Tag "religia"
Z czym naprawdę walczy Francja?
Zmagania z terroryzmem czy instytucjonalny atak na islam?
Korespondencja z Francji
„Trzeba zaatakować korzeń, podłoże, na którym rozwija się islamski terroryzm (…). Nauczyciele, urzędnicy, lekarze, wolontariusze stowarzyszeń są zjednoczeni wszędzie, w najbardziej wrażliwych miejscach Republiki, by zapobiegać, wykrywać i działać przeciwko radykalizacji”, grzmiał prezydent Francji Emmanuel Macron podczas uroczystości upamiętnienia ofiar ataku terrorystycznego 3 października 2019 r.
Faktycznie, od mniej więcej 2016 r. społeczeństwo francuskie coraz bardziej się radykalizuje. Według danych w 2024 r. każdego miesiąca 2558 osób było śledzonych ze względu na podejrzenie o działalność terrorystyczną (o 6% więcej w porównaniu z 2023 r.). Ponadto, jak czytamy w odpowiedzi ministra spraw wewnętrznych na interpelację z 18 marca br., od 2023 r. ponad dwie trzecie zaangażowanych w działalność terrorystyczną stanowiły osoby poniżej 21. roku życia. Wobec narastającego problemu państwo zaostrza zarówno politykę wyznaniową, jak i sposób kształcenia młodych ludzi. Dziś temat walki z islamem zajmuje jedno z najważniejszych miejsc w debacie publicznej, rząd rozważa zaś wprowadzenie kolejnych ograniczeń, np. dotyczących noszenia hidżabu na uniwersytetach.
Pojawia się jednak pytanie, z czym tak naprawdę walczy Francja. Czy mówimy o zmaganiach z islamizmem w kontekście terroryzmu, czy o ataku na islam jako religię?
Konfliktogenny fundament Republiki
Francuzi bardzo często zwracają uwagę na to, że pierwsze pokolenie imigrantów z państw Maghrebu nie stanowiło zagrożenia. Zjawisko radykalizmu pojawia się później, zwłaszcza po 2000 r. Może być ono tłumaczone zbyt kategoryczną polityką asymilacji oraz laickością państwa, która często odbierana jest przez ludzi młodych, poszukujących swojej tożsamości, jako przemoc kulturowa. Aby zrozumieć złożoność tego problemu, warto krótko się odnieść do historii francuskiej laickości, uznawanej za fundament Republiki.
Najważniejszym aktem prawnym dotyczącym religii we Francji jest ustawa o rozdziale Kościoła od państwa z 1905 r., która obowiązuje do dzisiaj. Na jej podstawie państwo nie uznaje, nie finansuje ani nie wspiera żadnej religii, zachowując przy tym całkowitą neutralność instytucji publicznych. Uznaniem zasady świeckości było wpisanie do art. 1 konstytucji z 1958 r. zasady, że Francja jest republiką niepodzielną, świecką, demokratyczną i socjalną. Rodzicom pozostawiono możliwość świadomego wyboru pomiędzy świeckim a religijnym systemem wychowania dzieci, co zostało zagwarantowane poprzez dostęp do różnorodnych szkół prywatnych, zarówno niezależnych, jak i tych, które zawarły umowy z państwem na mocy tzw. ustawy Debrégo z 1959 r. Rozwiązanie to umożliwia edukację zgodną ze światopoglądem rodziców, przy poszanowaniu zasad laickości obowiązujących w sferze publicznej. Funkcjonowanie szkół półprywatnych jest szczególnie istotne w kontekście tzw. entryzmu islamskiego (zjawiska rozprzestrzeniania się islamu w sposób niekontrolowany – przyp. red.) oraz radykalizacji.
W 2004 r. zabroniono noszenia ostentacyjnych
Wiara w katechetów
Religia w szkole budzi emocje i spory polityczne już 35 lat. Nie tylko dlatego, że została wprowadzona tylnymi drzwiami, na mocy rozporządzenia ministra, z pogwałceniem konstytucji. W czasie rządów PiS nasiliły się głosy nawołujące do wyprowadzenia religii ze szkół, ograniczenia w nich wpływów księży i katechetów. Niejeden dzisiejszy parlamentarzysta zbił kapitał polityczny na haśle „religia do sal parafialnych”.
Laicyzacja postępuje, choć nie tak prędko, jak się wydawało jej zwolennikom, umacnia się pozycja głoszących potrzebę rzeczywistego rozdziału Kościoła od państwa. Znalazło to odbicie w decyzji obecnej ministry edukacji, by od przyszłego roku szkolnego ograniczyć lekcje religii do jednej w tygodniu.
To musiało się spotkać z protestem ze strony biskupów. Stanęli murem w obronie katechetów. Trybunał Konstytucyjny w ubiegłym roku orzekł, że tryb zmian dotyczący nauczania religii jest niezgodny z konstytucją. Z uwagi na to, że wyroki obecnego TK nie są publikowane przez rząd, Stowarzyszenie Katechetów Świeckich wysłało skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. To samo zrobił episkopat.
Nie jest tajemnicą, że biskupom chodzi nie tyle o nauczanie religii, ile o utrzymanie obecnej liczby katechetów, o ich uposażenia. Nie chodzi też o podniesienie poziomu nauczania religii. Ten jest tak niski, że nie brakuje opinii, wyrażanych również przez wierzących, iż lekcje
Dr Duda i kandydaci
Jeżeli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy Polska jest państwem wyznaniowym, decyzja dr. Dudy o żałobie narodowej po śmierci papieża Franciszka wątpliwości te musiała rozwiać. Zwłaszcza że kontrasygnaty udzielił Donald Tusk. Czy jednak premier miał wyjście? Czy na odmowę kontrasygnaty Duda po cichu nie liczył? A może była to kolejna jego pułapka zastawiona na premiera – jak w przypadku apelu o niearesztowanie Benjamina Netanjahu, którego nikt aresztować nie zamierzał? Jeżeli jednak chodziło Dudzie o żałobę nie po śmierci przywódcy religijnego, lecz głowy obcego państwa – to i ta decyzja była niefortunna. Bo taką żałobę zarządzono w Polsce tylko raz: po śmierci Józefa Stalina. Żałoba po śmierci Jana Pawła II była motywowana głównie jego polskością.
Wpadek jednak u dr. Dudy dostatek. „Prezydent nie jest od tego, by udzielać poparcia jednemu kandydatowi”, oświadczył niedawno. Po czym takiego poparcia udzielił. Cóż, politycy nieraz zmieniają zdanie, nawet tak niezłomni jak Andrzej Duda. Ale przy okazji wyraził on obawę, że wybory mogą być sfałszowane. Poważne oskarżenie! Tymczasem ważność wyborów ma stwierdzić Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Czyżby dr Duda nie ufał tej izbie – tak przez siebie ukochanej, a niebędącej sądem? Wszak innych zagrożeń nie widać.
Ale najpiękniejszy popis oglądaliśmy 3 maja. Oto dr Duda zaapelował, by przestrzegać konstytucji! „Prezydent jak nikt potrafił to święto obchodzić. Jeszcze lepiej potrafił obchodzić samą konstytucję”, skomentował Tusk. Cóż, kto pod kim dołki kopie, ten w nie wpada. W ciągu paru dni sam Duda wpadł w trzecią już pułapkę.
Nie śmiejmy się jednak – może niebawem za nim zatęsknimy? Wynik wyborów nie jest przesądzony. To tylko w II Rzeczypospolitej wszystko było w miarę przewidywalne, zależne od układu sił politycznych. Wyboru prezydenta
a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl
Lewa żałoba
Piszę te słowa 48 godzin po ogłoszeniu przez Dudę żałoby narodowej i dobę po kontrasygnowaniu jej przez Tuska, zakładam więc, że skoro dotąd żaden kandydat na urząd prezydencki przeciw temu nie zaprotestował, już tego nie zrobi. To by było na tyle w kwestii świeckości państwa polskiego i wiarygodności liderów lewicy.
Zachodzę w głowę, czy to milczenie wynika z lenistwa intelektualnego, z kunktatorstwa, czy może z obliczeń sztabów wyborczych, ale byłyby to kalkulacje chybione, bo jak celnie zauważył Marek Migalski na swoim profilu facebookowym, taki protest poparłoby kilka razy więcej ludzi, niż chce głosować na panią Biejat czy pana Zandberga. Być może zatem mamy tu do czynienia z kolejnym przykładem abstrakcyjnego pojmowania tzw. ludu, który, jak wiadomo, kochać należy – wszak jest on bogobojny, więc nie wolno obrażać jego uczuć religijnych w delikatnej chwili. Dla mnie to raczej chwila prawdy. Okazuje się bowiem, że można postulować renegocjowanie konkordatu, świeckie urzędy i szpitale, likwidację klauzuli sumienia, opodatkowanie Kościoła, a zarazem nie pisnąć nawet słowa, kiedy z powodu pogrzebu naczelnika Watykanu naród na żądanie prezydenta ministranta ma się pogrążyć w rozpaczy.
Najwyraźniej także po lewej stronie pamiętają przestrogę Jarosława Kaczyńskiego: „Kto podniesie rękę na Kościół, ten podniesie rękę na Polskę!”. Dajcie mi spokój z taką lewicą; socjalistów katolickich w Sejmie obficie reprezentuje PiS, nie trzeba im posiłków. Dodam zupełnie na marginesie, że ostatnim przywódcą obcego państwa, niebędącym Polakiem, którego nad Wisłą uczczono żałobą narodową, był Józef Stalin. Gdy kilka lat temu udał się na wieczne odpoczywanie Benedykt XVI, żadnej żałoby w Polsce nie ogłoszono, choć poglądy miał bardziej skostniałe i milsze prawicy, ale pewnie papa Duda zadzwonił do syna z przestrogą: „Ani się waż, Andrzejku! Niemca czcić nie będziem”. A przecież tak czule niemiecki papież pozdrawiał pielgrzymów z Polski.
Może i Franciszek milszy był w obejściu od wielu swoich poprzedników, dopóki nie zaczął komentować putinowskiej inwazji na Ukrainę ze zrozumieniem dla obu stron, może i nie nosił drogocennych fatałaszków i z urzędem się nie obnosił, może i reprezentował
Do Kalwarii Zebrzydowskiej po meble i odpust
Najwięcej pielgrzymów przybywa w Wielkim Tygodniu, w zeszłym roku ok. 170 tys.
Kalwaria to według Słownika Języka Polskiego „zespół kaplic lub kościołów rozmieszczonych na pagórkowatym (ale nie zawsze – przyp. AW) terenie, będących stacjami drogi krzyżowej” oraz „cierpienie lub okoliczności i miejsca z nim związane”.
– Słowo calvaria pochodzi z łaciny i oznacza, tak samo jak aramejska gulgoltâ i grecka golgota, czaszkę – tłumaczy dr hab. Elżbieta Bilska-Wodecka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka książki „Kalwarie europejskie”. – Na wzgórzu Golgota, poza murami Jerozolimy, dokonywano egzekucji skazańców i tam został ukrzyżowany Jezus. Mit głosi, że na wzgórzu tym jest centrum świata i to tu znajduje się grób Adama. Krew Jezusa miała zatem zrosić czaszkę Adama i w ten sposób dokonać odkupienia grzechu pierworodnego.
Do drogi krzyżowej i odkupienia dojdziemy, a tymczasem Kalwaria Zebrzydowska to, jak mówią mieszkańcy, spokojne miejsce, gdzie wszystko jest blisko: sklepy, apteka, Wadowice i Kraków, ale tak szczerze – jak zauważa pracowniczka zakładu fotograficznego, która mieszka tu od dziecka – nie ma co robić, wieczorami to już w ogóle wszystko pozamykane, a i w dzień nic, jedynie spacerować.
Spaceruję więc po Kalwarii, przeszło czterotysięcznym miasteczku w województwie małopolskim, u podnóża góry Żar, nad rzeką Cedron. Idę ulicą 3 Maja, gdzie stare chaty stoją obok nowszych domów, a przed jednym z nich na ławce siedzą sąsiedzi, Danuta i Andrzej. On trzyma laskę w ręce, ona swoją oparła o ławkę, klucz od domu ma – w starym stylu – zawieszony na szyi.
– Dużo się zmieniło – przekonuje Andrzej, który Kalwarię pamięta jeszcze z lat 60., gdy biegał po niej jako mały chłopiec. – Przedtem było więcej chat takich jak ta – pokazuje białą tuż obok. – Potem inne się pobudowały. Wcześniej domy były drewniane. Wkoło rynku też stały chaty.
Dziś domy są z betonu, a na środku rynku stoi wyprostowany, dumnie wsparty na szabli Mikołaj Zebrzydowski. Mieszkańcy ufundowali mu ten pomnik, bo on w XVII w., jako wojewoda krakowski, ufundował im tu pierwszą w Polsce kalwarię. Dziś drogi są w niej asfaltowe, ale kiedyś, jak wspominają Danuta i Andrzej, były szutrowe.
– I wszędzie stolarze byli – mówi Danuta.
– Robiło się proste meble, stoły, krzesła, szafy, nie takie wymyślne rzeczy jak teraz – dodaje Andrzej.
Danuta w zakładzie meblarskim przepracowała 30 lat. Lakierowała, a to szkodliwy element tej pracy. Andrzej zaś robił meble – co było akurat modne, kredensy, witryny, potem meblościanki, a następnie zajął się renowacją antyków.
Spaceruję po Kalwarii i te meble są wszędzie. Z kimkolwiek rozmawiam, pracuje w branży meblarskiej albo ktoś z jego rodziny jest w niej zatrudniony. Gdziekolwiek popatrzę, widzę reklamy zakładów meblarskich, są „meble”, „akcesoria meblowe”, „kuchnie”, „meble tapicerowane”, „łóżka i materace”, mogłabym od stanu deweloperskiego do końca tu dom urządzić, bo są też zasłony i firanki, mogłabym i agroturystykę urządzić, bo są nawet jacuzzi i sauny ogrodowe oraz modne dziś banie.
Na tym koniu jedziemy, że rzeczy niszowe wykonujemy
Jeśli jechać do Kalwarii Zebrzydowskiej, to po meble. Pierwsze wzmianki o tutejszych stolarzach pochodzą z końca XVIII w. Pierwsza Parowa Fabryka Mebli to koniec wieku XIX. A 1920 r. to data powstania zakładu stolarskiego Ludwika Wypióra.
– Gdy wracałem ze szkoły, nie wchodziłem do domu, tylko od razu tam szedłem – mówi Janusz Wypiór, wnuk Ludwika i obecny właściciel warsztatu. Jednego z ponad 200 stolarskich w Kalwarii.
Warsztat jest przy domu. Właściciel chodzi w połatanych dżinsach, ma czerwone policzki i radość w oczach, gdy rozmawia o pracy. Fach ma w ręku po wieloletnim przyuczaniu się w rodzinnym warsztacie i po nauce w znanym kalwaryjskim Zespole Szkół im. KEN. Ale także zapisany w genach, bo nie tylko dziadek Ludwik był stolarzem, ale i drugi dziadek oraz ojciec Stanisław.
– Produkowało się meble i w dużej części sprzedawało do Krakowa – opowiada Janusz. – Dziadek woził meble wozem. Gdy powstała kolej, każdy chciał mieszkać blisko stacji. Tata wybudował koło niej dom, więc wystarczyło tylko szafę zanieść do pociągu.
W warsztacie Wypiórów – bo jest nie tylko Janusz, ale również jego synowie i córka – leżą deski, narzędzia, słychać piłę i stukanie. Na środku stoi wielki regał na książki, który właśnie robią na zamówienie.
– Meble z Kalwarii cechuje trwałość i solidność – podkreśla Janusz. – Na tym koniu jedziemy, że rzeczy niszowe wykonujemy. Fabrykant tego nie zrobi. My wychodzimy naprzeciw klientom i robimy, co chcą, detale, rzeźby. U nas wszystko można wybrać, od frezika do guzika. Wszystko można dopasować.
Warsztat Janusza
Hennelowa
Pierwszego kwietnia mija 100 lat od urodzin Józefy Hennelowej. Trudno w to uwierzyć, skoro żyła tak jeszcze niedawno, zmarła w trakcie pandemii.
Była żarliwą katoliczką. Ale jej katolicyzm nie był rodzimego chowu: był z Wilna, bo Hennelowa tam się urodziła. A ta wileńska wiara była z jednej strony tradycyjna, trwająca w postawie obronnej wobec minionego ucisku rosyjskiego, a z drugiej – otwarta na wszystko dokoła – na wiernych prawosławnych, na luteranów, na Żydów… Hennelowa (wtedy Golmontówna) była czytelniczką prasy katolickiej, ale otarła się też o ludzi ze Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej Odrodzenie, a ono miało w Wilnie oblicze antynacjonalistyczne i nawet antyklerykalne. Lider Odrodzenia, Stanisław Stomma, uczył Golmontównę języka niemieckiego – i to on ściągnął ją po wojnie do redakcji „Tygodnika Powszechnego”, do środowiska katolików otwartych Jerzego Turowicza. Po latach Ziuta zostanie jego zastępczynią.
Ziuta. Tak do niej się zwracaliśmy, bo na swe 70-lecie wszystkim w redakcji „Tygodnika”, nawet najmłodszym, to zaproponowała. Nie każdy śmiał skorzystać, ja propozycję przyjąłem, bo nie byłem już młodziutki, a Hennelową znałem lat prawie 20. Lecz przecież dawniej omijałem ją szerokim łukiem. Jako publicystka wydawała mi się nudna, jej katolicyzm uznawałem za dewocyjny i staroświecki. Jakże się myliłem. Ze swego katolicyzmu wysnuwała Hennelowa wnioski społecznikowskie; dała im wyraz w latach 1989-1993 jako posłanka na Sejm, najpierw z ramienia Solidarności, potem Unii Demokratycznej. Wyczulona na kwestie moralne, miała wcześniej do władz stanu
a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl
Boy nadal aktualny
Nie znosił moralizatorstwa, a tych, którzy temu się oddawali, nazywał amatorami-kaznodziejami
Monika Śliwińska – założycielka strony internetowej o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim i autorka jego biografii „Książę” (Wydawnictwo Literackie). Laureatka Nagrody Klio III stopnia w 2015 r. w kategorii autorskiej za książkę „Muzy Młodej Polski” o siostrach Pareńskich. Nominowana do Nagrody Identitas 2018 za książkę „Wyspiański. Dopóki starczy życia”. Laureatka Krakowskiej Książki Miesiąca Lutego 2021 za „Panny z »Wesela«” o siostrach Mikołajczykównach, za którą otrzymała również Nagrodę Artystyczną Miasta Lublin za 2021 r. i znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike 2021 r.
Odnoszę wrażenie, że pani biografia Boya cieszy się większą popularnością niż poprzednie książki, „Panny z »Wesela«”, „Muzy Młodej Polski” czy nawet biografia Wyspiańskiego.
– Pod względem sprzedanych egzemplarzy na pewno, natomiast odczuwam niedosyt rozmów o Boyu i wokół Boya, tekstów poświęconych jego działalności i sprawom, o które walczył. To są, niestety, wciąż nasze sprawy – nie jego, ale nasze, bo, jak się okazuje, po niemal stu latach pozostają aktualne. Mam wrażenie, że w powszechnym odbiorze Żeleński tak bardzo zrósł się z anegdotą i legendą 20-lecia międzywojennego, że z pewnym przymusem dopuszczamy do siebie to, że był postacią pełną sprzeczności, a tamta epoka, na którą patrzymy z sentymentem, to także okres ostrych porachunków politycznych, kryzys gospodarczy, konflikty na tle narodowościowym, prywatny i publiczny antysemityzm.
Pani książki dotyczą specyficznego okresu w historii kultury i Krakowa, który znów stał się centrum życia kulturalnego i intelektualnego Polaków, przestał być miastem prowincjonalnym.
– To prawda, ale patrzę na to miasto głównie przez pryzmat moich bohaterów i bohaterek, a także atmosfery, którą tworzyli. Pod tym względem Kraków jest dla mnie dokumentem czasu i epoki.
Moim zdaniem istnieje pewne podobieństwo między postawami intelektualnymi Tadeusza Żeleńskiego i Stanisława Wyspiańskiego, np. w kwestii ich stosunku do tradycji, historii, choć każdy z nich wyrażał to na swój sposób.
– Dzieliło ich pięć lat – kiedy Wyspiański zdawał maturę, Żeleński kończył trzecią klasę. To duża różnica. Łączyło ich jednak wspólne Gimnazjum św. Anny, kadra pedagogiczna i program, w którym kładziono duży nacisk na literaturę romantyzmu, kult Mickiewicza, patriotyzm w duchu romantycznym. Po latach jako dojrzali twórcy wracają w swoich dziełach literackich do tamtych zagadnień: diagnozują nasze problemy społeczne i problemy z polskością. I chociaż Wyspiański pisze w latach poprzedzających odzyskanie niepodległości, a Żeleński już w wolnej Polsce, to obaj na różny sposób nawołują do przebudzenia, mówią, że czas grobów i martyrologii się skończył, że trzeba na nowo zinterpretować własną tożsamość narodową. Wyspiański mówi to poprzez „Wesele”, „Akropolis”, „Wyzwolenie” i „Legion”, gdzie istotną rolę odgrywa figura Mickiewicza. Żeleński poprzez recenzje teatralne, w których pisze wprost, że utwory powstałe w czasach niewoli nie wytrzymują próby czasu, że literatura powinna odzyskać niepodległość, bo czujemy się przytłoczeni poezją bagnetów i dramatami udręczonej polskiej duszy.
O Wyspiańskim mówiono, że jest sumieniem narodu. Diagnoza, którą postawił w „Weselu”, do dziś przytłacza aktualnością. Po odzyskaniu niepodległości takim autorytetem był Stefan Żeromski, który w swoich utworach oddawał nastroje tamtego czasu. I teraz może zaskoczę część osób czytających, ale po jego śmierci wielu chciało widzieć w tej roli Żeleńskiego, przed czym on osobiście się wzbraniał.
Nie wiemy, czy Boy był ateistą, na pewno był antyklerykałem, i to chyba co najmniej od czasów studiów. Choć wychowywany był raczej w wierze katolickiej. Czy można określić, kiedy ukształtowały się jego poglądy? Na pewno był modernistą, istotna była dla niego wiedza naukowa.
– Poglądy człowieka kształtują się przez całe życie, a zdolność do przemiany pod wpływem procesów życiowych i wewnętrzne przyzwolenie na to są oznaką jego dojrzałości. Trudno mi wypowiadać się w kwestii cudzych poglądów opartych na wierze. Znane jest stanowisko Boya wobec ekspansji Kościoła, a równolegle nie zaskoczyło mnie to, że utrzymywał kontakty z osobami duchownymi ani to, że po oficjalnym potwierdzeniu śmierci Zofia Żeleńska
Dziedzictwo Franciszka i walka o sukcesję
Cztery kluczowe reformy to: oczyszczenie Banku Watykańskiego, zmiana podejścia Kościoła do kwestii seksualnych, walka z pedofilią i wzmocnienie roli kobiet w Kościele
Marco Politi – watykanista
Korespondencja z Rzymu
Właśnie ukazała się pana nowa książka: „Niedokończone. Dziedzictwo Franciszka i walka o jego sukcesję”. Dlaczego pisząc o pontyfikacie Franciszka, użył pan określenia „niedokończone”?
– W przeszłości napisałem o Franciszku już trzy książki, które jako pierwsze poruszyły kwestię wewnętrznej wojny domowej w Kościele katolickim. Pierwsza nosiła tytuł „Franciszek wśród wilków”, natomiast ostatnia część trylogii to „Franciszek, zaraza i odrodzenie”. Najnowsza książka powstała na bazie obserwacji, że końcowy etap pontyfikatu Bergoglia ujawnia również ograniczenia jego działań: dawał impuls do zmian, ale nie udało mu się przeprowadzić całościowej reformy Kościoła. Dziś Kościół jest głęboko podzielony i rozdrobniony, a brak jednolitego kierunku działania stanowi poważne wyzwanie przy wyborze przyszłego papieża.
Jakie zmiany udało się wprowadzić Franciszkowi?
– Możemy wyróżnić cztery kluczowe reformy jego pontyfikatu: oczyszczenie Banku Watykańskiego, zmiana podejścia Kościoła do kwestii seksualnych, walka z pedofilią oraz wzmocnienie roli kobiet w Kościele.
Jednym z priorytetów Franciszka była gruntowna reforma Instytutu Dzieł Religijnych (IOR), znanego jako Bank Watykański. Konklawe, które wybrało Bergoglia – i które nie chciało po raz kolejny postawić na papieża Włocha po Niemcu i Polaku – miało na celu położenie kresu skandalom finansowym. Franciszek doprowadził do dogłębnej reorganizacji banku, eliminując możliwość wykorzystywania go do prania brudnych pieniędzy czy zarządzania funduszami pochodzącymi z korupcji, co wcześniej miało miejsce.
Jak się zmieniło podejście do kwestii seksualnych?
– Należy podkreślić, że za pontyfikatu Franciszka takie tematy jak antykoncepcja czy zapłodnienie in vitro przestały być przedmiotem intensywnych debat jak za jego poprzedników. Najistotniejszą zmianą było uznanie pełnych praw osób homoseksualnych w Kościele katolickim. Papież Benedykt XVI podkreślał, że osoby homoseksualne zasługują na szacunek, ale jednocześnie określał praktykowany homoseksualizm jako „poważne zaburzenie moralne”. Franciszek odszedł od tej narracji, ogłaszając, że wszyscy są dziećmi bożymi – także osoby homoseksualne. Przyjął w Watykanie transpłciowego Hiszpana z partnerem i zezwolił na błogosławienie par homoseksualnych, co symbolicznie zakończyło ich marginalizację w Kościele.
Jeżeli chodzi o walkę z pedofilią, od początku pontyfikatu ten papież surowo podchodził do nadużyć. Wszczął proces przeciwko Józefowi Wesołowskiemu, byłemu nuncjuszowi apostolskiemu w Santo Domingo, a także wydalił z Kolegium Kardynalskiego dwóch duchownych zamieszanych w skandale – kard. Theodore’a McCarricka, oskarżonego o wykorzystywanie nieletnich, oraz kard. Keitha O’Briena, który dopuszczał się niestosownych relacji z dorosłymi seminarzystami. Papież nałożył również obowiązek zgłaszania przypadków nadużyć oraz wprowadził jasne procedury prawne pozwalające na szybkie działania wobec biskupów i patriarchów. Dokumentacja archiwów diecezjalnych może być teraz wykorzystywana w procesach cywilnych.
Jaka była reakcja na te regulacje?
– Reforma ta spotkała się z silnym oporem – aż 90% episkopatów na świecie biernie ją blokuje. W nielicznych krajach przeprowadzono niezależne badania dotyczące przeszłych skandali. We Włoszech nie rozpoczęto jeszcze systematycznego dochodzenia; Konferencja Episkopatu Włoch ograniczyła się do publikacji dokumentów dotyczących spraw już rozpatrzonych przez Święte Oficjum, nie powołując komisji do badania przypadków od czasów powojennych do dziś.
Rola kobiet w Kościele chyba się nie zmieniła?
– Przede wszystkim Franciszek jest pierwszym papieżem od 1700 lat, który przyznał kobietom i osobom świeckim prawo głosu podczas synodu biskupów. Znaczenie tego kroku można porównać do walki o prawa obywatelskie w Stanach Zjednoczonych, gdy czarni obywatele uzyskali pełnię praw.
Kiedy papież otworzył debatę o możliwości wyświęcania kobiet na diakonów i powołał pierwszą komisję w tej sprawie, jej członkowie byli podzieleni. Druga komisja również nie przyniosła przełomowych rezultatów. Obecnie oczekuje się na wyniki trzeciej, pracującej pod egidą Kongregacji Nauki Wiary, której raport ma zostać opublikowany w czerwcu 2025 r. Konserwatywne skrzydło Kościoła skutecznie hamuje postępy w tej kwestii.
Franciszek działa jednak pragmatycznie – zamiast forsować zmiany doktrynalne, wprowadza konkretne reformy w Kurii Rzymskiej. Po raz pierwszy w historii kobiety pełnią tam funkcje kierownicze. Przełożona zakonu została mianowana prefektem Dykasterii ds. Instytutów Życia Konsekrowanego, a od 1 marca inna zakonnica objęła stanowisko gubernatora Państwa Watykańskiego. Wiele kobiet zajmuje wysokie stanowiska w kurii, co stanowi wyraźny sygnał polityczny i krok ku zmianie.
30 lat temu kobiety w Kurii Rzymskiej odgrywały jedynie role służebne, bez możliwości kierowania urzędami. Dziś natomiast francuska zakonnica pełni funkcję podsekretarza Rady Synodu Biskupów, co ilustruje skalę przeprowadzonych reform.
Czego nie udało się dokonać Franciszkowi? Gdzie popełnił błędy?
– Działania Franciszka zaskoczyły nawet część jego elektorów. Z jednej strony powierzono mu zadanie oczyszczenia Watykanu, z drugiej – doceniano jego głęboko religijną osobowość. Gdy powiedział: „Wypuśćmy Chrystusa, mam wrażenie, że jest zamknięty, musi wyjść na zewnątrz”, wielu dostrzegło w nim pasję duszpasterską. Jednak niewielu spodziewało się, że podejmie tak odważne reformy dotyczące m.in. osób homoseksualnych, roli kobiet i innych drażliwych kwestii.
Podziały w Kościele zaczęły się nasilać już w 2014 r., gdy synod podjął debatę nad możliwością udzielania komunii rozwodnikom żyjącym w nowych związkach. Za pontyfikatu Benedykta XVI niektórzy biskupi opowiadali się za takim rozwiązaniem, jednak synod nie przyjął jednoznacznych ustaleń. Franciszek w swoim dokumencie posynodalnym zamieścił przypis, który pozostawiał otwartą furtkę. Z czasem stała się ona powszechną praktyką, co zmobilizowało konserwatywne skrzydło Kościoła, w tym kard. Raymonda Leo Burke’a i kard. Joachima Meisnera z Niemiec, byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary.
Od tamtego czasu przeciwnicy Franciszka zaczęli działać coraz aktywniej, korzystając z rosnącej potęgi mediów społecznościowych, które za Jana Pawła II nie istniały, a za Benedykta XVI dopiero raczkowały. Obecnie platformy internetowe jednoczą różne nurty myślowe i ludzi, którzy w przeciwnym razie pozostawaliby odizolowani w małych miejscowościach Ameryki czy Afryki.
Czy reforma Kurii Rzymskiej jest wystarczająca?
– Dziś nie chodzi już tylko o reformę Kurii Rzymskiej, lecz przede wszystkim o odnowę episkopatów na całym świecie, tak by cały Kościół podążał ścieżką reform. W tym aspekcie Franciszek nie odniósł pełnego sukcesu. Kościół jest podzielony: północnoamerykański
Jak Bułgarzy ujarzmili Cerkiew
O Cerkwi dziś nie mówi się wcale albo tylko dobrze. Podobnie o jej trwałym rozdziale od państwa
Korespondencja z Bułgarii
Przez wieki Bułgarzy byli ostoją wschodniego chrześcijaństwa w Europie. Przyjęli je wcześniej niż my, bo w 864 r., 183 lata po tym jak Słowianie i Protobułgarzy, pod wodzą chana Asparucha, założyli I Carstwo Bułgarii. Chrystianizacja umożliwiła postęp cywilizacyjny i kulturowy nacji, która w latach świetności zajmowała obszar znacznie większy od dzisiejszej Polski i wszystkich współczesnych krajów bałkańskich.
Pięć wieków ostoi chrześcijaństwa
Gdy przez 550 lat Bułgarii nie było na mapie Europy, a cerkiewne kopuły zostały zdominowane przez minarety, Turkom nie udało się wykorzenić wiary chrześcijańskiej. Od XIV do końca XIX w. prawosławie i heroiczne dążenie do jego zachowania było jednoznaczne z walką o zachowanie bułgarskości.
Wiara oraz przynależność do określonej nacji w ten sam sposób były traktowane także w innych krajach bałkańskich, które przez wieki stawiały czoła tureckiemu jarzmu. W porównaniu z Bośnią i Hercegowiną, gdzie znacznie większy odsetek społeczności przyjął islam, Bułgarzy sporadycznie zrzekali się prawosławia, czyli bułgarskości, na rzecz islamu.
O turecko-muzułmańskim najeźdźcy i bohaterskiej obronie chrześcijaństwa bułgarskie dzieci uczą się od I klasy podstawówki aż po maturę. Na ten temat powstały setki książek i filmów. Powieść Iwana Wazowa „Pod jarzmem” (1894), najważniejsze dzieło bułgarskiej literatury, dobitnie pokazuje nierozerwalny związek bułgarskości i prawosławia.
Bułgaria przy wydatnej pomocy Rosjan (stąd dozgonna wdzięczność Bułgarów) wywalczyła niepodległość w roku 1878. Potem rola i znaczenie Cerkwi zaczęły słabnąć. Pierwsze symptomy, że tak może się stać, znajdziemy właśnie w „Pod jarzmem”. Wśród pozytywnych bohaterów tylko mniszka Rowoama, plotkarka i intrygantka, nie jest ukazana jako szlachetna patriotka. Był to niewątpliwy, choć może słabo zauważalny znak, że kończy się czas nieskazitelności bułgarskiej Cerkwi.
Gdy na początku XX w. Bułgarią rządzili wielbieni przez społeczeństwo carowie z dynastii Saxe-Coburg-Gotha (Borys III i jego syn Symeon II), naturalnym łącznikiem Bułgarii z Europą i jej kulturą była ta właśnie kosmopolityczna niemiecka dynastia. Ostatni żyjący dziś car Symeon II jest prawosławny. Jego matka, Włoszka Joanna Sabaudzka, to katoliczka. Rzymski katolicyzm wyznaje też żona cara, Hiszpanka Margarita.
Choć Borys III i Symeon II często brali udział w prawosławnych nabożeństwach, np. w czasie świąt, rola Cerkwi była w tych latach nieporównywalnie mniejsza niż Kościoła w Polsce. Co ciekawe, w Bułgarii bardziej wierzący już wtedy byli mieszkańcy miast niż wsi. W wielu wsiach, gdzie kult ziemi i sił natury nigdy nie zanikł, na początku XX w. prawosławnych cerkwi w ogóle nie było.
Kosmopolityzm i europejskość, które wniosła dynastia Saxe-Coburg-Gotha, stały się sygnałem, że bułgarskość niekoniecznie musi być kojarzona jedynie z prawosławiem.
Taką oto Bułgarię zastała II wojna światowa. Czas, w którym Cerkiew zabrała zdecydowanie głos w przypadku tamtejszych Żydów. Bułgarskie władze, sojusznik Niemiec, przy aktywnym wsparciu Cerkwi nie wydały III Rzeszy swoich Żydów. Jednak ta sama prawosławna Cerkiew nie wykazała się taką determinacją, gdy w roku 1944 bułgarscy komuniści przy wsparciu sowieckich towarzyszy przejmowali władzę, a politycy związani z carem i jego zachodnimi przyjaciółmi zaczęli trafiać do łagrów.
Lojalni patriarchowie
Rok 1945 to czas, kiedy historia Bułgarów i Polaków zaczyna się rozjeżdżać. A im bliżej przełomowego roku 1989, tym ów rozjazd staje się bardziej wyrazisty. Okres powojenny w historii bułgarskiej Cerkwi to tak naprawdę rządy dwóch patriarchów: Cyryla (1953-1971) i Maksyma (1972-2012). Cyryl za swoją rolę w ocaleniu 50 tys. bułgarskich Żydów otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Zapewne w tym samym czasie
Gdzie się podziali ateiści?
DOROTA WÓJCIK,
prezeska zarządu Fundacji Wolność od Religii
W Polsce nierówność osób bezwyznaniowych wpisana jest do wielu aktów prawnych uprzywilejowujących osoby i instytucje religijne. Wpisana jest również w sposób funkcjonowania wielu instytucji publicznych. Nierówność spotyka osoby bezwyznaniowe w publicznych przychodniach, szpitalach, właściwie we wszystkich kluczowych sferach życia, jak adopcja dzieci, domy opieki, placówki szkolno-wychowawcze, opieka nad osobami bezdomnymi, wsparcie osób w chorobie alkoholowej i wielu innych, gdzie potrzebujący, którzy chcą skorzystać z pomocy, narażeni są na indoktrynację religijną. W niektórych sferach państwo właściwie abdykowało na rzecz instytucji religijnych albo instytucje państwowe funkcjonują tak, jakby były prywatnymi instytucjami wyznaniowymi, poza kontrolą.
ANDRZEJ DOMINICZAK,
prezes Towarzystwa Humanistycznego
Ateizm przepadł? Nie przepadł, choć niezaprzeczalnie zniknął z pierwszych stron gazet i publicystyki. Spośród wielu przyczyn podam trzy. Po pierwsze, dlatego że przestał być nowością, ciekawostką i sensacją. Wyszedł z mody. Jakby mógł konkurować o uwagę mediów, gdy katolicka Polska na co dzień zaspokaja, i to w nadmiarze, nasz apetyt na silne doznania. Po drugie, większość polskich ateistów uparcie trwa w archaicznym pojmowaniu tego pojęcia i twierdzi, że ateizm to tylko brak wiary i nic z tego nie wynika. Jak nie wynika, to nie wynika! Ateizm stał się nudny. Ile w końcu można powtarzać, że Bóg nie istnieje, co nie jest żadną nowością nawet dla wielu tzw. katolików. Trzecia przyczyna jest polityczna. Większość rządzącej koalicji jest przeciwna podgrzewaniu sporów światopoglądowych przed majowymi wyborami. Rządzący politycy nie chcą zrazić części potencjalnych wyborców.
NINA SANKARI,
Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego
Statystyki (w tym GUS i ISKK) pokazują, że w Polsce szybko przybywa ateistów, ale media ich nie widzą. Na Dniach Ateizmu 2023 w Warszawie zebrali się prelegenci z sześciu kontynentów na czele z ateistą nr 1 na świecie, prof. Richardem Dawkinsem. „Terrific conference – powiedział Dawkins. – A gdzie są media?”. Naszych billboardów (20) przeciwko religijnie motywowanej nienawiści media również nie zauważyły. Nie widzą także pikiety w rocznicę zabójstwa Gabriela Narutowicza (ateisty), którą organizujemy co roku od 10 lat. Maszerujemy niewidzialni w paradach równości, protestach kobiet itp. Polska Temida jest zezowata, nie ślepa, bo nie widzi akurat ateistów, a wyroki może wydawać na podstawie Pisma Świętego. Lista niewidzących jest długa. Może więc pytanie powinno brzmieć: kto i dlaczego nie widzi ateistów?