Tag "ideologia"

Powrót na stronę główną
Andrzej Romanowski Felietony

O koniokradach

Jakiś czas temu pewien publicysta (bardzo przeze mnie ceniony) ogłosił w pewnym organie prasowym (bardzo przeze mnie cenionym) opowieść o zasłużonej rodzinie, której przodkiem był – niestety – komunista. Publicysta tłumaczył: „W kapitalizmie wielkie rodziny miały za przodków koniokradów i innych łobuzów”. Zatem w tych felietonach trzeba się wziąć i za koniokradów. Zdawałoby się, że samo powstanie III Rzeczypospolitej uwolni nasz dyskurs od tendencji, którą była nasycona zarówno oficjalna mowa w PRL, jak i mowa solidarnościowa, wzięta w kleszcze politycznej poprawności. Zdawałoby się – co więcej – że ośmiolecie rządów PiS uodporni nas na wszystkie ideologiczne dyskursy. Tymczasem nic z tych rzeczy: fenomenem komunizmu nikt sobie nie zaprząta głowy, a słowo „komunista” nadal funkcjonuje wyłącznie jako wyzwisko. Oczywiście jestem stronniczy, bo z przyzwoitego artykułu wyciągam dwa niefortunne słowa. Ale jeżeli całość jest przyzwoita, to przecież jeszcze gorzej. Bo znaczy to, że wywód najbardziej nawet sensowny potrafi być zatruty. Że wraz z przyzwoitością łykamy także zatrute ziarna. Że wracamy do zatrutej humanistyki, za którą tylu z nas atakowało PRL. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 35/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym. a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Wymiana elit

Kaczyński nie ukrywa, że jednym z celów PiS jest wymiana elit w Polsce. W szczególności dotyczy to elit naukowych. Zwłaszcza zaś nauk humanistycznych i społecznych. Ta wymiana już się dokonuje. Jednak Polskiej Akademii Nauk tak po prostu zlikwidować nie można. Byłaby ogromna awantura nie tylko w Polsce – tym PiS za bardzo się nie przejmuje – ale także w świecie, bo PAN ma rozwinięte kontakty zagraniczne, wielu zagranicznych członków, wśród których są liczni uczeni światowej klasy. Powołuje się więc konkurencyjną Akademię Kopernikańską. Z czasem będzie się ograniczać finansowanie PAN, za to środki płynąć będą do Akademii Kopernikańskiej, zrzeszającej naukowców uznanych i wskazanych przez prezydenta. Tak po prostu nie da się też z dnia na dzień przejąć starych uniwersytetów, tworzy się zatem nowe, a stare dyscyplinuje poprzez regulowanie dofinansowania. Do tego dochodzi patologiczny system punktacji, wedle którego ten jest większym uczonym, kto ma więcej punktów, a o tym, kto ma więcej punktów, decyduje arbitralnie minister. To on bowiem ustala, które czasopismo jest wysoko punktowane, które mniej, a o wysokości punktacji nie decyduje obiektywna wartość czasopisma, wartość publikowanych w nim prac – liczą się względy ideologiczne i polityczne, a czasem, jak to w Polsce bywa, prywatne relacje i znajomości. Za artykuł opublikowany w niewątpliwie najpoważniejszym czasopiśmie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Jak obrażać i szkalować naród polski wciąż. Poradnik

Kiedy ministrem edukacji zostaje troglodyta, daremne jest oczekiwanie, że wielkiego ambarasu czy nieszczęścia nie będzie. Jest dokładnie na odwrót, uformowany przez autorytarno-faszystowski sznyt rzekomo państwowy „urzędnik” nie cofa się w swoich fantazjach ideologicznych (jezdem konzerwatyzdą i katolikiem) przed niczym. Kiedy przez lata dopuszcza się do pielęgnacji podglebia nacjonalistycznego, to nie dziwota, że zakwita później potworny kwiat antysemityzmu i rasizmu. Ożywa jak upiór z horrorów polska dusza, owa anima naturaliter endeciana, ogrzewa się w słoneczku zaimplantowanych do krwiobiegu państwa ksenofobii i szowinizmu. Tego właśnie jesteśmy świadkami podczas obecnej, niemającej precedensu w Polsce po 1989 r., nagonki rządowych polityków na badaczki/badaczy Zagłady, w szczególności na prof. Barbarę Engelking, autorkę uznanych i pionierskich prac o postawach polskiego społeczeństwa wobec masowego mordu na Żydach w czasie okupacji hitlerowskiej. Ludzie bez żadnego dorobku naukowego, opakowani równocześnie w tytuły naukowe (wylęgarnią jest Katolicki Uniwersytet Lubelski), bez najmniejszego skrępowania dokonują personalnych ataków na tych, w których pracy nie dominuje nacjonalistyczna mgła. Wystarczył jeden komentarz w programie publicystycznym – prof. Engelking w „Kropce nad i” Moniki Olejnik powiedziała: „Polacy mieli potencjał, by stać się sojusznikami Żydów, i można było mieć nadzieję, że będą się inaczej zachowywać, że będą neutralni, że będą życzliwi, że nie będą do tego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Niebezpieczni miliarderzy

Ludzie bogaci są dla wielu wzorem moralnym. Nie jest to przypadek. Kapitalizm produkuje i podtrzymuje przekonanie, że tylko najlepsi z najlepszych mogą osiągnąć wielki sukces materialny. Utożsamia zatem bogactwo z bardzo wartościowymi cechami charakteru, jak również z mądrością. A robi to za pomocą pewnej ideologii, która mu towarzyszy od dawien dawna. Szczególnie wpływowa była ona zawsze w Stanach Zjednoczonych, gdzie zrównanie bogactwa i cnót moralnych jest wręcz automatyczne. Znalazła wyraz m.in. w czynieniu dążenia do sukcesu finansowego wręcz imperatywem religijnym, czego świadectwo znajdujemy zarówno w „ewangelii bogactwa” bardzo wpływowego pisarza amerykańskiego XIX w., Horatia Algera, jak i w działalności XX-wiecznych teleewangelistów, którzy łączyli pochwałę kapitalizmu i bogactwa z przekazem religijnym, z reguły zresztą o charakterze fundamentalistycznym. Idzie on skądinąd pod prąd źródłowym ideom chrześcijaństwa, które każą patrzeć na bogactwo podejrzliwie („Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”). Przywołany powyżej przekaz ideologiczny, silnie obecny także Polsce, zostaje negatywnie zweryfikowany po bliższym przyjrzeniu się temu, co faktycznie miliarderzy robią, co myślą i czego chcą. Rzecz to zresztą nie nowa, wszak już dawni bogacze amerykańscy byli słusznie oskarżani o braki moralne i intelektualne. Dobrym przykładem jest tutaj Henry

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Wielkie religie przynoszą wielkie pieniądze

Mamy długą historię tego, jak na wierze zbijano majątki i sięgano po władzę Daniel Richard „Danny” McBride – amerykański komik, aktor i scenarzysta Jak się robi serial komediowy w czasach panowania koronawirusa? – Z powodu pandemii kręciliśmy „Prawych Gemstonów” aż przez siedem miesięcy. W tym okresie sytuacja się zmieniała, liczba nowych przypadków to wzrastała, to malała, a osoby z otoczenia ekipy przeżywały na przemian niepokoje, gdy okazało się, że ktoś miał kontakt z zakażoną osobą, i radość, gdy ktoś odzyskiwał siły oraz zdrowie. Bardzo trudno jest utrzymać jeden rytm takiej produkcji, ale robiliśmy, co mogliśmy, by pracować jak najlepiej. Bohaterom waszego serialu, pastorowi Gemstonowi i jego rodzinie, też udało się zażegnać kryzys wywołany tym, że wierni nie mogli odwiedzać świątyń i zasilać budżetu kościelnego datkami rzucanymi na tacę podczas mszy. – Sezon drugi zaczyna się kilka lat po wydarzeniach z poprzedniej serii. Spotykamy bohaterów, kiedy próbują się uporać z falą covidu. Wpadają na doskonały pomysł – wzorem dostarczycieli rozrywki zakładają platformę streamingową. Ta decyzja okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo ich msze i kazania docierają do jeszcze większej liczby wiernych, którzy mogą uczestniczyć w ich nabożeństwach wirtualnie. Serial pokazuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Mit self-made mana

Zapowiedziane ostatnio zmiany w systemie podatkowym wywołały lawinę komentarzy. Moją szczególną uwagę przyciągnęły te, w których pojawił się temat z uporem powtarzający się przez cały okres budowania kapitalizmu w Polsce. Idzie o przekonanie, że system ten daje szansę każdemu i jeśli ktoś przegrywa, sam jest sobie winien. Ostatnio szczególnie często pojawia się w tym kontekście wątek lenistwa (jak np. w komentarzu prof. Marcina Matczaka w „Gazecie Wyborczej”), wcześniej mówiło się dużo o „braku kompetencji cywilizacyjnych”, „naznaczeniu mentalnością PRL” albo o „wyuczonej bezradności”. Drugą stroną wspomnianego przekonania jest teza, że ci, którym się udało, zawdzięczają sukces tylko sobie. Są przykładem self-made mana, który dzięki ciężkiej pracy, uporowi i wyrzeczeniom realizuje swoje marzenia. Podejście to jest typowe dla naiwnego indywidualizmu (miałbym ochotę nazwać go popindywidualizmem), który stał się chlebem powszednim myślenia polskich biznesmenów, a pewnie i sporej części polskiej inteligencji. I jedni, i drudzy lubią wierzyć, że sukces zawdzięczają wyłącznie sobie. Wiara ta znakomicie współgra z dominującym na scenie ekonomicznej i politycznej neoliberalizmem, który od dziesięcioleci wmawia ludziom, że wszystko zależy od nich, każdy jest bowiem kowalem swojego losu. Wpędza on w poczucie winy tych, którym się nie udaje, przekonując ich fałszywie, że to z nimi coś jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.