Tag "FC Barcelona"

Powrót na stronę główną
Sport

Świetny sezon Atlético Madryt

Trzecia siła w drodze po potrójny triumf

Nie lubię duopoli. Pytany: „Bach czy Vivaldi?”, odpowiadam: „Scarlatti!” (być może za sprawą młodzieńczych skojarzeń z libertyńską „Bestią” Waleriana Borowczyka); jak kto mnie pyta: „Morze czy góry?”, szczerze wyznaję, że wolę jaskinie, a w świecie futbolu zagadnięty: „Real czy Barca?”, odpowiadam zgodnie z prawdą: „Atlético!”.

W lidze hiszpańskiej byłem rozmiłowany, jeszcze zanim „Los Colchoneros” stali się jej trzecią siłą, ale od 13 sezonów jestem kibicem zaangażowanym emocjonalnie. Diego Simeone zbudował charakter, wizerunek i potęgę klubu z Madrytu, obecnie jest rekordzistą stażu w topowych ligach Europy i choć do wyniku Alexa Fergusona, który trenował Manchester United 26 lat, jeszcze mu sporo brakuje, wydaje się jedynym realnym kandydatem do pobicia tego wyniku.

Spośród par jednej ósmej Ligi Mistrzów, których rewanżowe mecze będziemy oglądać w tym tygodniu, najbardziej frapujące było zestawienie odwiecznych rywali z Madrytu. Mecz nie zawiódł – padły trzy nieziemskiej urody gole, starcie było wyrównane, a kwestia awansu pozostała otwarta. W niemal wszystkich pozostałych meczach sprawa jest już załatwiona (PSV Eindhoven zdołało nawet w roli gospodarza dostać historyczne baty, przegrywając z Arsenalem 1:7) albo niemal rozstrzygnięta (próżno mniemać, że Benfica zdoła odrobić straty na wyjeździe, skoro poległa z Barceloną, grając u siebie z przewagą zawodnika, zwłaszcza że Wojciech Szczęsny w końcu złapał rytm meczowy i znowu sięga wyżyn swojego talentu, na domiar dobrego wciąż pozostając talizmanem klubowym – z nim w bramce Barca jeszcze nie przegrała). Między Liverpoolem a PSG ciągle wszystko możliwe, ale mecz rozczarował, tymczasem derby Madrytu zostały rozegrane na wysokiej intensywności i z całą pewnością zasłużyły na miano spotkania kolejki.

Dla Simeonego stawka jest szczególnie wysoka – jako trener jeszcze nigdy nie wyeliminował Realu w Lidze Mistrzów, przegrywając dwa jej finały w dramatycznych okolicznościach. W 2014 r. jego piłkarze już witali się z gąską, od triumfu w Champions League dzieliły ich sekundy, ale stracili zwycięstwo w doliczonym czasie gry (za sprawą główki Sergia Ramosa), a potem rozsypali się mentalnie w dogrywce i przegrali ostatecznie 1:4. Dwa lata później musieli uznać wyższość rywali zza miedzy dopiero w rzutach karnych, kiedy Jan Oblak, mistrz gry na linii i bramkarskiej intuicji, stracił głowę w najważniejszym momencie. Nie ruszył się nawet przy żadnej z jedenastek, odgrywając rolę trzeciego słupka, choć co najmniej połowa strzałów była teoretycznie do wybronienia.

W miniony wtorek pod koniec meczu przy stanie 1:2 Simeone zdjął nawet napastnika Griezmanna, aby wpuścić obrońcę Le Normanda. Być może to pokłosie traum z dwóch przegranych finałów – trener wiedział, że jednobramkowa porażka z Realem na wyjeździe jest wynikiem jak najbardziej do odrobienia, wolał mieć wróbla w garści niż kanarka na dachu, głupia strata gola mogłaby postawić Atlético w arcytrudnej sytuacji – lepiej było zagęścić tyły.

Że nie ma strat nie do odrobienia, „Los Rojiblancos” dowiedli w niedawnym meczu Pucharu Króla, gdzie szalona tej zimy Barcelona pomimo straty dwóch goli na samym początku meczu pod koniec prowadziła już 4:2, by ostatecznie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Madrycki spleen

Barcelona na każdego rywala stosuje inny manewr taktyczny

Październik zakończył się dla madridistas koszmarnie, choć wszystko wskazywało na to, że nadchodzi dla Realu czas dionizyjski. W rewanżu za finał Ligi Mistrzów Królewscy wygrali z Borussią Dortmund w swoim stylu, jako specjaliści od spektakularnych remontad, od stanu 0:2 do przerwy wyciągnęli końcowy wynik 5:2. Rozszalały Vinicius ustrzelił hattricka i nabrał pewności, że Złotej Piłki nikt mu już nie odbierze.

Tak efektowny występ miał być języczkiem u wagi, setka dziennikarzy uprawnionych do głosowania miała się nie oprzeć takiemu popisowi. Połowę TOP 10 Złotej Piłki stanowili gracze Realu Madryt, trenerem roku został coach Galácticos Carlo Ancelotti, Vini już szykował olbrzymią imprezę, miał pomysł na okolicznościową koafiurę i umówionego fryzjera. Aż nagle poszedł przeciek: gremium w końcu sobie przypomniało o tym, że Złota Piłka to nie Złoty But (trofeum dla najlepszego snajpera lig europejskich) – i choć w ostatnich 15 latach tylko raz nagrodzono gracza, który nie był napastnikiem (Luka Modrić wzniósł trofeum w 2018 r.), tym razem przygotowano niespodziankę. Za najlepszego piłkarza świata uznano Rodriego, pomocnika Manchesteru City i reprezentacji Hiszpanii.

Odwołano lot, Real zbojkotował galę, dając wyraz przedszkolnej frustracji i błaźniąc się przed światem po raz drugi w ciągu kilku dni. Najpierw bowiem został zlany w swojej świątyni przez odwiecznego wroga, przegrywając El Clásico, najważniejszy mecz ligowy świata, aż 0:4. Powiedzieć, że Galácticos spadło morale, to nic nie powiedzieć.

Tutaj dygresja: może jednak im „s p a d ł y morale”, tak bowiem rzekł był ekspert telewizyjny, były piłkarz, a ja się zachwyciłem, jak niegdyś bym się wyniośle zmarszczył. Kiedy ktoś mówi „wziąść”, to jeszcze się wzdrygam jak na jadowite pająki jaskiniowe, bezlitośnie odróżniam też niechlujność wymowy od jej wady i tej pierwszej (np. „szeset złoty za ten swetr?!”) nie znoszę, ale już naturszczykowskie błędy frazeologiczne po prostu mnie rozczulają. Być może człowiek z wiekiem łagodnieje, a może to po prostu element podskórnego lęku przed AI i wyśnionym w koszmarach, nieludzko bezbłędnym i pozbawionym emocji botem komentatorskim.

Jeszcze zatęsknimy za żywymi sprawozdawcami i ich kiksami, jeszcze będziemy stawiać pomniki Dariuszowi Szpakowskiemu, ostatniemu, co tak lapsusy wodził. Errare humanum est, choć mało kto pamięta o drugim członie sentencji Seneki, w której mówi się, że co prawda popełnianie błędów jest ludzkie, lecz obstawanie przy błędzie jest już diablą strategią. Tym bardziej szanuję pana Dariusza, bo wprawdzie myli się seryjnie, także w wymowie nazwisk zawodników, ale nigdy tak samo: jak jest niepewny wymowy, to niczym Adaś Miauczyński za każdym razem stosuje inną z nadzieją, że za którymś trafi się prawidłowa.

Szpakowski jest stary, przetrwał w mediach publicznych już tyle systemów, rządów i zarządów, że należy mu się poważanie choćby na mocy ochrony zabytków; jego nieprzerwane istnienie w mediach mnie koi – niegdyś w podobny sposób Mieczysław Fogg uspokajał pokolenie naszych dziadków, 60 lat kariery scenicznej to nie w kij dmuchał, stąd dowcip z mumią, która wybudzona przez archeologów pytała, czy Fogg wciąż śpiewa.

Takie też ukojenie znajduję w karierze piłkarzy już pomnikowych, a jeszcze żwawo pomykających po boiskach, śrubujących rekordy strzeleckie i nieustępliwie wiodących prym w swoich drużynach. O trzeciej młodości Cristiana Ronalda, Leo Messiego czy Luki Modricia było już tej jesieni głośno, także na tych łamach zdumiewałem się i zachwycałem ich żywotnością. Teraz przyszedł czas na Roberta Lewandowskiego, bo nasz mistrz właśnie znowu zadziwił wszystkich i dopisał do listy spełnionych marzeń dublet i tytuł MVP (most valuable player, czyli najbardziej wartościowy gracz) w najsłynniejszym klasyku świata. Wygrać mecz na stadionie rywala to sukces, ale w Gran Derbi to nie wystarczy. W meczach odwiecznych rywali chodzi o to, żeby przeciwnika przed jego własną publicznością upokorzyć, odrzeć ze złudzeń, wyleczyć z marzeń, zdemolować i pozamiatać.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Kociarz pod prysznicem

Mam tak przeraźliwą alergię na koty, że nawet podczas kontaktu z kociarzami w neutralnej przestrzeni zaczynam kichać, no bo oni noszą na sobie alergeny, wszak w domach miętoszą te zwierzęta, pieszczą się z nimi, sypiają, dają się lizać na pożegnanie, więc wszystko, co na siebie włożą, jest przesiąknięte kociością, w dodatku mają kota na punkcie kota (jak pisała babcia Osiecka) i mnie to się udziela nader drażniąco. Jak kibice się dzielą na fanów Barcelony lub Realu, miłośnicy kontratenorów na wyznawców talentu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.