Tag "Praga (Warszawa)"
Czy Warszawa ma gospodarza?
Kolejne modernizacje obnażają niekompetencję władz stolicy
Krytyczne uwagi na temat modernizowania Warszawy można uznać za czepianie się, malkontenctwo lub publicystykę uprawianą na zlecenie polityczne. Kiedy jednak usiąść i zacząć spisywać różne wpadki, pojawia się wątpliwość, czy nad tym wszystkim ktoś panuje. Chaos organizacyjny wywołany przez remonty podczas Konkursu Chopinowskiego wystawił Polskę na pośmiewisko. Tymczasem w ramach poszerzania warszawskiego centrum po drugiej stronie Wisły miasto remontuje drogę dojazdową do apartamentów, zamiast np. walczyć z narkomanią.
Remont czy gentryfikacja?
W pierwszym tygodniu października ruszyła modernizacja ulicy Okrzei w centrum Pragi-Północ. Doniesienia medialne o już wprowadzonych zmianach wyglądają jak katalog dewelopera. Decydentom nie można odmówić rozmachu. Pomysł na to, aby oddać ulicę pieszym i rowerom, ograniczając ruch samochodowy, idzie oczywiście z duchem czasów. Tym bardziej posadzenie 74 drzew. W materiałach prasowych czytamy o rewolucji i zielonej alei. Jest to część projektu „Nowe Centrum Warszawy”. Ulica Okrzei ma być naturalnym przedłużeniem mostu pieszo-rowerowego otwartego pod koniec marca 2024 r.
Pytanie, czy rzeczywiście modernizacja ma służyć mieszkańcom. Szczególnie że sam prezydent Trzaskowski mówił w kontekście tego remontu tylko o spacerowiczach i rowerzystach. Modernizacja zaś wydaje się skrojona typowo pod mieszkańców osiedla Port Praski z apartamentami za miliony. Osiedle przypominające drogie lofty w Amsterdamie wygląda dość groteskowo w otoczeniu odrapanych kamienic. Wręcz jak nieumiejętnie wklejone w programie graficznym. To deweloperskie miasteczko znajduje się co prawda w sercu Pragi-Północ, ale nie żyje zgodnie z rytmem historycznej okolicy.
– Bogatym z Portu Praskiego robi się paryską uliczkę, żeby mogli w ładnych okolicznościach podjechać pod apartament. A reszta dzielnicy zmaga się z tymi samymi problemami co zawsze. Kruszejące mury, dziury w asfalcie, niektórzy nadal nie mają w domach łazienek, a nawet samej toalety. Zauważmy, że remont Okrzei nie obejmuje całej ulicy. Kończy się na wysokości Jagiellońskiej, czyli tam, gdzie nie ma już nowych, ładnych budynków – alarmuje redakcję „Przeglądu” mieszkaniec Pragi-Północ, który pokazuje inną niż miejscy urzędnicy perspektywę.
W 2021 r., jak wskazywał w interpelacji radny Michał Szpądrowski (PiS), na Pradze-Północ było 998 mieszkań komunalnych bez łazienki, a 1015 lokali mieszkalnych znajdujących się w zasobach miejskich nie miało własnego WC. Okoliczni mieszkańcy opowiadają, że kiedy ktoś wiele lat temu wprowadzał się na Pragę-Północ, sam musiał sobie poradzić z kwestią łazienki, niezależnie od tego, czy mieszkanie było od miasta, czy nie.
O wyjaśnienia poprosiliśmy władze dzielnicy i kilku radnych z Pragi-Północ. Jedyny komentarz, jaki udało nam się uzyskać, przyszedł z prywatnego mejla radnej. Wynika z niego, że sytuacja się zmienia, ale na ile, to już trudno powiedzieć. Zwróciliśmy się także do działu komunikacji medialnej Pragi-Północ. Do dnia druku nie dostaliśmy odpowiedzi.
Media tymczasem alarmują, że od kilku lat w dzielnicy narasta również problem narkotyków – zarówno handlu nimi, jak i spożycia. W 2018 r. policja w Warszawie interweniowała 3394 razy, z czego na Pradze – 590. W 2023 r. liczba wszystkich przestępstw związanych z narkotykami w Warszawie wyniosła 6568, z czego na Pradze 1299. W ciągu pięciu lat odnotowano prawie dwukrotny wzrost. Dodatkowo to na Pradze-Północ jest najwięcej punktów leczenia substytucyjnego dla narkomanów. Z raportu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych za rok 2024 można się dowiedzieć, że na 1659 pacjentów korzystających z tego typu pomocy w Warszawie aż 1151 trafiło do centrów terapii metadonowej na Pradze-Północ.
Nadanie ulicy Okrzei zupełnie nowego stylu nie wydaje się więc inwestycją pierwszej potrzeby dla dzielnicy. Podobnie jak połączenie się z drugim brzegiem kładką za 100 mln zł. Takie pomysły jednak nie dziwią mieszkańców Pragi-Północ. Redakcja „Przeglądu Praskiego” informowała na początku września br., że na radzie budżetowej dzielnica podjęła decyzję o wynajęciu za 50 tys. zł świątecznej choinki. Jednocześnie wiceburmistrz Sylwester Klimiuk miał poinformować, że „dzielnica dysponuje 4 mln zł na remonty praskich dróg, ale nie jest
k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl
Gryźć trawę i rozgryzać opowieści
Gdybym nie był z Grochowa, to może wcale bym nie pisał
Marek Bieńczyk (ur. w 1956 r.) – za powieść „Tworki” otrzymał Paszport „Polityki” oraz Nagrodę Literacką im. Reymonta (2000), za zbiór esejów „Książka twarzy” Nike (2012), za książkę „Przezroczystość” Nagrodę im. Andrzeja Siemka (2008). W 2023 r. dostał Nagrodę im. Juliana Tuwima za całokształt twórczości.
Chodzą słuchy, że już dawno opuścił pan warszawski Grochów.
– Opuściłem, ale udaję, że nie. „Rondo Wiatraczna” to w pewnej mierze moja księga wyjścia. Ciągle wydaje mi się, że dopiero co się wyprowadziłem, a minęło już 20 lat. Spółdzielnia, do której byłem zapisany w 1959 r., zbudowała mi w roku 2006 dom. Ani się obejrzałem, miałem już mieszkanie w centrum.
Mówi się, że wyjeżdżamy z pewnych miejsc, ale te miejsca nie wyjeżdżają z nas.
– Nawet w sensie dosłownym. Jeżdżę na zakupy na Bazar Szembeka, który w książce odgrywa istotną rolę. To praktyczne: dobry parking mam na bazarze, nie muszę szukać miejsca. Ale równie prawdziwa odpowiedź jest taka, że to siła przyzwyczajenia. Mam obcykane, co, gdzie i u kogo. Tam znam ulice, a w centrum nie bardzo, nawet po kilkunastu latach.
Ale to jest chyba już inny Grochów niż ten z pana z dzieciństwa.
– Mam wrażenie, że zmienił się mniej, niż zmieniały się inne dzielnice. Nowoczesność nie wlazła tam z butami tak gwałtownie jak na Pragę Północ. Wola się zmieniła, Powiśle też dość mocno. A Grochów aż tak bardzo się nie śpieszy, pozostał odrębny. Zawsze był samopas, lubię tak o nim myśleć. Pamiętam, jak przez Grochów szło się na przestrzał. Łatwo było dostrzec linię horyzontu. Teraz to się jeszcze zdarza.
Jest pan rodowitym grochowiakiem?
– Od drugiego roku życia. Do dzisiaj rośnie tam klon, który posadzono w tym samym czasie, w którym trafiłem na moją ulicę. Z perspektywy drugiego piętra pamiętam ten krzaczek, który w tej chwili przerósł dom. Nasze życie toczyło się równolegle – tego drzewa i moje. Klon był moim bratem bliźniakiem. Nie za bardzo chciałem się wyprowadzać, głupio mi było go porzucać. Zostawiłem go wreszcie, a on teraz trochę słabuje, choruje.
Czasem jednak dobrze zostawić rzeczy za sobą.
– Człowiek, który się wyprowadza raz w życiu, to trochę wstydliwa historia. Jakbym powiedział w Ameryce albo we Francji, że przez ponad 60 lat miałem ledwie dwa mieszkania, toby mnie wyśmiali. Prawie całe życie na Grochowie. Cała młodość i postmłodość. Ale ta książka opowiada o wycięciu przeszłości. A przynajmniej o próbie.
A jaki był Grochów za pana młodości?
– Nie mogę powiedzieć, że był zbójecki, bo wtedy człowiek wszędzie trochę się bał. Tak naprawdę w mordę najbardziej dostałem na Krakowskim Przedmieściu. Banda gitów na mnie napadła. Miałem długie włosy, zobaczyli hipka i od razu, bez przyczyny, wyskoczyli. Źle by się to skończyło, ale znalazłem szparę, zacząłem uciekać. Na Grochowie też można było dostać. Jak się szło wieczorem, to się uważało. Szczególnie że subkultury młodzieżowe były wtedy plemienne. Grochów był w dużej mierze gitowski, a ja byłem z miotu hipisowskiego. Inny rodzaj tańca. Ale u siebie byłem chroniony przez cinkciarzy. Bo ta moja ulica Kaleńska, wiejska, spokojna, stała się w pewnym momencie centrum wielkiego handlu, powszechnej wymiany.
Pisze pan: „Grochów miejsce niedookreślone, niezdecydowane (…) nie mógł na szczęście się zdecydować, czym jest. Terenem ściśle miejskim czy też terenem wciąż wiejskim, a tu i ówdzie małomiasteczkowym”.
– Ni to wieś, ni to miasto. Grochów dołączył do Warszawy jakoś w okolicach I wojny. Zaraz potem zaczęły powstawać budynki, ale drewniane. Niska zabudowa, jednopiętrowa. Grochów nigdy nie szedł w górę. Długo nie było wysokich budynków. W latach 70. postawiono tam parę bloków gierkowskich, jednak też nie za dużo. Przez to Grochów nam się wydawał trochę zapóźniony, a nawet gorszy. Życie było po drugiej stronie Wisły. Zaczynając od sportu. Przez krótki czas tylko Gwardia grała na Stadionie Dziesięciolecia, ale stadion przez lata stał pusty. Całe życie artystyczne również toczyło się gdzie indziej. Po tamtej stronie. Jak się jechało na drugi brzeg Wisły, to się mówiło: „Jedziemy do miasta”. To było symboliczne przejście, zawsze miałem dziwne wrażenie przekraczania granicy.
W książce widać, że panu ten prawobrzeżny kompleks trochę ciąży. „Grochów był ledwie Starym Testamentem albo apokryfem wobec Nowego Testamentu lewobrzeżnej Warszawy”.
– Lewa strona, czyli ten symboliczny Nowy Testament, odbudowała się i parła ku przyszłości; zmartwychwstała. Na Grochowie życie toczyło się w innym czasie, powolnym. Nie było tu przemian, zwiastowań nowego, obietnic. Tak, zawsze się miało kompleks
W stronę Warszawy
Walki 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki o Pragę we wrześniu 1944 r. W sierpniu 1944 r. 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, wchodząca w skład 1. Armii Wojska Polskiego, prowadziła walki o przyczółki nad Wisłą w rejonie Dęblina. Na początku września została wydzielona ze wspomnianego związku operacyjnego i od 10 do 15 września uczestniczyła w walkach o warszawską Pragę w składzie radzieckiego 125. Korpusu Piechoty z 47. Armii. Wojska prawego skrzydła 1. Frontu Białoruskiego zbliżyły się do niemieckiego przyczółka na wschodnich
„Dziadek” i jego domek
Kazimierz Lisiecki twierdził, że dzieciom ulicy należy się prawdziwy dom, a nie przytułek Po pięcioletnim remoncie na Środkową 9 na warszawskiej Pradze wrócą potrzebujące dzieci. Zbudowany pod koniec XIX w. drewniak przeszedł gruntowny remont nadzorowany przez Biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków. Odtworzono elewację, a w zmodernizowanych wnętrzach odtworzono drewniane podłogi i piece kaflowe będące obecnie już tylko elementami dekoracyjnymi. Zajęcia dla dzieci i młodzieży na Środkowej prowadzi oddział Centrum Wspierania Rodzin „Rodzinna Warszawa” Ognisko Praga.









