Tag "II Wojna Światowa"

Powrót na stronę główną
Kraj

KL Auschwitz – obóz wciąż nieznany

Młodzi Polacy nie wiedzą, kiedy założono obóz, ile osób w nim zamordowano i jaki naród poniósł największą ofiarę Słowo Auschwitz to nie tylko nazwa największego niemieckiego obozu koncentracyjnego i obozu zagłady. Już podczas II wojny światowej stało się złowrogim symbolem niemieckiego i nazistowskiego ludobójstwa popełnionego na narodzie żydowskim i innych narodach okupowanej przez III Rzeszę Europy. Polacy byli pierwszymi chronologicznie więźniami KL Auschwitz, a jeśli chodzi o liczbę ofiar tego obozu, są drudzy. Polska poniosła największe procentowo straty ludnościowe podczas II wojny światowej. Dlatego warto zadać pytanie, jak wygląda dzisiaj – ponad 70 lat od zakończenia tej wojny – wiedza polskiego społeczeństwa, jednego z narodów-ofiar, na temat najważniejszego symbolu niemieckiego ludobójstwa. Konkurencja cierpienia Należałoby sądzić, że jest duża, biorąc pod uwagę chociażby masę różnego typu publikacji i filmów, jakie powstały przez te 70 lat, a także rosnącą od dłuższego czasu liczbę zwiedzających tereny byłego KL Auschwitz. W 2017 r. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau odwiedziło ponad 2,1 mln osób. Najwięcej było Polaków (498 tys.) przed przyjezdnymi z Wielkiej Brytanii (339 tys.), USA (183 tys.), Włoch (115 tys.), Hiszpanii (101 tys.), Niemiec (85 tys.),

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Warszawa wolna od faszystów

Od kilku lat, gdy zbliża się 17 stycznia, wracam choć na chwilę, na mgnienie oka do fragmentów zapisków z tych dni 1945 r. korespondenta „Krasnoj Zwiezdy”, dziennika Armii Czerwonej, które prowadził wielki, genialny pisarz radziecki Wasilij Grossman. W nigdy nieopublikowanych (ale też nie „zaaresztowanych”) notatkach Grossman, który przeszedł cały radziecki szlak bojowy (Moskwa, Stalingrad, Kursk, Berlin), kilka stron zapisał wspomnieniami wejścia do Warszawy w 1945 r. Wisła nie była w całości skuta lodem, po krach doszedł od praskiej strony pod stojące przęsło zburzonego Poniatowszczaka. Dwaj niemłodzi wartownicy opuścili dla niego strażacką drabinę (sami byli na wysokości drugiego piętra). A ponieważ była za krótka, przywiązano do niej linę, po której wspiął się Grossman. Z charakterystyczną pogodą ducha zapisał, że „Warszawa to jedyne miasto, do którego wszedłem po drabinie”. „Majestatycznie, smutno, można powiedzieć tragicznie, wygląda wyzwolona Warszawa, kiedy do niej wkraczamy. Sterty cegieł wypełniają ulice ogromnego miasta. Sieć dziwacznych, splątanych ścieżek, jakie torują myśliwi w dziewiczych lasach i górach, nakłada się na szerokie place i proste ulice rejonów śródmiejskich. (…) Oto idą szeregiem starzy i młodzi ludzie w pomiętych kapeluszach, beretach, płaszczach, jesionkach, toczą przed sobą kremowe i niebieskie wózki na grubych oponach,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Dzień hańby, który obudził amerykańskiego olbrzyma

Atak na Pearl Harbor przyczynił się do zmobilizowania Stanów Zjednoczonych jako potężnej siły militarnej „Torpeda za torpedą niszczyły okręt. »Oklahoma« przechylała się coraz bardziej. Na pokładzie panował potworny chaos. Poparzeni, ranni marynarze próbowali ratować tych, którzy nie byli w stanie poruszać się o własnych siłach. Pamiętam obrzydliwy zapach spalonej ludzkiej skóry i oleju napędowego. Byliśmy jak grupa ślepców, którzy po omacku próbują wydostać się z płonącej pułapki. Czułem nadchodzący koniec i nie mogłem nic z tym zrobić. Kiedy znalazłem się w wodzie, pomyślałem, że to wszystko jest złym snem. Momentalnie oprzytomniałem i zrozumiałem, że jakimś cudem uszedłem z życiem”. Tak Stephen Bower Young, marynarz z USS „Oklahoma”, opisywał atak japońskiego lotnictwa na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 r. Young miał ogromne szczęście. Jego 428 kolegów zginęło w niewyobrażalnych męczarniach. Wydarzenia z grudnia 1941 r. były następstwem ekspansjonistycznej polityki, jaką Japonia prowadziła od początku lat 30. XX w. Dążąc do podbicia coraz większych obszarów zasobnych w cenne surowce mineralne, Tokio rozpoczęło wojenny marsz, który wiódł przez Chiny i całą Azję Południowo-Wschodnią. Kwestią czasu było „spięcie” ze Stanami Zjednoczonymi, które obawiały się rosnącej pozycji Japonii na scenie międzynarodowej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zagłada Zamojszczyzny

Niemcy wysiedlili około 110 tys. Polaków z 297 wsi, niemal 4,5 tys. dzieci wywieziono do Rzeszy, aby je zgermanizować „Zawada pod Zamościem. 5 grudnia 1942 r. o trzeciej nad ranem Niemcy otoczyli wioskę. Trzask wyłamywanych drzwi i ujadanie psów, wrzask gestapowców. W kilka minut wszyscy musieli opuścić domy. Zebrano nas na placu przy kościele w Wielączy (nasz dom był bliżej kościoła), skąd podwodami (wozami konnymi) zawieziono nas do Zamościa. W obozie przejściowym, przeznaczonym dla tysiąca osób, było nas kilkanaście tysięcy. Nędzne, drewniane baraki bez podłóg, niektóre nawet bez prycz. Na zewnątrz trzaskający mróz, wewnątrz błoto po kolana. Straszliwy głód. Badania rasowe, selekcja, oddzielanie dzieci od rodziców. Ja mam śniadą cerę, uznano więc mnie za Cygana. Razem z trzyletnią, bardzo chorą siostrą Grażyną trafiłem do najgorszej grupy. Byli tam tylko dzieci i starcy. Te dzieci nie nadawały się do germanizacji, a starcy do pracy. Ich przeznaczeniem, wcześniej czy później, miała być śmierć” – tak po kilkudziesięciu latach wspominał początek akcji wysiedleńczej na Zamojszczyźnie 10-letni wówczas Zdzisław Wróbel1. 28 listopada 2017 r. przypada 75. rocznica rozpoczęcia wysiedleń Polaków z Zamojszczyzny. Ten region – na który składają się powiaty biłgorajski, hrubieszowski,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Ostatnia nadzieja Hitlera

Niemiecka ofensywa w Ardenach miała odwrócić losy II wojny światowej Przeszywał nas dreszcz zimna i niepewność, która czaiła się za każdym drzewem. Wojna była już tak blisko końca, a my tkwiliśmy w tych skutych mrozem i pokrytych śniegiem belgijskich lasach. Niektórzy nie wytrzymywali napięcia i w nocy szwendali się wśród drzew, płacząc i rozmawiając ze sobą. Jeden z kolegów zastanawiał się, dlaczego Szkopy tak zawzięcie chcieli nas otoczyć i wybić co do jednego. Przecież wojna już praktycznie była przegrana… – tak swoje odczucia z pola walki w Ardenach opisywał Lee Berwick, jeden z amerykańskich spadochroniarzy 101. Dywizji Powietrznodesantowej, bohatersko broniącej Bastogne przed niemieckim natarciem. Pod koniec 1944 r. Niemcy wycofywali się z frontu wschodniego. Ostateczny upadek III Rzeszy był już kwestią miesięcy. Alianci pewnie kroczyli w kierunku zachodnich i południowych granic Rzeszy. Marsz. Bernard Montgomery był przekonany, że nazistowska machina wojenna skupi się wyłącznie na działaniach obronnych i nie będzie w stanie zaskoczyć sprzymierzonych żadną ofensywą. Hitler natomiast do końca wierzył, że uda się jeszcze odmienić bieg wojny. Ze swoimi najbardziej oddanymi generałami zaplanował operację pod kryptonimem „Wacht am Rhein” („Straż nad Renem”). Jej celem było rozbicie sił alianckich i odzyskanie kontroli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Rzeź, z której wyrosło zwycięstwo

W desancie na Dieppe w 1942 r. alianci stracili sześć razy więcej żołnierzy niż Niemcy „Serce podchodziło do gardła. Starałem się patrzeć tylko przed siebie, szukając najkrótszej drogi do linii zabudowań. Potykałem się o podziurawione kulami i rozszarpane przez moździerze ciała ludzi z mojej kompanii. To była istna rzeź, której obraz będę miał przed oczami do końca życia. Byłem tak przerażony, że nawet nie uroniłem łzy, kiedy upadłem i uderzyłem o oderwaną głowę jednego z chłopaków”. Tak kanadyjski żołnierz zapamiętał wydarzenia, jakie rozegrały się kilka godzin po północy 19 sierpnia 1942 r. we francuskim porcie Dieppe nad kanałem La Manche. Wtedy to rozpoczął się największy od początku wojny aliancki desant morski w Europie. Desant, który dla aliantów okazał się katastrofalną jatką. W połowie 1942 r. Brytyjczycy znajdowali się w trudnej sytuacji. Armia szykowała się do odwrotu w Afryce Północnej, nie wykluczano japońskiego ataku w kierunku Indii, a niemieckie okręty podwodne atakowały statki z banderą Union Jack. Mimo że Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny w grudniu 1941 r., amerykańska gospodarka nie była w pełni zmobilizowana, aby pomóc sojusznikom. Zarówno Waszyngton, jak i Moskwa naciskały na Londyn, aby Brytyjczycy jak najszybciej otworzyli drugi front w Europie. Taki manewr pozwoliłby złapać oddech Armii Czerwonej,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Brygada świętokrzyska. Hitlerowscy kolaboranci na sztandarach prawicy

Haniebne głosowanie w Sejmie. Posłowie uznali za chwalebne ciemne karty NSZ-ONR i Brygady Świętokrzyskiej W związku z przypadającą niedawno, 20 września, 75. rocznicą utworzenia Narodowych Sił Zbrojnych Sejm przyjął uchwałę oddającą hołd tej formacji. Nie jest to pierwsza taka uchwała. Pięć lat wcześniej, 9 listopada 2012 r., Sejm również uczcił tę organizację, podkreślając m.in., że jej historyczną zasługą było wysunięcie „postulatu powrotu Polski na ziemie zachodnie”. Z treści tamtej uchwały wynikało, że dotyczyła ona tej części NSZ, która weszła w skład „Sił Zbrojnych w Kraju podległych legalnym władzom RP na uchodźstwie”. Jeśli bowiem mówimy o NSZ, to trzeba ustalić, o których. Czy o tych, które wiosną 1944 r. scaliły się z Armią Krajową i są określane w literaturze historycznej jako NSZ-AK, czy o tej części, która odmówiła podporządkowania się AK i jest nazywana przez historyków NSZ-ZJ (Związek Jaszczurczy) lub NSZ-ONR (Obóz Narodowo-Radykalny). Te pierwsze zapisały piękne karty w walce z okupantem niemieckim, takie jak zabicie generała Wehrmachtu Kurta Rennera w zasadzce pod Ożarowem 26 sierpnia 1943 r. czy udział w powstaniu warszawskim. Drugie natomiast były infiltrowane przez niemieckie służby specjalne, a wywodząca się z nich Brygada Świętokrzyska kolaborowała z Niemcami. Nurt ten ponosi odpowiedzialność za walki bratobójcze – nie tylko z partyzantką Armii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Kto bronił Polski w 1939?

Białorusini, Żydzi, Ukraińcy… w armii polskiej W czasie wojny 1939 r. w Wojsku Polskim służyło ponad 130 tys. żołnierzy wywodzących się z mniejszości narodowych i etnicznych. Wielu z nich zadawało sobie wtedy pytanie, czy II Rzeczpospolita była państwem, za które mogli oddać życie. Polscy Habsburgowie Gdy pojawia się temat mniejszości narodowych w polskiej armii w latach II RP, przywołuje się zazwyczaj przykład Karola Olbrachta Habsburga. Jako spadkobierca browaru w Żywcu po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości postanowił zostać obywatelem nowego państwa. Nie tylko sam mówił po polsku, ale też nauczył tego języka szwedzką żonę i dzieci. Tuż przed agresją niemiecką zakupił na potrzeby Wojska Polskiego dwa karabiny maszynowe i wspomógł wysoką dotacją Fundusz Obrony Narodowej. We wrześniu w mundurze pułkownika zgłosił się do jednostki wojskowej, jednak nie wcielono go do armii. Po wkroczeniu Niemców wraz z całą rodziną odmówił podpisania volkslisty, argumentując, że jest oficerem polskim. W zeznaniach, które złożył w listopadzie 1939 r., mówił: „Jestem tylko niemieckiego pochodzenia. Wraz z żoną Alicją mam wielką sympatię dla ziemi żywieckiej i jej mieszkańców. Żona moja i dzieci również czują się Polakami”. W działania konspiracyjne włączyła się żona Karola Olbrachta. Jako członkini

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kaczyński budzi upiory

Jarosław Kaczyński idzie na wojnę, za którą – jeśli poprowadzi ją aż do ostatecznej klęski – zapłacimy wszyscy Sygnał do ataku prezes PiS dał 1 lipca, ogłaszając na konwencji Zjednoczonej Prawicy w Przysusze, że Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowań od Niemiec, a ci, którzy uważają inaczej, tkwią w błędzie. 27 lipca Jarosław Kaczyński na antenie Radia Maryja zapowiedział, że „polski rząd przygotowuje się do historycznej kontrofensywy” polegającej na uzyskaniu od Niemiec „gigantycznych sum”. Gabinet Beaty Szydło najwyraźniej nic nie wiedział o własnych planach, bo kategoryczne stwierdzenie prezesa nie zostało powtórzone ani przez premier Beatę Szydło, ani przez ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego. Rząd się ociąga Rząd się nie kwapił do szturmu Berlina, pamiętając, że polscy żołnierze zatknęli biało-czerwoną flagę na Kolumnie Zwycięstwa (Siegessäule) tylko dlatego, że stała za nimi potęga Armii Czerwonej. Teraz nie możemy liczyć na żadnego sojusznika. Amerykanie nie wspomogliby nas swoją armadą, bo w Europie – nawet za administracji Donalda Trumpa – Niemcy pozostają dla Waszyngtonu partnerem wielokrotnie cenniejszym. Pomoc żegnających się z kontynentem brexitowców jest jeszcze bardziej iluzoryczna niż Anglii w 1939 r. A Francuzi? Nie tylko nie zamierzają otworzyć drugiego frontu, ale jeszcze – co pokazała sierpniowa ekspedycja Emmanuela Macrona –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Sojuszniczy cios nożem w plecy

Polityka Francji i Wielkiej Brytanii zmierzała do odsunięcia agresji hitlerowskiej od Europy Zachodniej Współczesna polska publicystyka historyczna wykreowała określenie „cios nożem w plecy” wobec agresji ZSRR z 17 września 1939 r. Tych ciosów nożem w plecy Polska otrzymała jednak we wrześniu 1939 r. więcej. 1 września 1939 r. taki cios zadała Rzeczypospolitej Słowacja, umożliwiając wojskom hitlerowskim zaatakowanie Polski ze swojego terytorium oraz biorąc udział w tej agresji. 12 września 1939 r. cios nożem w plecy zadali natomiast nacjonaliści ukraińscy, wszczynając w porozumieniu z Berlinem działania, które przeszły do historii pod nazwą dywersji OUN na Kresach Wschodnich. Na miano ciosu nożem w plecy zasługuje także postawa sojuszników Polski, czyli niewywiązanie się przez Francję i Wielką Brytanię ze zobowiązań sojuszniczych. Ten cios nożem w plecy był chronologicznie pierwszy i stanowił ogromny szok dla Polaków, których ówczesna propaganda państwowa utwierdzała w wierze w trwałość i niezawodność sojuszy. Przypominam o nim nie po to, żeby deprecjonować znaczenie innych przyczyn klęski wrześniowej – w tym działań podjętych przez ZSRR – ale dlatego, że postawa Francji i Wielkiej Brytanii wobec samotnie walczącej z najazdem niemieckim Polski zasługuje na uwagę również w kontekście współczesnej polskiej polityki prozachodniej. Odsunąć agresję niemiecką od Zachodu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.