Tag "nowe technologie"
Polski Kongres Klimatyczny: albo się zdekarbonizujesz, albo zginiesz!
Takie zdanie na zakończenie Polskiego Kongresu Klimatycznego wygłosił Jakub Safjański, dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan, patrona kongresu, organizacji skupiającej 4,1 tys. firm. Było to, jeśli wierzyć organizatorom, największe w Polsce spotkanie biznesowe dotyczące inwestycji mających wpływ na osiągnięcie celów klimatycznych. Zgromadziło wielu uczestników m.in. z sektora energetycznego, budownictwa, samorządów lokalnych itd. W ponad 20 panelach dyskusyjnych wypowiedziało się niemal 150 ekspertów z Polski i zagranicy.
Zakres poruszanych tematów obejmował: inwestycje publiczne, dekarbonizację przemysłu, tzw. zielone finanse, nową energetykę i nowe technologie. Zwrócono uwagę, że celem ogólnym działalności gospodarczej przyjętym w UE jest stopniowe zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych, by do 2050 r. osiągnąć neutralność klimatyczną. Niezależnie od tego, czy jest to możliwe, przynajmniej dla Polski, kongres miał przygotować listę postulatów biznesu dla rządu, które należy uwzględnić w procesie przyśpieszenia zielonej transformacji polskiej gospodarki.
Trzeba jednak pamiętać, że takie hasła jak dekarbonizacja, zielona transformacja czy neutralność klimatyczna nie są powszechnie akceptowane. Jeszcze przed rozpoczęciem kongresu podważono sens wystąpień w debatach dwóch profesorów: hydrologa Piotra Kowalczaka oraz geologa Leszka Marksa, którzy mieli zabrać głos w panelu „Zmiany klimatu w historii Ziemi. Przeszłość kluczem do przyszłości”. Ich zaproszenie, a znani są z głoszenia poglądu o tzw. kłamstwie klimatycznym, nie spodobało się innym prelegentom. W prasie pojawiła się opinia: „Zapraszanie takich gości na kongres klimatyczny to mniej więcej jak zapraszanie płaskoziemców na kongres astronautyki lub antyszczepionkowców
Covidowe dzieci
Deficyt uwagi, problemy z czytaniem, brak samodzielności. Zaczynamy mierzyć się z wpływem pandemii na najmłodszych
Nauczyciele alarmują, że dzieci urodzone po 2012 r., zwłaszcza najmłodsze roczniki, które w tym roku szkolnym zaczęły naukę, mają ogromne problemy ze skupieniem i umiejętnościami społecznymi. Uczniowie, których pierwsze lata życia przypadły na okres pandemicznego lockdownu, jak również dzieci, które zaczynały w nim naukę, dzisiaj mierzą się z ogromnymi trudnościami. Nauczyciele są bezradni, za to rodzice potrafią jeszcze dołożyć do pieca.
Pokolenie głupków?
Objawem kompletnej ignorancji byłaby opinia, że wychowujemy najgłupsze pokolenie w dziejach. Jednak liczne sygnały od pedagogów i rodziców wskazują, że rośnie nam pokolenie kompletnie inne, często zaniedbane przez dorosłych, bo rzucone na pastwę współczesnych technologii, i to bez większej kontroli. Dorastanie w pandemii oczywiście ma na to wszystko wpływ, ale to jeden z czynników, a nie główny powód sytuacji, z którą od niedawna jako społeczeństwo zaczęliśmy się mierzyć. Gdzie leży więc problem?
„Zaburzenia i problemy behawioralne uczniów zdarzały się zawsze, we wszystkich rocznikach. Lockdown, kolejne fale pandemii i przymus nauki zdalnej oznaczały pozbawienie kontaktu nie tylko z rówieśnikami, ale i z innymi ludźmi poza najbliższą rodziną. Do tego – brak możliwości wyjścia na plac zabaw, boisko, spacer i rodzice pracujący zdalnie w pokoju obok. W szczególnej sytuacji znaleźli się uczniowie aktualnie uczęszczający do klas I-III, dla których były to pierwsze świadome doświadczenia. Stąd m.in. trudności z koncentracją, nieumiejętność komunikowania się, niećwiczone umiejętności społeczne”, tłumaczy portalowi Medonet Anna Wawryszuk, pedagog szkolny.
Problemy ze skupieniem to nie tylko ciągłe popatrywanie w telefon. Jedna z nauczycielek, z 30-letnim stażem, w liście do portalu Onet relacjonuje, jak rodzice wyręczają swoje dzieci we wszystkim, dziwiąc się jednocześnie, że nie są one samodzielne. Część uczniów podstawówek nie potrafi sama zawiązać sobie butów. Nagminne było również odrabianie za dzieci lekcji przez rodziców. Ten problem zniknął, bo skasowano zadania domowe.
– 12-letnia córka mojego brata codziennie go pyta, jakie będzie miała jutro lekcje. Nie ukrywajmy, wszystkie dzieci mają dziś telefon i dostęp do planu. Na dodatek plan wisi na lodówce. Poza tym to już piąta klasa. A co najważniejsze, w podstawówce plan jest ustalany na cały rok. To nawet nie jest żałosne, tylko przerażające. Za sześć lat to dziecko będzie miało już prawa wyborcze. Gdzie nas to zaprowadzi? – dramatycznie pyta Łukasz, inżynier z Krakowa.
Brak wymagań i wysiłku widać na każdym kroku. Nie można wszystkiego zwalić na telefony. A nawet jeśli w nich szukać źródła problemu, to chyba warto zadać sobie pytanie, kto te telefony dzieciom kupuje. Rodzice jednak nadal będą
k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl
Sztuczna inteligencja a etyka
Rozwój AI jest okazją do szybkiego zbicia majątku, ale istnieje duże ryzyko, że przy okazji wyrządzi się krzywdę innym
Zanim zajmiemy się problemami etycznymi związanymi ze sztuczną inteligencją, powinniśmy zrozumieć jeden ważny aspekt istnienia systemów AI, a mianowicie wyjaśnić, jak one powstają. Gdy w filmach i powieściach fantastycznonaukowych pojawia się groźna sztuczna inteligencja, to często okazuje się, że jest ona robotem zbudowanym potajemnie w piwnicy przez genialnego złoczyńcę. W rzeczywistości jednak taki złoczyńca musiałby mieć dostęp do ogromnej ilości danych, mieć odpowiednie wykształcenie i zdobyć pokaźne środki, by zrealizować samodzielnie tak duży projekt. Taki wątek sensacyjny brzmiałby bardziej realistycznie, gdyby się okazało, że niebezpieczna maszyna jest dziełem wielu genialnych złoczyńców, wspieranych być może przez bogatych inwestorów. Obecnie większość urządzeń wykorzystujących sztuczną inteligencję powstaje dzięki współpracy naukowej i finansowej wielu osób, nawet gdy chodzi o stworzenie bardzo wąskiej sztucznej inteligencji, przeznaczonej do realizacji określonego zadania.
Proces tworzenia systemów sztucznej inteligencji przebiega przynajmniej w trzech etapach. Najpierw rozwija się algorytmy AI, opisujące funkcje i zasady logiczne, które należy zastosować do danych, by uzyskać oczekiwane zachowanie tworzonego systemu. Algorytmy powstają zazwyczaj w instytucjach badawczych (uniwersyteckich, korporacyjnych lub rządowych) i nierzadko ich rozwojem zajmują się uczeni ze stopniem doktora lub nawet tytułem profesora w jakiejś dziedzinie matematyki.
Później, przynajmniej w przypadku zastosowań wykorzystujących uczenie maszynowe, należy przeprowadzić „szkolenie” modelu sztucznej inteligencji, które polega na wprowadzeniu do algorytmu AI starannie przygotowanych danych. Modele sztucznej inteligencji są tym, czego w istocie nauczył się algorytm, i określają, jakie czynniki sztuczna inteligencja będzie brała pod uwagę i w jaki sposób będzie je wykorzystywała. W odróżnieniu od etapu projektowania algorytmu proces uczenia modelu AI wymaga przetworzenia ogromnej ilości danych i wykazania się dużą wiedzą informatyczną, dlatego biorą w nim udział m.in. inżynierowie, informatycy, analitycy, a nawet ochotnicy wywodzący się ze społeczności entuzjastów sztucznej inteligencji, którzy nie muszą już mieć tak dużej wiedzy matematycznej jak twórcy algorytmu.
Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że większość z nas nie komunikuje się bezpośrednio z modelami i algorytmami sztucznej inteligencji. Mamy jedynie dostęp do produktów wykorzystujących AI, które są złożonymi strukturami, interfejsami i urządzeniami. Właśnie za ich pośrednictwem możemy się komunikować z modelami sztucznej inteligencji w celu wykonania określonego zadania. Mogą to być strony internetowe, aplikacje w telefonie, programy wspierające różne działania, roboty, drony lub dowolne inne systemy. Aby mógł powstać jakiś produkt wykorzystujący AI, potrzebna jest wiedza biznesowa, projektowa i operacyjna, a nierzadko także duże pieniądze. Nic więc dziwnego, że najczęściej są one dziełem zespołów działających w dużych firmach lub organizacjach rządowych.
W skład zespołów tworzących produkty ze sztuczną inteligencją wchodzą zazwyczaj specjaliści w dziedzinie znanej jako doświadczenie użytkownika (UX, od ang. user experience) – projektanci interfejsu użytkownika, inżynierowie różnych specjalności, analitycy biznesowi i menedżerowie. Specjaliści od doświadczenia użytkownika starają się ustalić, jakie cechy musi mieć ich produkt, żeby był atrakcyjny dla klientów, projektanci interfejsu określają, jak te cechy powinny wyglądać, inżynierowie tworzą produkty zgodnie ze specyfikacją przygotowaną przez innych członków zespołu, a analitycy i stratedzy biznesowi pilnują, by produkt
Fragmenty książki Waltera Sinnotta-Armstronga, Jany Schaich-Borg i Vincenta Conitzera Moralna AI. Czy bać się sztucznej inteligencji, Prószyński i S-ka, tłum. Bogumił Bieniok, Ewa L. Łokas, Warszawa 2024
Informatycy trzymają się mocno
Na tle krajowej nauki informatykę, w tym sztuczną inteligencję, można uznać za polską specjalność
Prof. Andrzej Jaszkiewicz – informatyk z Politechniki Poznańskiej specjalizujący się w jedno- i wielokryterialnej optymalizacji kombinatorycznej, algorytmach ewolucyjnych, sztucznej inteligencji oraz systemach wspomagania decyzji.
Czy polscy informatycy są w świecie dostrzegani, wyróżniają się poziomem przygotowania wśród specjalistów z innych krajów?
– Ta ocena jest mieszana. Nie jesteśmy szczególnie mocni w skali światowej, bo też nakłady na naukę w Polsce, wynoszące ok. 1% PKB, należą do raczej niskich w stosunku do bogatszych krajów Europy, np. Skandynawii, a także do średniej europejskiej, która wynosi ponad 2% PKB. Do czołówki się nie zaliczamy. Z drugiej strony wśród polskich naukowców w prestiżowym rankingu Uniwersytetu Stanforda oraz wydawnictwa naukowego Elsevier (Stanford/Elsevier’s Top 2% Scientist Rankings) aż ok. 9% stanowią osoby prowadzące badania w informatyce, podczas gdy w skali światowej jest to ok. 6%.
Dodajmy, że ranking jest imienny, bibliometryczny, opiera się m.in. na danych z cytowań, a wymienia ok. 1 tys. nazwisk polskich naukowców z różnych dziedzin. Informatyków jest ok. 100. Pańskie nazwisko też tam się znajduje.
– W skali naszego kraju wśród nauczycieli akademickich informatycy według danych POL-on stanowią zaledwie 3%, choć wywodzi się spośród nich 9% najlepszych polskich naukowców. Na tle krajowej nauki informatykę, w tym sztuczną inteligencję, można więc uznać za polską specjalność.
Potencjał intelektualny dostrzegamy już wśród polskiej młodzieży, bo w międzynarodowych konkursach matematycznych czy informatycznych nasi studenci odnoszą liczne sukcesy.
– Nagrody potwierdzają, że potencjał jest duży. Mamy zdolną młodzież, ale trzeba zadać pytanie, na ile jej potencjał jest wykorzystywany. Ilu wybitnie zdolnym studentom możemy zaoferować stypendia doktoranckie choć częściowo konkurencyjne wobec wynagrodzeń w przemyśle, ilu absolwentów pozostanie na uczelni i będzie przekazywało swoją wiedzę kolejnym pokoleniom, a ilu wyrwie się do firm, wspomagając największe światowe koncerny. Naszym uczelniom trudno pozyskać tych najzdolniejszych.
Tytuł magistra informatyki brzmi dumnie, ale mamy tutaj rozmaite specjalizacje. Programista stoi chyba wyżej od np. administratora?
– Informatyka to bardzo szerokie pojęcie. Zwróciłbym uwagę na jeszcze dwie „elitarne” specjalności. Jedna zajmuje się sztuczną inteligencją (AI), a druga cyberbezpieczeństwem. W praktyce informatycy obu specjalizacji tworzą opracowania w odniesieniu do konkretnych potrzeb. Obie specjalizacje są bardzo potrzebne, zwłaszcza że nieustannie tworzone są różne języki oprogramowania, wysokopoziomowe i niskopoziomowe, i coraz częściej zdarzają się zorganizowane ataki, które zagrażają cyberprzestrzeni i pochłaniają ogromne zasoby.
Warto też wspomnieć o wysokich kompetencjach potrzebnych w robotyce, gdzie wymagana jest mieszanka wiedzy z dziedziny informatyki, oprogramowania i umiejętności sprzętowych. W wielu firmach odczuwa się brak dobrze przygotowanych informatyków po studiach i tam organizuje się dodatkowe kursy i szkolenia przyuczające do zawodu. Nie są to może najwyższej klasy specjaliści, ale potrafią coś dla danej firmy stworzyć, zaprogramować pod określone potrzeby. Jednak później często się okazuje, że takie słabiej wyedukowane osoby mają większe problemy ze znalezieniem nowej pracy.
Studia informatyczne oferowane są i przez uniwersytety, i przez politechniki. Jaka jest różnica między ich absolwentami? Czy ci pierwsi są bardziej teoretykami, a drudzy praktykami?
– Absolutnie nie. Poziom kompetencji zależy raczej od jakości nauczania w konkretnej szkole wyższej. Ogólnie programy nauczania są bardzo podobne. Doszło do tego, że np. na tym kierunku na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, tak samo jak na politechnice, absolwenci otrzymują tytuł inżyniera. Poziom specjalisty w danej dziedzinie zależy od zakresu zdobytej wiedzy. Siłą rzeczy informatyk przyuczony w ciągu kilku tygodni kursu nie posiądzie takiej wiedzy jak ktoś, kto kształcił się przez kilka lat. Może się podejmować prostszych zadań, które ktoś mu zleca, tworząc jakieś fragmenty programu, ale nie może zastąpić osoby pracującej samodzielnie nad bardziej skomplikowanymi problemami. Oczywiście są wyjątki – bardzo dużo zależy od zdobytego doświadczenia w pracy zawodowej i od samodoskonalenia.
Wygląda na to, że wspomniani przez pana specjaliści z dziedziny cyberbezpieczeństwa muszą się ścigać z równie dobrze przygotowanymi hakerami, którzy nie tylko atakują prywatne konta bankowe czy profile w mediach społecznościowych, ale nawet mogą obezwładnić całe sieci i systemy strategiczne dla naszego życia.
– U nas prawo utrudnia działalność hakerów
b.tumilowicz@tygodnikprzeglad.pl
Nad Ukrainą wisi widmo Jałty II
Rozpoczęła się prawdziwa gra o świat
Prof. Bogdan Góralczyk – politolog, sinolog, hungarysta, były ambasador w państwach Azji, wykładowca w Centrum Europejskim UW i jego były dyrektor.
Donald Trump… Czy jego powrót do Białego Domu zmienia świat?
– Jego drugie dojście do władzy oznacza, że to nie jest przypadek, to głęboka strukturalna zmiana w cywilizacji zachodniej. Trumpa 2.0 trzeba wziąć bardzo poważnie. Bez względu na to, że jest nieprzewidywalny, że jego ego idzie 5 m przed nim i jest trudno sterowalny. Już pierwsze dni po wyborach potwierdziły tę tezę – bo kto by wymyślił, że Trump zechce zająć Kanadę, Grenlandię, Kanał Panamski…
I to się w Ameryce podoba!
– Tym razem Trump ma znacznie szerszy mandat, może robić, co chce. W mojej ocenie to naprawdę koniec końca historii. W 1991 r., kiedy padł Związek Radziecki, w naturalny sposób z dwubiegunowego układu zrobiła się jednobiegunowa chwila. Amerykanie podyktowali światu, w tym Polsce, dwa pakiety. O jednym doskonale wiemy, to był konsensus z Waszyngtonu, mówiąc po polsku – plan Balcerowicza. Natomiast o drugim pakiecie mówimy zdecydowanie mniej, a Trump właśnie go rozmontowuje. Mianowicie Amerykanie wypracowali swoją wersję demokracji: checks and balances, czyli system równowagi i kontroli władz. Nazwali to demokracją liberalną.
Czym ona się różni od klasycznej, monteskiuszowskiej?
– Do klasycznego trójpodziału wprowadza niezależne od trzech władz media i niezależne społeczeństwo obywatelskie. Demokracja liberalna weszła do kanonu, który sześć tygodni po rozpadzie ZSRR, 7 lutego 1992 r., w traktacie z Maastricht przyjęła Unia Europejska. W czerwcu 1993 r. sformułowane zostały tzw. kryteria kopenhaskie. Czyli demokracja liberalna, konsensus waszyngtoński, państwo prawa i prawa mniejszości. Jeśli chodzi o wiarę w konsensus z Waszyngtonu, załamała się ona już w roku 2008. Kto dziś wierzy, że rządzi rynek i niewidzialna ręka rynku? Ale Trump uderza teraz w demokrację liberalną. Zamiast wartości mamy nagą siłę. Power!
A czy Ameryka ma siłę?
– W USA w ciągu ostatniej dekady dokonały się dwie rewolucje. Pierwsza – ideologiczna. Bo co mamy w USA? Narodowy kapitalizm i konserwatyzm. Zaczynają się już ekspulsje i deportacje. Trump ogłasza cła. Ale miała miejsce i druga rewolucja – energetyczna, łupkowa. Stany Zjednoczone stały się eksporterem surowców energetycznych, głównie gazu skroplonego. Dlatego tak im potrzebny jest w Świnoujściu gazoport na skroplony gaz. Amerykanie sprzedają nam ten gaz drożej niż Norwegowie, nie mówiąc o dawnych czasach i gazie rosyjskim.
Co więc się stało? Przez co najmniej dwie dekady naukowcy mieli problem ze wskazaniem, kto jest największą gospodarką świata. Bo to była albo Unia Europejska, albo Stany Zjednoczone. Wskazania wahały się pomiędzy 22% a 23% światowego nominalnego PKB, w wypadku obu tych podmiotów. A jak jest dzisiaj? Stany Zjednoczone mają 26%, czyli więcej – bo pandemia, rewolucja łupkowa, ale również wojna na Ukrainie. Ile sprzętu Amerykanie sprzedali? Ta wojna im służy. A Unia Europejska? Był brexit – wystąpienie Wielkiej Brytanii zmniejszyło PKB państw Unii o 4-5%. Unia ma więc 18%. I właśnie w zeszłym roku wyprzedziły ją Chiny – w sensie nominalnym, bo w sensie siły nabywczej są największą gospodarką świata już od 2015 r. Czyli USA mają siłę i USA stawiają na siłę.
To widać i słychać.
– Zobaczymy, czy to się uda. Moim zdaniem gra o Grenlandię jest bardzo poważna. Grenlandia to cała tablica Mendelejewa, a przede wszystkim pierwiastki ziem rzadkich, czyli te, bez których nie ma dziś postępu naukowo-technologicznego. Trump, jak już wiemy, walczy o nie również na terenie Ukrainy, szczególnie gdyby doprowadził tam do pokoju czy rozejmu.
Mamy więc do czynienia z kolejną odsłoną koncertu mocarstw?
– Tak! Mamy do czynienia z wielkomocarstwową grą. Dlatego w tak trudnym położeniu znalazła się Unia Europejska, bo ona sama się definiuje do dzisiaj jako soft power. Co więcej, wiele wskazuje, że Trump będzie grał na rozwałkę Unii. Z Brukselą nie chce gadać, co najwyżej z Berlinem i Paryżem, a najchętniej to z Putinem.
Jeśli Amerykanie tak się zachowują, to Rosjanie już mówią, że skoro Amerykanie mogą, to oni też!
– Nad Ukrainą wisi widmo Jałty II.
Jak się bronić w epoce koncertu mocarstw?
– Odpowiedź jest oczywista: Europa musi nabyć znamion hard power. Musimy zwiększyć swoje zdolności obronne. W 2015 r. zebrałem grono najlepszych polskich specjalistów od integracji europejskiej i wydałem po angielsku pod moją redakcją tom, którego tytuł w tłumaczeniu brzmiał: „Unia Europejska na scenie globalnej”. Podtytuł zaś mówił wszystko – „Zjednoczeni albo bez znaczenia”. Tymczasem my jesteśmy w tej chwili niezjednoczeni, mówiąc delikatnie.
Unia Europejska jest chorym człowiekiem świata?
– Jest słaba. A Viktor Orbán mówi, że ma jeszcze większe przywary. Bo jest bogata i słaba.
Wydaje się, że punktem odniesienia dla polityki Trumpa są Chiny, a nie Rosja, Unia Europejska czy kryzys bliskowschodni.
– Przyjmując to rozumowanie, powinniśmy oczekiwać po stronie administracji amerykańskiej poważnych prób zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, zawieszenia broni.
Żeby zamknąć front.
– Tylko że Putin wie, że ma mocne karty. Ta wojna
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Druk 3D w domu: jak zacząć przygodę z nową technologią
Artykuł sponsorowany Druk 3D to innowacyjna technologia, która z roku na rok staje się coraz bardziej dostępna dla użytkowników domowych. Jeszcze kilka lat temu była wykorzystywana głównie w przemyśle i laboratoriach badawczych, dziś jednak każdy może
VI Edycja Our Future Forum – 25 listopada
JUŻ 25 LISTOPADA RUSZA VI EDYCJA OUR FUTURE FORUM – NAJWIĘKSZEJ KONFERENCJI EDUKACYJNEJ W POLSCE W poniedziałek, 25 listopada w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie ponad 1000 studentów i licealistów weźmie udział w VI edycji Our
Galopująca głupota w czasie postępu cywilizacyjnego
We współczesnych społeczeństwach traci na znaczeniu kategoria ludzi, którą uznajemy za intelektualistów
W obecnych czasach wielu ludziom ubywa naturalnego dostatku mądrości i inteligencji. Dzieje się tak mimo wciąż relatywnie wysokiego poziomu powszechnej edukacji, choć znajduje się ona w znacznym kryzysie, oraz imponującego postępu technologicznego. Niektóre dane naukowe, a zwłaszcza liczne, dostępne w obserwacji fakty wskazują, że rozpoczęła się dziejowa faza spadku czy pomniejszania wyższych zdolności intelektualnych i emocjonalnych człowieka. Wyraziście uwidacznia się ten proces m.in. w mentalności i stylach życia takich niektórych współczesnych niechlubnych „reprezentantów” rodzaju ludzkiego – jeśli użyć charakterystycznej terminologii – jak „potato man” (człowiek ziemniak), czyli głupek, „couch man” (człowiek kanapowy), czyli osobnik, który czas wolny spędza na kanapie, oglądając telewizję, czy „iPad man”, człowiek nierozstający się ze swoim tabletem. Te negatywnie wyróżniające się typy człowieka cywilizacji współczesnej – ale też inne jego odmiany – niepokojąco potwierdzają głośną tezę naukową, że „ludzkość prawie na pewno traci swoje wyższe zdolności emocjonalne i intelektualne” (Gerald R. Crabtree, „Our Fragile Intellect”, „Trends in Genetics” 2012).
Ta nasilająca się niemądrość, czyli narastający i coraz bardziej uwidaczniający się swoisty deficyt myślenia racjonalnego lub, mówiąc dosadniej, pewne rozszerzające się „upośledzenie umysłowe”, często jest powiązana z poważnym „upośledzeniem emocjonalnym”. Prowadzi to do wielu różnorakich i rozrastających się w swej „ciemnej masie” skutków i konsekwencji; skutków mających początek we wcześniejszych błędnych i nietrafionych wyborach oraz projektach i rozwiązaniach cywilizacyjnych.
Zaznaczają się one niemal we wszystkich dziedzinach obecnego życia zbiorowego i jednostkowego człowieka: społecznej, ekonomicznej, ekologicznej, kulturowej, obyczajowej, a zwłaszcza politycznej. W tej ostatniej nie brakuje, mówiąc dosadnie, „politycznych idiotów”, polidiotów – szkodników uprawiających politykę głupią i przynoszącą wiele nieszczęść, cierpień, dramatów i zagrożeń społecznych. Współczesne wojny są tego drastycznym przykładem. Trudno więc nie zauważyć, że jedną z największych postaci współczesnej głupoty, niemądrości szerokiego wymiaru, często już globalnego, jest głupota polityczna. Przejawia się ona zarówno w sposobie uprawiania polityki, np. w pojmowaniu głównej formy rządzenia jako stałej obecności w mediach, jak i w stawianiu zasadniczych celów politycznych, często krótkowzrocznych, ideologicznie zindoktrynowanych i społecznie nieodpowiedzialnych, a zwłaszcza w „rekrutacji” osób do tzw. elit politycznych – osób często niegrzeszących mądrością, zaletami osobowymi i moralnymi, niezbędnymi w tej działalności.
Przejawy niepokojąco szkodliwej głupoty występują też w sferze ekonomicznej, ekologicznej, obyczajowej, a nawet prawnej i technologicznej. Do tych sfer działalności człowieka w wielu przypadkach odnosi się stwierdzenie niemieckiego filozofa Michaela Schmidta-Salomona: „Największym zagrożeniem dla ludzkości nie są trzęsienia ziemi i tsunami ani pozbawieni skrupułów politycy, chciwi menedżerowie lub złowrodzy spiskowcy, ale niezwykły i wielowymiarowy OGROM GŁUPOTY” („Keine Macht den Doofen: Eine Streitschrift”, 2012).
I jeszcze przestroga odnosząca się już do niemal wszystkich sfer działania człowieka, w których dominuje współcześnie głupota: „Jeżeli ludzie nie zmądrzeją w porę, na co się raczej nie zanosi, ponieważ głupieją tym bardziej, im więcej korzystają z »inteligentnych urządzeń«, to coraz trudniej będzie im przetrwać i na własne życzenie coraz szybciej będą zmierzać ku autodestrukcji” (Wiesław Sztumski, „Rozważania futurologiczne z perspektywy ekofilozofii”, 2023).
Kłopotliwy paradoks współczesności
Jednym z najbardziej zadziwiających i kłopotliwych paradoksów współczesności jest więc to, że w miarę postępu w rozwoju cywilizacyjnym, zwłaszcza technologicznym i informatycznym, coraz wyraźniej i niekorzystnie dla przyszłości człowieka pomniejsza się sfera ludzkiej mądrości, niepohamowanie zaś narasta dziedzina niemądrości, czyli obszar różnorakich przejawów głupoty, a nawet mentalnego idiotyzmu i infantylizmu. Wraz z przyśpieszonym wzrostem wiedzy naukowej, technicznej i informatycznej oraz lawiną nowoczesnych urządzeń technologicznych coraz szerzej ogarnia nas i niekorzystnie wpływa na postawy życiowe różnego rodzaju niewiedza i dezinformacja. Uprawnione obawy wzbudza w kontekście tego zdumiewającego cywilizacyjnego procesu sprawa dalszego intelektualnego rozwoju człowieka i ewolucji mentalnej społeczeństw ludzkich. Bliższe obserwacje i badania empiryczne – nieliczne – tego stanu rzeczy nie dostarczają satysfakcjonujących danych, a raczej wskazują, że regres mentalny człowieka w zakresie cech umysłowości, które konstytuują mądrość (brak głupoty), nie tylko jest możliwy, ale w wielu przypadkach już jest dokonującym się faktem empirycznym.
Przejawy tego negatywnego procesu uwidoczniły się dobitnie na przełomie XX i XXI w. i niepokojąco nasilają się obecnie. Heglowski „pochód rozumu”, czyli progresywny rozwój intelektualny cywilizacyjnie kształtowanego człowieka, zakończył się według badaczy tego zagadnienia na schyłku XX w. i odtąd – jak pisze jeden z nich – zaczął się globalny „pochód głupoty”, który przeradza się
Sztuczna inteligencja nie boi się autorytetów
Stopniowo tracimy autonomię i podmiotowość na rzecz rosnącej roli AI w codziennym życiu
Dr Berenika Dyczek – doktor nauk społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Naukowo zajmuje się socjologią kultury i sztuki, a przede wszystkim socjologią cyberprzestrzeni i socjoinformatyką. Prowadzi badania nad wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo. Autorka dwóch monografii i licznych artykułów publikowanych w czasopismach międzynarodowych.
W jak dużym stopniu sztuczna inteligencja oddziałuje dziś na społeczeństwo?
– Z moich badań wynika, że stopniowo tracimy autonomię i podmiotowość na rzecz rosnącej roli sztucznej inteligencji w codziennym życiu. Wpływa to na organizację naszego dnia, który coraz częściej kształtują technologie. „Pamięć ciała” wymusza na nas sprawdzanie telefonu, w którym czeka już gotowy scenariusz: zaplanowane zadania, artykuły do przeczytania czy treści, które będziemy oglądać. Wielu już się nie zastanawia, co będą dzisiaj robić, czytać i myśleć.
Zdecydowanie coraz mniej osób odwiedza strony konkretnych redakcji, żeby czegoś się dowiedzieć. I sprawdza kilka, aby zobiektywizować sobie przekaz.
– Przegląd codziennej prasy staje się reliktem przeszłości. To media społecznościowe – za pomocą precyzyjnie zaprogramowanych algorytmów – decydują, co zostanie nam „podane na tacy”. Inaczej mówiąc, to one dyktują, czym dziś nasycimy umysły. Obecnie mamy do czynienia z zaawansowanymi systemami manipulacji – zwanymi systemami rekomendacyjnymi – które w rzeczywistości sprawują nad nami kontrolę. Jednak utrzymuje się nas w iluzji, że to my mamy władzę. Bo decydujemy, w który artykuł klikniemy. Tymczasem nasze cyfrowe „ja” jest już nakarmione. Moje badania pokazują, że ludzie rzadko analizują ten wpływ sztucznej inteligencji na swoje życie.
Coraz więcej osób korzysta również z czatów GPT. Wydaje się jednak, że mamy małą świadomość tego, jak one działają. Ta technologia wcale nie jest neutralna i bezstronna.
– Przede wszystkim czat GPT wciąż się zmienia, ponieważ ciągle się uczy. Na początku model ten był trenowany na ogromnych ilościach danych pochodzących z różnorodnych źródeł, takich jak teksty z internetu, artykuły czy książki. W pewnym momencie do poprawy jego działania zaczęto wykorzystywać również crowdsourcing. To proces, w którym grupy ludzi oceniają i poprawiają odpowiedzi AI.
Poglądy ludzi z tych grup wpływają więc na „światopogląd” AI?
– Z naukowego punktu widzenia w crowdsourcingu
Impas z Intelem
Intel wycofuje się z inwestycji w Polsce, a wicepremier Gawkowski dziwi się tak samo jak wtedy, gdy sprzedali mu kradzione auto
Jeszcze w piątek 13 września wicepremier, minister cyfryzacji chwalił się, że już niebawem pod Wrocławiem zacznie się budowa fabryki amerykańskiego producenta procesorów, Intela. Miał to być jeden z wielkich sukcesów nowego rządu. W fabryce półprzewodników w Miękini zatrudnienie miało znaleźć ok. 2 tys. osób. Jednak w poniedziałek Krzysztof Gawkowski musiał ogłosić, że Intel wycofuje się z inwestycji. W komunikatach medialnych Ministerstwo Cyfryzacji kładło bardzo mocny nacisk na fakt, że producent procesorów wycofuje się nie z winy rządzących, ale z powodu sytuacji finansowej w samym Intelu. Firma zawiesiła na dwa lata swoje inwestycje w całej Europie. Tylko czy ta sytuacja rzeczywiście jest takim zaskoczeniem? A może wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę Google hasło „Intel” i przeczytać kilka artykułów o tym producencie mikroprocesorów?
Trzy małpy
Japońskie przysłowie: mizaru, kikazaru, iwazaru oznacza: nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić nic złego. Jego przedstawieniem jest rzeźba lub rysunek trzech siedzących obok siebie małp, z których jedna zasłania sobie uszy, druga oczy, trzecia pysk. Działanie decydentów w sprawie inwestycji w fabrykę Intela przypomina trochę taką konformistyczną postawę wobec przeciwności losu.
Ale zacznijmy od początku. Dla niezorientowanych – Intel to jeden z największych producentów mikroprocesorów na świecie. W ostatnich latach pozycja firmy z Santa Clara w Kalifornii zaczęła jednak słabnąć na rzecz konkurencji.
Ludzie z Ministerstwa Cyfryzacji powinni być doskonale zorientowani, z kim robią interesy i w jakiej kondycji jest firma potencjalnego partnera. To nawet nie zdrowy rozsądek, lecz podstawowa zasada w biznesie.
Czy zatem kłopoty z Intelem były do przewidzenia? Nawet jeśli ktoś nie chce stawiać się w roli wszechwiedzącej wyroczni, może stwierdzić, że tak. Zła passa kalifornijskiej firmy trwa już od kilku lat, ale ostatnie miesiące są wręcz spektakularną klapą. Na początku sierpnia 2024 r., czyli zaledwie miesiąc temu, Intel zwolnił 15 tys. pracowników, obcinając przy tym koszty w samych Stanach Zjednoczonych o 40 mld dol. Działania firmy w ostatnim czasie ogólnie raczej nie odpowiadają inwestorom, co odzwierciedlają ceny jej akcji, które z 70 dol. spadły do zaledwie 20 dol. (tak nisko akcje Intela nie stały od 11 lat). Tylko od początku tego roku cena akcji zmalała o 58%.
Gigant w kłopocie
Rada nadzorcza Intela już zeszłej wiosny sugerowała prezesowi Patowi Gelsingerowi, aby ten zwrócił większą uwagę na strategię dotyczącą sztucznej inteligencji. Obawiano się, że koncern straci rynek produkcji chipów dla generatywnej sztucznej inteligencji, która pojawiła się wraz z uruchomieniem ChatGPT przez OpenAI. Nie trzeba wspominać, że ten nowy rynek jest dziś wart setki milionów dolarów. Jak widać po sytuacji na rynku mikroprocesorów, Gelsinger albo nie posłuchał, albo coś mu nie wyszło, Intel bowiem jest w ogonie sprzedaży procesorów AI. Być może dlatego, że właściwie nie ma ich w ofercie. Pozostaje w tyle zarówno za Nvidią (producentem kart graficznych), jak i za swoim wieloletnim konkurentem AMD. Aby zobrazować skalę problemu, dość powiedzieć, że Nvidia w ostatnim roku zbliżyła się do wartości 3 bln dol., podczas gdy wartość Intela w tym samym czasie spadła ze 150 mld dol. do zaledwie 80 mld dol.









