Tag "kobiety"

Powrót na stronę główną
Kultura

Bez przesady z dobrym wychowaniem

Sączy nam się, że prawdziwa kobieta musi ugotować obiad, przewinąć dziecko, posprzątać, zrobić zakupy, a przy tym nie przestawać być piękna, seksowna i modnie ubrana Gabriela Muskała – aktorka teatralna i filmowa, scenarzystka i odtwórczyni głównej roli w filmie „Fuga” W ostatnich latach w polskim kinie pojawiło się wiele filmów na temat poszukiwania tożsamości i wyzwolenia się z konwenansów. Szczególnie dotyczy to bohaterek kobiecych. – To prawda. Ostatnio miałam okazję zobaczyć „Ninę” Olgi Chajdas, ale widziałam także zeszłoroczną „Wieżę. Jasny dzień” Jagody Szelc. Po premierze tego filmu powiedziałam reżyserce, że to jest „Fuga”, tylko opowiedziana w nieco inny sposób. U mnie bohaterkami są dwie kobiety w jednym ciele, a w „Wieży…” jedna w dwóch ciałach. Oba filmy opowiadają jednak o tym samym – o wyzwoleniu, dzikości, wolności i pierwotnej duszy kobiety. Te dwa filmy łączy także podobna stylistyka. Kiedy w twoim projekcie pojawiła się Agnieszka Smoczyńska? – Mniej więcej po dwóch latach od narodzin pomysłu. Poznałam Agnieszkę podczas kręcenia jej krótkiego metrażu „Aria Diva”, w którym grałam jedną z głównych ról. Po premierze filmu Agnieszki zaczęłyśmy rozmawiać o planach na przyszłość. Opowiedziałam jej o moim pomyśle, a ona powiedziała, że bardzo chciałaby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Ziemia zapomniana

Łódzkie włókniarki mogą nam jeszcze powiedzieć coś ważnego. Kluczowe pytanie brzmi: czy będziemy uważnie słuchać? Marta Madejska – z wykształcenia kulturoznawczyni, z zawodu asystentka muzealna, z pasji pisarka i dziennikarka. Od 2010 r. związana ze Stowarzyszeniem Topografie, w którym zajmuje się głównie projektami dotyczącymi historii mówionej. Od 2017 r. zastępczyni redaktor naczelnej „Miasta Ł. Łódzkiej Gazety Społecznej”. W sierpniu ukazała się jej książka „Aleja Włókniarek” – reportaż o pokoleniach łódzkich pracownic przemysłu tekstylnego. Łódzkie włókniarki są praktycznie nieobecne w opowieściach o najnowszej historii Polski, mimo że również one, nie tylko katowiccy górnicy czy gdańscy stoczniowcy, przyczyniły się do powstania Solidarności. Nawet w Łodzi rzadko się o nich wspomina, a przecież jeszcze niedawno to na ich pracy opierała się lokalna gospodarka. Dlaczego taka rzesza ludzi łatwo zniknęła ze zbiorowej pamięci? – Nie ma jednej przyczyny. Częściowo jest to problem historii wypartej, a częściowo historii nieopisanej. To szczególnie ważne w przypadku kobiet, zwłaszcza tych z niższych szczebli hierarchii społecznej, które rzadko miały możliwości, umiejętności, czas czy siły utrwalać swoje opowieści. Szczególnie że ich historia w społeczeństwie nie była uznawana za coś ważnego – i przez to one też miały i wciąż mają takie wrażenie. Do tego dochodzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

W krainie batów i tortur

Dawniej brutalna przemoc była nieprzyjemnym, ale nieuniknionym elementem codzienności Wbrew temu, co powszechnie się sądzi, przemoc fizyczna jest we współczesnych społeczeństwach Zachodu problemem znacznie mniejszym niż w minionych stuleciach. Jak pisze Michel Foucault, dawne brutalne masakrowanie ciała zastąpiła władza wielkich instytucji, państwa, korporacji, banków, władza pieniądza, kredytów i prawa. Podobnie rzecz widział niemiecki historyk Norbert Elias: przeszliśmy wielusetletni trening panowania nad emocjami, odruchami i agresją. Władza masakrowania została usunięta spośród akceptowalnych i tolerowanych form postępowania. Wprawdzie dalej bije się ludzi, ale to, co uchodziło za poważane i do przyjęcia, jest już bezdyskusyjnym złem. Właśnie dlatego o przemocy tyle się mówi, bo społeczeństwo, media i politycy są na nią uwrażliwieni. Przemoc też coraz bardziej wiąże się nie z władzą, ale z biedą, przestępczością i bezradnością. Bić, ale nie zabić Obecnie władzę patriarchalną w coraz większym stopniu zastępuje pozbawiona płci kapitalistyczna władza pieniądza. Dawniej brutalna przemoc była nieprzyjemnym, ale niekiedy nieuniknionym elementem codzienności. Przestępcą był wówczas nie jak dzisiaj bijący, ale bity. Niezależnie od usytuowania majątkowego mężczyzna będący głową rodziny niczym surowy Stwórca mógł wymierzać sprawiedliwość podlegającej mu rodzinie i służbie. Ale z umiarem, co w tym czasie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Cichy krzyk samotnych matek

Około miliona dzieci w Polsce nie dostaje zasądzonych alimentów Do tej pory same dawałyśmy sobie radę, więc oni myślą, że dalej tak będzie. Może najlepszym sposobem, by coś zmienić, byłoby wyjście na ulicę i strajkowanie? – zastanawia się Magda, mama Oliwiera, którego wychowuje samotnie od pięciu lat. Alimenty od jego ojca dostała raz. Na Fundusz Alimentacyjny nie ma co liczyć – jej wynagrodzenie od początku przekraczało wciąż dramatycznie niski próg dochodowy. Teraz, po 11 latach istnienia funduszu, rząd planuje go podnieść. O 75 zł! O ściągalności alimentów i bezkarności alimenciarzy w listopadzie znów zrobiło się głośno. Wszystko za sprawą przyjęcia 30 października br. przez Radę Ministrów tzw. pakietu alimentacyjnego, czyli projektu „ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu poprawy skuteczności egzekucji świadczeń alimentacyjnych”, przygotowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W projekcie znalazł się m.in zapis o podwyższeniu progu dochodowego dla samotnych rodziców chcących otrzymać świadczenie z Funduszu Alimentacyjnego. Próg ten wynosi obecnie zaledwie 725 zł i nie był podwyższany od początku istnienia funduszu. W tej chwili świadczenia nie mogą więc otrzymać nawet osoby, które osiągają wynagrodzenie minimalne. W 2017 r. (czyli tym, z którego wynagrodzenia bierze się pod uwagę, wnioskując o świadczenia w 2018 r.) było to 1459

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Niech służąca służy

Klasa średnia zazwyczaj nie robiła w domu niczego, we wszystkim wymagała obsługi Joanna Kuciel-Frydryszak – dziennikarka, autorka biografii „Słonimski. Heretyk na ambonie” oraz „Iłła” (o Kazimierze Iłłakowiczównie). Niedawno wydała opowieść o losach kobiet idących na służbę do miasta – „Służące do wszystkiego”. Kiedy pani Hanka (np. ta z powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, co pamiętnik pisała) szła do kawiarni na ploteczki z Bubą czy Lalą albo na fajfy, albo na spotkanie z adoratorem, co robiła wtedy jej służąca? – Przede wszystkim już dawno była na nogach, wstawała o piątej, szóstej, czyściła buty państwa, szykowała śniadanie, jeżeli była zima, paliła w piecach. Klasa średnia zazwyczaj nie robiła w domu niczego, we wszystkim wymagała obsługi. No więc służąca podawała wodę do picia do łóżka, szykowała kąpiel, ścieliła, sprzątała, froterowała podłogi, nakrywała do stołu – musiało być wykwintnie, a to wymagało czasu. Potem trzeba było „pomyć statki”, przygotować deser. I tak do wieczora. Dzień kończyła rozliczeniem wydatków ze sprawunków, planowała następny – co kupić, co ugotować. W książce podaje pani przepis „mniej pracochłonny” na leguminę czekoladową. Trzeba rozpuścić, zagotować, wsypać, rozmieszać, nieco wygotować, ostudzić, rozetrzeć w makutrze, znowu kolejne składniki pododawać, wstawić do rondla z wrzącą wodą i gotować trzy kwadranse, wciąż dolewając wody

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Łatwo stać się niewolnicą

Handel ludźmi to trzeci najbardziej dochodowy biznes na świecie, po handlu bronią i narkotykami Czasem bywa jak w szpiegowskim filmie. W telefonie można usłyszeć hasło: „Pozdrów ode mnie ciocię Elę z okazji urodzin”. I już wiadomo, że Hance trzeba za wszelką cenę pomóc. Bo miało być bezpieczne miejsce pracy w jednym z krajów Unii i dobre zarobki, a wszystko okazało się fikcją. Hanka nawet nie wie, w jakiej jest miejscowości. Zamiast robić drinki, idzie do łóżka z klientami. Pośrednik zabiera jej większość pieniędzy i twierdzi, że to na koszty nauki języka przed wyjazdem z kraju, opłacenie przejazdu za granicę, wynajęcie lokum, wyżywienia… Bywa, że zaszyfrowane sygnały płyną do matki, brata, sąsiadki. Czasem do jednej z organizacji, które walczą z handlem ludźmi. Zbrodnia Jeśli sutener zmusza dziewczynę do świadczenia usług seksualnych, a potem zabiera jej zarobek, jest to proceder określany jako handel ludźmi. Nawet jeżeli dziewczyna wyraziła zgodę na uprawianie prostytucji. Zjawisko handlu ludźmi trudno więc uznać za coś nowego w Polsce. Faktem jest, że nasiliło się na początku lat 90., kiedy w wyniku przemian gospodarczych część społeczeństwa straciła dotychczasowe źródła dochodu i poszukiwała nowych. Dla niektórych kobiet taką szansą, jak im się wydawało,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

To było malutkie ziarnko grochu

Joanna Górska: Wyjątkowo o siebie dbałam – nie piłam, nie paliłam, uprawiałam sport, nie jadłam mięsa i nagle się okazało, że mam raka Joanna zaprasza mnie do domu, z dumą pokazuje taras na dachu, gdzie hoduje poziomki, truskawki i zioła. Z pasją opowiada o tym, jak planują urządzić to miejsce, bo z rodziną cieszą się nim od niedawna. Jest spełnioną, zadowoloną z życia 40-latką, mamą, dziennikarką, trenerką wystąpień publicznych, dziewczyną z Mazur, z małego miasteczka, która nagle znalazła się w stolicy i nie najgorzej sobie radzi. Kocha i jest kochana, przez syna i przez partnera. Energię dają jej rodzina i praca, która jest jej pasją. Znamy się od wielu lat, pracujemy w tej samej branży. Widywałyśmy się na firmowych korytarzach, ale dopiero choroba sprawiła, że zbliżyłyśmy się do siebie. (…) • Wreszcie przychodzi ten dzień. Może powiedzieć sobie, że jest naprawdę szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie, szczęśliwa do zwariowania. Pełna euforii zaczyna życie na nowo. Ma wspaniałego syna, po rozwodzie zaczyna budować dom z nowym partnerem. Nie muszą już walczyć o swoją miłość, wreszcie mogą zacząć się nią cieszyć. W pracy odnosi sukcesy – prowadzi prestiżowy program w prestiżowej porze, w wolnym czasie chce realizować marzenia o podróżach. joanna__gorska Przed nami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Dwie Maryje

Igra z duchami prezydent, chodząc po cmentarzach w poszukiwaniu kandydatów do Orderu Orła Białego. Mogą mu się przyśnić, choćby po to, aby podziękować za uczyniony im po śmierci wielki zaszczyt. Może jednak się zdarzyć, że jakiś nieboszczyk, za życia niezłomny inaczej niż prezydent Duda, skrzywi się albo nawet odepchnie rękę z orderem. Bywa tak na jawie, że ludzie nie chcą albo nie życzą sobie ani pochwał z byle ust, ani najwyższych nawet odznaczeń z byle rąk. A cóż dopiero we śnie! Upiór może straszyć dostojnika nocą, ale sama zabawa z duchami per saldo się opłaca, bo jest to właściwie jedyne ryzyko wezwania osoby nieżyjącej do stawienia się na uroczystość wręczania odznaczeń. Poza tym pomysł ma same zalety. Nieboszczyk przecież nie zwoła konferencji prasowej, nie będzie się odcinać ani używać podejrzanego słowa na k, nie zrobi przed kamerami przedstawienia obrażającego aktualny majestat. Był taki moment w nieodległej przeszłości, chodzi o początek stycznia 2016 r., kiedy Andrzej Duda był samotnie Wielkim Mistrzem Orderu Orła Białego i jedynym członkiem jego kapituły. Zaszczytny tytuł dostał z automatu jako prezydent, a stał się jednoosobową kapitułą, bo opuścili go najpierw Aleksander Hall i Henryk Samsonowicz, a potem Jerzy Buzek i Krzysztof Penderecki.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Charakter Katalończyka

Powstało wiele mitów na temat katalońskiego usposobienia, w większości bardzo stereotypowych Znane powiedzenie el seny y la rauxa1 w rzeczywistości niczego nie tłumaczy. Zwrotu tego używa się bez zastanowienia i ku powszechnemu zadowoleniu. W bardzo ogólnym ujęciu oznacza, że Katalończyk z natury nie jest odważny, ale też nie jest tchórzem. Aby pokazał swoją bojowość, trzeba go do tego sprowokować. Oczywiście nie powinno się uogólniać. Biorąc jednak pod uwagę, że na każdego człowieka mają wpływ środowisko, w którym się wychował, odebrane wykształcenie oraz wzorce zachowań, można zaryzykować pewne tezy na temat Katalończyków (do których ja też się zaliczam). Katalończyk wydaje się rozważny i refleksyjny. Nie brakuje mu śmiałości, ale tylko wtedy, kiedy wie, w co się pakuje, a nie z powodu irracjonalnego impulsu. Co do zasady odznacza się pracowitością. Nawet rozpieszczeni młodzi ludzie pochodzący z bogatych rodzin – tzw. pijos – są kompetentnymi fachowcami, a czasem wręcz pracoholikami. Wszyscy ciągle wymyślają jakieś nowe biznesy. Może dlatego jak grzyby po deszczu pojawiają się oszuści i kombinatorzy, którzy są „o krok” od ubicia doskonałego interesu, mają oryginalne pomysły albo problemy z wymiarem sprawiedliwości. Katalończyk jest z natury nieśmiały i ma poczucie humoru – te dwie cechy zazwyczaj idą w parze. Ma dobre pomysły, ale na ogół nie snuje dalekosiężnych planów. Jest raczej praktyczny.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Albo będziesz prostytutką, albo umrzesz

Z reguły tak się robi, łamie się dziewczyny w jednym miejscu, odbiera się im godność i sprzedaje się dalej, po dobrej cenie Manisha pracuje w recepcji, wygląda na znudzoną swoim zajęciem. Była w Kalkucie w Sonagathi (największa dzielnica czerwonych latarni w mieście). Jeszcze nie odzyskała spokoju ducha. • Nie można ufać Pięknej Pani. Teraz Manisha to wie. Nie wiedziała, gdy w wieku 11 lat uciekała z domu. Piękną Panią spotkała w autobusie, który wiózł dziewczynkę w nieznane, bo zmęczona i smutna jechała gdziekolwiek, byle dalej od problemów. W autobusie panował tłok. Stały obok siebie, Piękna Pani ubrana w niebieskie sari, z mnóstwem biżuterii. Manisha nigdy wcześniej nie widziała tak szykownego stroju ani tak pięknej kobiety. Z nią poszłaby wszędzie. Piękna Pani wiedziała, jak rozmawiać z dzieckiem, w jaki ton uderzyć, żeby poczuło się bezpiecznie. Robiła to już wiele razy. Zabrała ją do Kalkuty, do domu, gdzie mieszkała z mężem i kilkumiesięcznym synem. Ona potrzebowała niańki, a Manisha – pracy i nowego lokum. W zamian za opiekę nad niemowlakiem mogła zostać ile chce, jeść ile chce, swobodnie poruszać się po domu. Dostała swój kąt. Piękna Pani robiła się coraz piękniejsza. Manisha po raz pierwszy znalazła się w dużym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.