania i żona, matka i siostry zebrały się we wspólnej kuchni. Kuchnia jest na zewnątrz, w połowie drogi między moją chatą a tą należącą do ojca. Dochodziły mnie głosy bawiących się dzieci – młodszych braci i synka. Nadal drzemałem.

Nie usłyszałem nadlatującego

Fragmenty książki Buszry al-Maktari, Co zostawiliście za sobą? Głosy z kraju zapomnianej wojny, przeł. Hanna Jankowska, ArtRage, Warszawa 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Mgła wojny, czyli o Gazie wiemy za mało

Strefa Gazy cierpi na brak żywności, problemem są utrudnienia w raportowaniu wydarzeń międzynarodowej opinii publicznej

Jak podają Ministerstwo Zdrowia Strefy Gazy, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i Lekarze bez Granic, w punktach wydawania żywności w Strefie Gazy w pierwszych dniach czerwca doszło do strzelanin. Zdaniem Palestyńczyków winowajcami są izraelscy żołnierze, którzy trzy dni z rzędu mieli otwierać ogień do cywilów, zabijając kilkadziesiąt osób. Izrael wraz z uruchomioną niedawno Gaza Humanitarian Foundation zaprzeczają, by w ogóle doszło do strzelanin w niedzielę 1 czerwca i we wtorek 3 czerwca. W przypadku poniedziałkowej strzelaniny izraelskie wojsko informuje, że otworzyło ogień, ale do osób zagrażających izraelskim żołnierzom.

Sekretarz generalny ONZ António Guterres domaga się niezależnego międzynarodowego śledztwa w tej sprawie. Liczne organizacje humanitarne protestują zresztą przeciwko istnieniu Gaza Humanitarian Foundation, twierdząc, że jest upolitycznionym oszustwem łamiącym podstawowe założenia misji humanitarnych. Dyrektor wykonawczy GHF Jake Wood zrezygnował z pracy w fundacji dzień przed rozpoczęciem dystrybucji żywności. Wiele wskazuje na to, że projekt udzielania pomocy Strefie Gazy, wynikający w dużej mierze z amerykańskich nacisków na Izrael, przynosi więcej szkody niż pożytku.

Kryzys humanitarny czy brak ćwiczeń?

Strefa znalazła się w ogromnym kryzysie humanitarnym, co potwierdzają międzynarodowe organizacje pomocowe, od Światowego Programu Żywnościowego, przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i World Central Kitchen, po Lekarzy bez Granic czy Polską Misję Medyczną. Fakt, że ta mała enklawa od lat pozostaje pod izraelską okupacją (lub, jak wolą sami Izraelczycy, jest poddana blokadzie i oblężeniu, co brzmi jeszcze gorzej), do której swoje trzy grosze dorzuca Egipt blokujący jej południowe granice, stanowił podwaliny kryzysu. A spotęgowała go trwająca już półtora roku izraelska ofensywa, która kosztowała życie 54 tys. Palestyńczyków.

Nie pomaga też fakt, że Izrael uniemożliwia dostawy pomocy humanitarnej do Strefy Gazy, instrumentalizując ją i czyniąc bronią w konflikcie, niemal na równi z amunicją. Izraelscy politycy i wojskowi przekonują jednak, że ciężarówki z pomocą są rozkradane przez Hamas i nie trafiają do adresatów.

Zarzuty te zostały odparte przez Światowy Program Żywnościowy, ale także inne organizacje. Draginja Nadażdin, dyrektorka polskiego biura Lekarzy bez Granic, 21 maja w podcaście Dariusza Rosiaka „Raport o stanie świata” zaznaczyła, że jej organizacja nie zetknęła się z sytuacją, by dostawy były przejmowane przez Hamas. Izraelscy ministrowie, politycy i dyplomaci idą jednak w zaparte i przekonują, że za sytuację humanitarną odpowiedzialny jest Hamas. Mimo to powoli narracja zaczyna się zmieniać, co wyraźnie było widać na konferencji Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA) w Jerozolimie. Warto zaznaczyć, że o IHRA zrobiło się głośno przede wszystkim za sprawą roboczej definicji antysemityzmu, za której przyjęciem przez organizacje, państwa i samorządy (w tym w Polsce) lobbują liczni naukowcy i aktywiści.

W przemówieniu premier Beniamin Netanjahu oznajmił, że wśród „tysięcy więźniów” przejętych przez Izrael nie było żadnego wychudzonego, co oznaczałoby, że dostają oni jedzenie, ale za mało ćwiczą. Te oburzające słowa wpisują się w obowiązujący w Izraelu trend promowania braku empatii.

Deficyt empatii

Na początku maja minister dziedzictwa narodowego Amichai Elijahu, reprezentujący kierowaną przez Itamara Ben Gwira skrajnie prawicową partię Ocma Jehudit (Żydowska Siła), przekonywał w Kanale 7, że obowiązkiem Izraela powinno być bombardowanie pomocy humanitarnej i zagłodzenie Strefy Gazy. Kiedy polityk opozycji Jair Golan skrytykował postawę izraelskiego rządu i powiedział, że „zabijanie dzieci stało się hobby”, w sprzyjającym władzy Netanjahu Kanale 14 były parlamentarzysta Likudu, a obecnie przewodniczący partii Zehut, Mosze Zalman Feiglin, gardłował, że to nie Hamas jest wrogiem Izraela, ale „wrogie jest każde dziecko w Gazie. Musimy okupować Gazę i zasiedlić ją. Nie pozostanie tam ani jedno dziecko. Nie ma innego zwycięstwa”.

Na początku maja minister finansów Becalel Smotricz na konferencji dotyczącej osadnictwa zorganizowanej w osiedlu Ofra na Zachodnim Brzegu zapowiedział, że w ciągu pół roku Strefa Gazy zostanie całkowicie zniszczona, a cała jej populacja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Zakazany śmiercionośny złom – ale „nasz”

USA zadecydowały o wysłaniu do Ukrainy amunicji kasetowej. Jest wojna – potrzebna jest amunicja, o co chodzi? Co za pacyfistyczne międlenie? Zapytajmy więc, czym są bomby kasetowe. To bomby mieszczące w sobie nawet kilkaset mniejszych głowic. Eksplodując nad celem, rozrzucają mniejsze bomby na olbrzymiej przestrzeni. Szacuje się, że jedna taka bomba może mieć pole rażenia wielkości stadionu piłkarskiego. Używano ich w wielu konfliktach wojennych. Po raz pierwszy w czasie II wojny światowej, potem m.in. w Wietnamie, Libanie, Libii,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Niezagojona rana Osmańczyka

Edmund Osmańczyk zadedykował swój „Dziennik z Powstania 1944” maleńkiemu synkowi Łukaszowi. Nie potrafił do niego sięgnąć za życia. Dopiero po jego śmierci, w 50. rocznicę powstania, żona zdecydowała się wydać tę boleśnie kłującą książeczkę. 1 sierpnia: Niesamowita nierówność szans… Niesamowita nierówność walki. A więc powstanie. Decyzja zapadła i oto zamienia się w czyn. Serce wierzy w zwycięstwo. Umysł żre niepokój. (…) Za wysoką cenę zdecydowaliśmy się płacić! – mówi rozum. Wolność nie zna wysokiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Powstanie – rozdział wciąż otwarty

O powstaniu warszawskim coraz rzadziej mówią naoczni świadkowie. Do głosu za to dochodzą ci, którzy nie powąchali prochu. To oni są autorami „radosnej twórczości”. Ze szkodą dla faktów. Angielski historyk Norman Davies w pierwszej książce napisał: „Powstanie było największym i najtragiczniejszym błędem, jaki Polacy popełnili w swoich najnowszych dziejach”. W drugiej stwierdził: „Decyzja o powstaniu była słuszna, a całe powstanie udane, bo trwało aż 63 dni”. Młody czytelnik może pomyśleć, że bohaterski zryw warszawiaków byłby udany jeszcze bardziej,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

„Armia potrzebuje matek, ale nie tych karmiących”

Feminizacja sił zbrojnych RP postępuje tak sobie „A czy Polki walczą w Ukrainie?”, pyta mnie czytelnik po lekturze artykułu o ukraińskich żołnierkach (PRZEGLĄD nr 18). Walczą. Według oficjalnych zapewnień władz w Kijowie na wojnę z Rosją pojechało z Polski kilkadziesiąt osób. Tak naprawdę jest ich kilkaset, większość bowiem woli zachować anonimowość, o co najprościej w przypadku ochotników o mieszanym pochodzeniu i niezwiązanych z armią. Są wśród nich i kobiety. Jedna z moich koleżanek od połowy marca bije się w cudzoziemskim legionie. Żyje, obecnie przebywa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.