Rzeź, z której wyrosło zwycięstwo

Rzeź, z której wyrosło zwycięstwo

W desancie na Dieppe w 1942 r. alianci stracili sześć razy więcej żołnierzy niż Niemcy

„Serce podchodziło do gardła. Starałem się patrzeć tylko przed siebie, szukając najkrótszej drogi do linii zabudowań. Potykałem się o podziurawione kulami i rozszarpane przez moździerze ciała ludzi z mojej kompanii. To była istna rzeź, której obraz będę miał przed oczami do końca życia. Byłem tak przerażony, że nawet nie uroniłem łzy, kiedy upadłem i uderzyłem o oderwaną głowę jednego z chłopaków”. Tak kanadyjski żołnierz zapamiętał wydarzenia, jakie rozegrały się kilka godzin po północy 19 sierpnia 1942 r. we francuskim porcie Dieppe nad kanałem La Manche. Wtedy to rozpoczął się największy od początku wojny aliancki desant morski w Europie. Desant, który dla aliantów okazał się katastrofalną jatką.

W połowie 1942 r. Brytyjczycy znajdowali się w trudnej sytuacji. Armia szykowała się do odwrotu w Afryce Północnej, nie wykluczano japońskiego ataku w kierunku Indii, a niemieckie okręty podwodne atakowały statki z banderą Union Jack. Mimo że Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny w grudniu 1941 r., amerykańska gospodarka nie była w pełni zmobilizowana, aby pomóc sojusznikom. Zarówno Waszyngton, jak i Moskwa naciskały na Londyn, aby Brytyjczycy jak najszybciej otworzyli drugi front w Europie. Taki manewr pozwoliłby złapać oddech Armii Czerwonej, która na froncie wschodnim toczyła krwawe i wyniszczające walki. Wielka Brytania nie dysponowała jednak odpowiednimi środkami, by rozpocząć wielką operację na zachodzie Europy. Ogromne siły były przeznaczone do działań na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a także w Afryce Północnej. Imperium kolonialne wymagało ochrony w postaci dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy. Oddziały stacjonujące na Wyspach Brytyjskich nie udźwignęłyby długotrwałej kampanii w Europie. Atak przez kanał La Manche wymagał doskonałego zgrania wojsk lądowych, marynarki wojennej i lotnictwa. Operacje desantowe w początkowym okresie wojny nie były mocną stroną Brytyjczyków.

Trening przed inwazją?

Pomimo braku odpowiedniego przygotowania i sił niezbędnych do przeprowadzenia inwazji Wielka Brytania mogła atakować niemieckie jednostki na terenie Francji, stosując działania zaczepne. Za planowanie i przeprowadzenie ataków odpowiedzialne były siły wchodzące w skład tzw. Operacji Połączonych. Oddziały złożone głównie z niewielkich grup komandosów wykluczały akcje na większą skalę, za to działając z zaskoczenia, idealnie nadawały się do błyskawicznych i krótkotrwałych uderzeń. Aby zwiększyć szanse powodzenia, niezbędne było wsparcie ze strony wojsk lądowych, marynarki i lotnictwa. Dlatego na początku 1942 r. kmdr Louis Mountbatten, dowódca Operacji Połączonych, wszedł do Komitetu Szefów Sztabów. Decyzja ta stawiała podległe mu jednostki na równi z najważniejszymi rodzajami brytyjskich sił zbrojnych.

W odpowiedzi na apele sojuszników i opinii publicznej Winston Churchill chciał zaproponować przeprowadzenie ataków w Norwegii i na półwyspie Cotentin w Normandii. Komitet Szefów Sztabów nie był jednak przekonany do jego pomysłu. Połączone Dowództwo Sił Zbrojnych skłaniało się ku zakrojonemu na szeroką skalę uderzeniu na port niedaleko wybrzeża Pas-de-Calais. Właściwym celem wydawało się Dieppe. Odległość 110 km przez kanał La Manche od Newhaven oraz odpowiednia zatoka stwarzały idealne warunki do zaatakowania pod osłoną nocy. 4 kwietnia 1942 r. Mountbatten wydał rozkaz przygotowania planów ataku.

Planiści przedstawili Komitetowi Szefów Sztabów dwa scenariusze operacji. Pierwszy zakładał lądowanie sił piechoty oraz czołgów po obydwu stronach Dieppe. Następnie przewidywano zajęcie miasta dzięki oskrzydlającemu natarciu przez przylądki, pomiędzy którymi znajdował się port. Drugi plan miał wykorzystać frontalne uderzenie przez plażę miejską. Wsparciem powinno być lądowanie sił specjalnych na wschodnim i zachodnim przylądku. Obydwa projekty w większym stopniu nastawione były na rozpoznanie walką niż na zdecydowany atak. Chciano przeprowadzić symulację działań desantowych w większym wymiarze. Brytyjczykom zależało na zdobyciu niezbędnego doświadczenia w tego typu operacjach. 18 kwietnia 1942 r. Komitet Szefów Sztabów podjął decyzję, że operacja zostanie przeprowadzona na podstawie drugiego planu.

Pierwsze podejście

Nadano jej kryptonim „Rutter”, a termin realizacji wyznaczono na początek lipca 1942 r., kiedy na kanale La Manche miały wystąpić korzystne pływy morskie. Rozmach akcji oraz jej skomplikowany charakter wykluczały wykorzystanie samych oddziałów komandosów. Potrzebne było zaangażowanie jednostek ze wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Dowodzący Obszarem Południowo-Wschodnim gen. Bernard Montgomery, na którego terenie stacjonowały siły wyznaczone do ataku na Dieppe, zadecydował, że ciężar operacji udźwigną Kanadyjczycy, którzy już w grudniu 1939 r. przybyli na Wyspy Brytyjskie. Dowódca oddziałów kanadyjskich gen. Andrew George McNaughton nie krył zadowolenia z takiej decyzji. Jego ludzie mogli w końcu zasmakować walki na kontynencie europejskim.
W ataku na Dieppe miało wziąć udział ok. 6 tys. żołnierzy. Brytyjska marynarka otrzymała zadanie przetransportowania uczestników operacji na francuskie wybrzeże i ewakuacji po jej zakończeniu. Lotnictwo było zaangażowane w ochronę atakujących żołnierzy przed myśliwcami Luftwaffe.

9 maja 1942 r. Mountbatten zaprezentował szkic ataku Komitetowi Szefów Sztabów. Połączone Dowództwo w pełni zaakceptowało plany operacji „Rutter”. Brytyjski wywiad donosił, że port nie ma silnej obrony, a plaże nad kanałem La Manche są odpowiednie do desantu piechoty i pojazdów pancernych. Sam Mountbatten uważał, że informacje te są zbyt optymistyczne. Jego zachowawczość podpowiadała, że Niemcy mogą być przygotowani na atak w kierunku głównego sektora plaży w Dieppe. Jednak Komitet Szefów Sztabów w pełni polegał na danych wywiadowczych, które przemawiały za sukcesem operacji „Rutter”.

Uderzenie miało nastąpić między 4 a 8 lipca 1942 r. Kiedy jednak w pierwszych dniach lipca siły przeznaczone do operacji zostały zaokrętowane w Newhaven, warunki pogodowe pokrzyżowały ostatnią fazę przygotowań. Mimo korzystnych pływów nikt nie wydał ostatecznego rozkazu do ataku. Dodatkowo 7 lipca niemieckie samoloty zbombardowały konwój okrętów w okolicy francuskiego wybrzeża. Brytyjczycy pomimo niewielkich szkód obawiali się, że wróg mógł uzyskać informację o planowanym ataku. Wydarzenie to w połączeniu z fatalną pogodą zadecydowało o odwołaniu operacji. Mountbatten przypuszczał, że „Rutter” nie dojdzie już do skutku. W trakcie rozmowy z Churchillem przekonywał, że operacja ze względu na optymalny plan i przygotowanie powinna zostać przeprowadzona. Chociaż plany ataku na Dieppe zostały pozbawione klauzuli tajności, co zwiększało ryzyko przechwycenia informacji przez Niemców, najwyższe dowództwo postanowiło dać szansę Mountbattenowi. Planiści przygotowali kolejny projekt, a akcja otrzymała nowy kryptonim „Jubilee”. Jako datę rozpoczęcia wyznaczono drugą połowę sierpnia 1942 r.

Właściwy atak

Wieczorem 18 sierpnia 1942 r. alianckie jednostki wypłynęły z brytyjskich portów nad kanałem La Manche. Nie było już odwrotu. Tysiące zdeterminowanych żołnierzy zmierzało w kierunku Dieppe, tak naprawdę nie wiedząc, jaki czeka ich los. Na pierwszy ogień zostali rzuceni kanadyjscy piechurzy, którzy otrzymali zadanie uchwycenia przyczółków na plaży w pobliżu kasyna. Załogi czołgów oraz brytyjscy komandosi mieli stanowić wsparcie.

19 sierpnia o godz. 3.35 siły alianckie dotarły do redy w Dieppe. Żołnierze zajęli miejsca w barkach desantowych i popłynęli w kierunku brzegu. Byli przekonani, że uda się zaskoczyć Niemców broniących portu. Huraganowy ogień od strony zabudowań rozwiał jednak wszelkie nadzieje. Kanadyjczycy byli dziesiątkowani seriami z niemieckich karabinów maszynowych. Od strony morza bezradnych żołnierzy ostrzeliwały niemieckie kutry.

Pomimo dramatycznej sytuacji kompanii brytyjskich komandosów udało się unieszkodliwić gniazdo karabinów maszynowych znajdujące się na plaży. Kiedy podłożone ładunki wybuchowe doszczętnie zniszczyły niemiecką pozycję, Brytyjczycy rozpoczęli odwrót w kierunku barek. Ogromny chaos, jaki powstał w rejonie lądowania, nie pozwolił na skuteczną ewakuację oddziałów na jednostki pływające. Do wyznaczonego miejsca zbiórki dotarło zaledwie kilkunastu żołnierzy. Brytyjczycy i Kanadyjczycy brodzili w płytkiej wodzie, przedzierając się między ciałami kolegów, którzy zginęli od niemieckiego ostrzału z morza.

Kanadyjska klęska?

Lądowanie głównych sił kanadyjskich do złudzenia przypominało pierwsze sceny desantu w „Szeregowcu Ryanie” Stevena Spielberga. Grad niemieckich kul dosięgał Kanadyjczyków zaraz po opuszczeniu barek desantowych. Śmiertelnie ranni żołnierze wpadali do wody, a serie z niemieckich karabinów zatrzymywały tych, którym udało się dobrnąć do brzegu. Podziurawione ciała leżały na mokrym piasku, który zabarwił się od krwi. Kiedy część ocalałych oddziałów kanadyjskich próbowała okopać się na plaży, Niemcy zasypali je pociskami z moździerzy. Sceny rozgrywające się na plaży w Dieppe przypominały najgorszy koszmar.

Zamiast zorganizowanej akcji była seria odrębnych, chaotycznych działań małych grup żołnierzy. Rajd na Dieppe zatrzymał się na płyciźnie i ostatecznie zakończył na plaży. Łodzie, na których transportowano czołgi, dostały się pod nieprzyjacielski ostrzał chwilę po opuszczeniu zasłony dymnej. Czołgi zjeżdżające z ramp desantowych były niszczone przez Niemców. Mimo tak trudnej sytuacji 27 czołgom udało się wyjechać na plażę. Jeden dotarł do podstawy schodów kasyna, a trzy, przemieszczając się po promenadzie, ostrzeliwały stanowiska Niemców. W końcu wszystkie maszyny zostały unieruchomione i zniszczone. Większość załóg poniosła śmierć.

Odpowiedzialny za aliancki atak gen. John Hamilton Roberts, nie zważając na rozwój wydarzeń, wysłał wsparcie w postaci pułku czołgów oraz oddziałów brytyjskiej piechoty morskiej. Oznaczało to dla nich zagładę. Niemieccy snajperzy strzelali do Brytyjczyków jak do kaczek. Około godz. 9 stało się jasne, że operacja „Jubilee” zakończy się spektakularną klęską. Jedynym rozsądnym wyjściem była ewakuacja. Alianckie jednostki pływające próbowały podejmować żołnierzy z plaż. Skuteczność akcji ratunkowej była jednak znikoma. Gdy po zmierzchu 19 sierpnia ostatnie jednostki opuściły wody w pobliżu Dieppe, plaże były pokryte ciałami alianckich żołnierzy. Ci, którym udało się ocaleć, mówili o „prawdziwym piekle i niewyobrażalnej liczbie trupów”. Zginęło, zostało rannych lub dostało się do niewoli 3379 Kanadyjczyków oraz 1005 Brytyjczyków. Straty Niemców wynosiły ok. 600 zabitych. Różnica jest porażająca!

Wnioski z klęski i zwycięstwa

Operacja „Jubilee” została uznana za całkowitą katastrofę. Nie zrealizowano żadnego z założonych celów. Liczba ofiar po stronie aliantów podkreślała tragizm i wielkie niepowodzenie rajdu na Dieppe.

Dotkliwa porażka pozwoliła jednak sprzymierzonym wyciągnąć cenne wnioski. Zostały one w pełni wykorzystane podczas D-Day. Zdobywanie za wszelką cenę bronionego przez wroga portu uznano za pozbawione sensu. Lepszym rozwiązaniem było zabranie ze sobą sztucznych portów, które pozwoliłyby na szybsze i skuteczniejsze rozpoczęcie inwazji. Alianci zrozumieli, że w przypadku prawdziwego desantu należy wykorzystać również większą liczbę barek. Tylko równoczesne lądowanie piechoty i czołgów daje nadzieję na przełamanie obrony. Równie ważnym elementem było zorganizowanie desantu powietrznego na tyły wroga, który uniemożliwiłby dotarcie posiłków w rejon akcji na plaży. Alianci stwierdzili, że koordynacja działań między siłami lądowymi, lotnictwem i marynarką powinna być jeszcze ściślejsza.

Niemcy uznali obronę Dieppe za ogromny sukces. Założenia, które sprawdziły się w sierpniu 1942 r., posłużyły za wzór ochrony wybrzeża Morza Północnego, kanału La Manche i Oceanu Atlantyckiego. Dowódcy donieśli Hitlerowi, że obrona oparta na stacjonarnych ciężkich umocnieniach będzie o wiele skuteczniejsza niż działania stawiające na mobilność i elastyczność. Jak pokazały wydarzenia z początku czerwca 1944 r., był to niewybaczalny błąd, który w pełni wykorzystali alianci.

Wydanie: 2017, 42/2017

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy