Niebezpieczni miliarderzy

Niebezpieczni miliarderzy

Ludzie bogaci są dla wielu wzorem moralnym. Nie jest to przypadek. Kapitalizm produkuje i podtrzymuje przekonanie, że tylko najlepsi z najlepszych mogą osiągnąć wielki sukces materialny. Utożsamia zatem bogactwo z bardzo wartościowymi cechami charakteru, jak również z mądrością. A robi to za pomocą pewnej ideologii, która mu towarzyszy od dawien dawna. Szczególnie wpływowa była ona zawsze w Stanach Zjednoczonych, gdzie zrównanie bogactwa i cnót moralnych jest wręcz automatyczne. Znalazła wyraz m.in. w czynieniu dążenia do sukcesu finansowego wręcz imperatywem religijnym, czego świadectwo znajdujemy zarówno w „ewangelii bogactwa” bardzo wpływowego pisarza amerykańskiego XIX w., Horatia Algera, jak i w działalności XX-wiecznych teleewangelistów, którzy łączyli pochwałę kapitalizmu i bogactwa z przekazem religijnym, z reguły zresztą o charakterze fundamentalistycznym. Idzie on skądinąd pod prąd źródłowym ideom chrześcijaństwa, które każą patrzeć na bogactwo podejrzliwie („Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”).

Przywołany powyżej przekaz ideologiczny, silnie obecny także Polsce, zostaje negatywnie zweryfikowany po bliższym przyjrzeniu się temu, co faktycznie miliarderzy robią, co myślą i czego chcą. Rzecz to zresztą nie nowa, wszak już dawni bogacze amerykańscy byli słusznie oskarżani o braki moralne i intelektualne. Dobrym przykładem jest tutaj Henry Ford, którego skrajny antysemityzm i sympatie faszystowskie dobitnie świadczyły o niskich kwalifikacjach etycznych. Niestety, czasy nam współczesne przynoszą kolejne dowody na to, że bogactwo nie musi iść w parze z moralnością, rozsądkiem czy mądrością. Przywołajmy choćby zaangażowanie dzisiejszych miliarderów w szerzenie skrajnych politycznie ideologii. Emblematyczna jest tutaj postawa amerykańskich miliarderów – braci Koch. Od dziesięcioleci finansują prawicowe inicjatywy zmierzające w kierunku osłabienia demokracji i państwa amerykańskiego. Kroku dotrzymuje im inny miliarder, Robert Mercer, którego rola zarówno w kontekście amerykańskim, jak i brytyjskim jest godna potępienia. Wspiera on swoimi pieniędzmi amerykańskie ruchy prawicowe o charakterze anarchokapitalistycznym, walnie przyczynił się także do brexitu, wydając majątek na jego przygotowanie propagandowe i wspieranie organizacyjne.

Pamiętajmy też o tak fatalnych postaciach jak Donald Trump czy Silvio Berlusconi, ludziach pozbawionych wszelkiej przyzwoitości, za to obdarzonych wielkimi ambicjami politycznymi. Dziś jednak najbardziej niepokojąca jest postawa miliarderów z Doliny Krzemowej, Elona Muska czy Petera Thiela. Ten pierwszy wykazuje zadziwiająco słabe poczucie rozsądku oraz stabilność emocjonalną, przy jednoczesnym narcystycznym zapatrzeniu w siebie i swoje wątpliwej jakości pomysły (np. zamiast ratować Ziemię przed katastrofą klimatyczną, chce on wynieść się wraz z ludzkością na Marsa). Ten drugi z kolei prezentuje otwarcie antydemokratyczne nastawienie. Jest twarzą popularnej w Dolinie Krzemowej utopii libertariańsko-technokratycznej. Zakłada ona konieczność zastąpienia polityków wybranych w demokratycznych wyborach rządami technokratów, którzy za pomocą sztucznej inteligencji zapewnią realizację „nowego wspaniałego świata”. W utopii tej nie ma miejsca na państwo i jego agendy, jest natomiast na nieskrępowany jakimikolwiek regulacjami turbokapitalizm. Tak oto stara libertariańska tęsknota do likwidacji państwa łączy się z naiwną i niebezpieczną wiarą w moc techniki jako narzędzia do rozwiązywania wszelkich ludzkich kłopotów oraz wolnego rynku jako wyłącznej zasady regulowania relacji międzyludzkich.

Wszystko to pokazuje, że współczesny kapitalizm, zwany kognitywnym, cyfrowym lub informacyjnym, stanowi istotne zagrożenie dla demokracji, dlatego że pozwala na ogromną koncentrację władzy ekonomicznej w rękach tych, którzy chcą zamienić władzę nad siecią we władzę nad światem, korzystając z narzędzi cyfrowej inwigilacji oraz swojej pozycji finansowej.

Przez dziesięciolecia wmawiano nam, że wolny rynek i kapitalizm są sojusznikami demokracji (narracja ta była nader popularna w pierwszych latach naszej transformacji). Dziś widać, że jest inaczej. To kapitalizm stanowi dla niej poważne zagrożenie. A jego główni animatorzy to nie żadni rycerze bez skazy, lecz niebezpieczni ludzie marzący o władzy politycznej.

Wydanie: 2022, 51/2022

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy