Tag "Maximilien de Robespierre"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Proszę się cofnąć do przodu

Po kilku dniach od legendarnej nowej tradycji – rekonstrukcji rządu – powoli zapada zmierzch nad tym, co się stało lub nie. Nie ma twardych powodów i przyczyn, żeby takie operacje same się tłumaczyły – są one wypadkiem znoszących się i napierających na siebie sił wewnątrz niespójnej koalicji, próbującej podnieść głowę po przegranych wyborach prezydenckich i sprawić wrażenie, że do kolejnych wyborów parlamentarnych Koalicja 15 Października staje z podniesionym czołem. Trudno powiedzieć, czy taka forma przyciągnięcia uwagi (odwrócenia uwagi?) daje wymierne efekty polityczne i jest w stanie wywołać skutek wzmacniający. Wielu komentujących operację „Rekonstrukcja Lato 2025” szczerze w to wątpi. Dzisiejsza polityka, nie tylko rządowa, a może szczególnie rządowa, jest raczej dynamiczną rozgrywką piarowo-propagandową niż sumienną analizą dokonań lub ich braku w pracy ministrów. Niewątpliwie media lubią tego typu operacje, mogą zapowiadać scenariusze zmian personalnych, wachlować się „przeciekami”, potem chwalić, że trafili, jeśli trafili. Co tak naprawdę decyduje o tym, że znika jakieś ministerstwo, które w najlepsze (choć bez spektakularnych osiągnięć) funkcjonowało dwa lata, najpewniej zostanie tajemnicą już na zawsze, bo nawet dla historyków polityki nie będzie to jakoś specjalnie interesujący epizod. Być może któraś ze zmian (sędzia Żurek w miejsce prof. Bodnara) weźmie na bary wywołanie efektu: „coś dzieje się”.

Przypomnę, że kiedy badano źródła wyborczego sukcesu PiS w 2015 r., ankietując niezdecydowanych, którzy ostatecznie oddali głos na partię Jarosława Kaczyńskiego, powtarzającym się wyjaśnieniem było: „Bo im się coś chce”. Ale co właściwie? A jak? A dlaczego? A po co? – to były pytania zawieszone w próżni. Czy obecna korekta i rekonstrukcja są w mocy wywołać w jakimś zauważalnym społecznie stopniu podobny efekt – nie da się dzisiaj powiedzieć. Teraz będziemy czytać o pierwszych decyzjach, doborze kadr i innych kosmetycznych zabiegach – to znowu zajmie czas.

Wśród bonmotowych chwytów retorycznych, których użył premier Tusk w swojej mowie rekonstrukcyjnej, moim ulubionym jest „Idziemy tylko do przodu”. Może ten nieporywający zwrot nie robi wrażenia, ponieważ wciąż w tyle głowy mam motto do słynnego tekstu Leszka Kołakowskiego „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą? Katechizm”, które brzmiało:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Ludwik Stomma

Na pohybel Timmermansowi

„Polska Winkelriedem narodów!”, zachwycał się Juliusz Słowacki. Tak było i tak pozostało. Bohaterska ofiarność wśród Lechitów nie zanika. Tak jak dzielny Szwajcar ze Stans w kantonie Unterwald wbił sobie w pierś austriackie lance, by zrobić wyłom we wrażych liniach bojowych, tak Beata Szydło rodem z Oświęcimia zgodziła się na kompromitujące porażki wyborcze w Brukseli, byle tylko rzucić kłody pod nogi polakożercy Franciscusowi Cornelisowi Gerardusowi Marii Timmermansowi. Różnica między nimi taka, że o ile czyn Arnolda Winkelrieda przyczynił się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.