Tag "relacje PRL-NRD"

Powrót na stronę główną
Kraj

Odwieczny wróg?

Niemcy już nam zapłaciły reparacje w postaci 20% swojego przedwojennego terytorium. Upominajmy się nadal o te reparacje, to Niemcy wyciągną i ten argument

Rozmowa z prof. Andrzejem Romanowskim

Czy Niemcy przestali być odwiecznym wrogiem Polski?
– Niemcy nigdy nie byli odwiecznym wrogiem Polski. W ogóle nie ma takiego pojęcia jak „odwieczny wróg”.

W iluż to książkach, artykułach widziałem to pojęcie.
– Ale to świadczy tylko o naszej zideologizowanej historiografii. Proponuję na dzień dobry formułę inną: Niemcy nauczyli Polaków czytać i pisać.

Ostro jedziesz.
– Ale prawdziwie. To przecież Niemcy przynieśli do Polski Europę: Zachód i łacinę. To pośrednio dzięki nim zaczęto dziwne dźwięki słowiańskiej mowy zapisywać alfabetem używanym tysiąc lat wcześniej przez Cycerona. Przed tysiącem lat Niemcy nie przynieśli do Polski języka niemieckiego, bo go w piśmie nie używali – pisali wyłącznie po łacinie. No a chrzest przyjął Mieszko z Niemiec. To kłamstwo, że przyjął go z Czech, skoro księstwo czeskie nie miało wtedy swego biskupstwa. Nie mówiąc o tym, że Czechy były lennem Cesarstwa. A już absurdem do kwadratu jest fraza: „Mieszko przyjął chrzest z Czech, by nie przyjmować go z Niemiec”.

Historycy od wielu dziesięcioleci toczą spór, gdzie ten chrzest właściwie się odbył.
– Prof. Krzysztof Ożóg mówi o Poznaniu, prof. Tomasz Jurek o Magdeburgu lub Kwedlinburgu, nieżyjący już prof. Jerzy Dowiat obstawiał Ratyzbonę. Ale zawsze mogło chodzić tylko o biskupstwo niemieckie. Mieszko I czy za młodu Bolesław Chrobry przyjeżdżali do Kwedlinburga lub Merseburga, podziwiali murowane świątynie i zamki, bo czegoś takiego w ich krajach nie było. Oni nie wyjeżdżali do Francji czy Italii, bo to było za daleko – oni wyjeżdżali do krajów niemieckich. Mieszko nosił tytuł „przyjaciel cesarza” (amicus imperatoris), a w latach 985 i 986 ramię w ramię z rycerstwem niemieckim najeżdżał słowiańskich Wieletów. Potem synowa Chrobrego, Niemka Rycheza, wznosiła w Krakowie na Wawelu pierwszą katedrę: zaszczepiła w niej wzory z katedry w Kolonii. Ona musiała mieć ogromny wpływ na europeizację Polski – nigdy tego do końca nie poznamy, bo zniszczyła to w XI w. reakcja pogańska – taki ówczesny PiS.

Odwołujesz się do swojej broszury „Odwieczny PiS, czyli Historia Polski”.
– Tak. Dlatego nie uzasadnię tu tej tezy, pozwolę sobie nieskromnie odesłać do tej książeczki. Ale wyobraźnia podpowiada mi obraz, jak Rycheza z synem Chrobrego, księciem Mieszkiem, długo rozmawia w noc poślubną po łacinie. Bo oni oboje, Mieszko i Rycheza, znali łacinę, znali też grekę. Ich córka, wielka księżna kijowska Gertruda, jest pierwszą polską pisarką. Rzecz jasna, łacińskojęzyczną. Bo łacina to język ojczysty Polaków. Ich pierwszy język ojczysty, język ich piśmiennictwa.

No a potem, u schyłku XII w., pojawiła się w Polsce kolonizacja niemiecka. Zawdzięczamy jej powstanie miast – najpierw na Śląsku, potem także w reszcie Polski. Na przykład w Krakowie, w którym niemieckojęzyczni koloniści ze Śląska wytyczyli Rynek i odchodzące od niego ulice. Może więc o tym będziemy mówić, zamiast o odwiecznej wrogości?

Kup książkę Życie pełne historii

Jakoś dopiero ostatnio widzę u ciebie zainteresowanie pograniczem zachodnim. Zawsze byłeś cały zwrócony na Wschód.
– To prawda. Ale z wiekiem człowiek mądrzeje. Gdy wykładałem studentom literaturę pogranicza, zorientowałem się, że jest u mnie jakaś dysproporcja. Wszak pogranicze polsko-niemieckie jest pierwotne, a więc najważniejsze. No i istnieje dziś Polska w granicach poczdamskich. Polska, której ponad jedna trzecia terytorium należała jeszcze 80 lat temu do państwa niemieckiego. Czasy PRL bardzo skutecznie wbiły nam do głowy mit „Ziem Odzyskanych”. Tak skutecznie, że w dążeniu do prawdy trzeba było przyjąć, że są to po prostu ziemie poniemieckie i kropka.

I wtedy z kłamstwa PRL-owskiego wpadamy w kłamstwo III RP. Bo Śląsk, który odpadł od Polski w pierwszej połowie XIV w., należał najpierw do Korony św. Wacława, czyli do Czech, potem do monarchii habsburskiej, a dopiero od połowy XVIII w. do połowy XX w. do Prus. Inna rzecz, że z Prusami zrósł się szczególnie silnie. No ale dla nas, to znaczy dla polskiej kultury, nigdy nie przestał być ważny.

Szczególnie ten Śląsk ludowy.
– Lud na Śląsku posługiwał się różnymi gwarami. Na północ od Wrocławia, blisko Wielkopolski, dominowała gwara polska, na południu Śląska – mieszane języki polsko-czeskie. Natomiast środek… zwłaszcza miasta były niemieckie. Z tym że nie był to żaden wyjątek, bo taka sama sytuacja panowała przed wiekami również w Poznaniu czy Krakowie. Mówię bowiem nie o polskości Śląska, lecz o stałej więzi regionu z Polską. A ta jest chwilami zaskakująca, nawet wzruszająca, bo np. pierwszy druk polski… jak sądzisz, gdzie się ukazał?

W Krakowie?
– Właśnie nie, bo we Wrocławiu. W łacińskim druku Kaspra Elyana z roku 1475 pomieszczono trzy modlitwy w języku polskim: „Otcze nasz”, „Zdrawa Maryja” i „Wierzę”. Na pierwsze polskie druki w Polsce – rzeczywiście w Krakowie – trzeba było poczekać ponad 30 lat. Wydali je oczywiście przybysze z Niemiec, bo tylko oni posiedli umiejętność druku.

Po drugie, na Śląsku panowała dynastia piastowska. Ona dość szybko się zgermanizowała, ale dla tamtejszych niemieckich Ślązaków nie przestała być dynastią własną, rodzimą. Jej poddani pisali nawet utwory – po łacinie bądź po niemiecku – by ta dynastia objęła tron Polski. I ta śląska świadomość przetrwała do XX w. NRD-owska pisarka Ursula Höntsch pisała o swej rodzinnej Legnicy i wspominała swego władcę, poległego w roku 1241 w bitwie z Tatarami, Henryka Pobożnego. Zresztą niemieckojęzyczni Ślązacy nie zawsze uważali się za Niemców – uważali się za Ślązaków. Ich język niemiecki też był odrębny – widać go w wielu dramatach Gerharta Hauptmanna.

Czym tłumaczysz przywiązanie Ślązaków, nawet tych niemieckich, do książąt piastowskich?

Fragmenty wywiadu rzeki Pawła Dybicza z prof. Andrzejem Romanowskim Życie pełne historii, wydrukowanego przez „Przegląd”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia Wywiady

Spór o 12 mil

Gdyby się nie udało rozwiązać konfliktu w Zatoce Pomorskiej, Niemcy podnosiłyby sprawę rewizji granic.


Prof. Marian Orzechowski


W poprzednim numerze wydrukowaliśmy dokumenty odnoszące się do konfliktu między PRL a NRD w Zatoce Pomorskiej. W związku z zainteresowaniem czytelników tą tematyką warto opublikować rozmowę przeprowadzoną w 2007 r. z prof. Marianem Orzechowskim (1931–2020), historykiem i politologiem, rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego, ministrem spraw zagranicznych w latach 1985-1988. Wywiad został zamieszczony w niskonakładowej pracy „Konflikt w Zatoce Pomorskiej 1987-1989”. 

Panie profesorze, co spowodowało, że doszło do konfliktu o Zatokę Pomorską? Czy tylko nasze błędy w latach 60., szczególnie jeżeli idzie o rozgraniczenie wód terytorialnych, czy raczej decyzje władz NRD?
– Nie da się na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Jest wiele przyczyn powstania owego konfliktu, ale ja jego genezę upatrywałbym w układzie zgorzeleckim i podpisanym rok później we Frankfurcie nad Odrą protokole wykonawczym do umowy poczdamskiej, rozgraniczającym wody terytorialne. Protokół frankfurcki, mogę to powiedzieć otwarcie, był dość niechlujny, niedokładnie wymierzono linie brzegowe trzymilowej strefy morza terytorialnego. Gdyby już wtedy ktoś był bardziej dociekliwy, zauważyłby, że rozgraniczenie wód jest niedokładne. Ale wtedy, kiedy go sporządzano i podpisywano, nikt nie przewidywał, że pomiędzy Polską a NRD może coś zaiskrzyć. Kolejny punkt to rok 1975, kiedy na mocy ustawodawstwa międzynarodowego Polska podejmuje decyzję o wytyczeniu 12-milowej strefy wód terytorialnych.

Czyli zwiększyliśmy zasięg wód terytorialnych czterokrotnie.
– Tak i wystarczyło spojrzeć na mapę, wytyczyć ową 12-milową strefę i zapytać: a co się stanie, jeżeli strona enerdowska też podejmie taką decyzję? I okaże się, że strefy będą się pokrywać, a co najważniejsze, jedyne głębokie kotwicowisko, nr 3, którym mogły wpływać do Szczecina jednostki morskie o dużej wyporności, znajdzie się po stronie NRD?

Dlaczego NRD tego nie zrobiła w latach 70.?
– W tamtym okresie Edward Gierek był pupilkiem Leonida Breżniewa, NRD zaś dopiero wychodziła z międzynarodowej izolacji, więc milczała. I to przez 10 lat. Dopiero w 1984 r., kiedy Polska była w kryzysie, w gruncie rzeczy izolowana, kiedy ciążyło na niej odium stanu wojennego, Izba Ludowa NRD podejmuje decyzję o 12-milowej strefie morza terytorialnego. I tu trzeba jasno powiedzieć, że miała ku temu pełne prawo. W rezultacie kotwicowisko nr 3 znalazło się na wodach terytorialnych NRD. I od tej pory zaczynają się problemy: początkowo pojedyncze przypadki zatargów, z każdym rokiem nasilające się. Straż Graniczna NRD zaczęła traktować polskie jednostki jako naruszające terytorium ich państwa. Zaczęło się robić gorąco i najgłośniejszym echem, co oczywiste, odbiło się to w Szczecinie, gdzie zaczęto mówić, że NRD narusza nasze suwerenne prawa, ignoruje wzajemne uzgodnienia.

Warto w tym miejscu zapytać, dlaczego NRD podjęła takie decyzje, wiedząc, że musi to wywołać konflikt z Polską.
– Po pierwsze, Polska była słaba, więc NRD sprzyjała ta okoliczność, a po drugie, NRD poczuła swoją siłę i chciała odsunąć jakiekolwiek podejrzenia ze strony RFN, więcej, możliwości oskarżenia, że lekceważy narodowe interesy Niemców, że ignoruje je i ustępuje silniejszemu partnerowi. Wydaje mi się, że przywódcy NRD myśleli także o tym, mając w perspektywie zjednoczenie Niemiec. Proszę pamiętać, że nawet u nas o tym myślano, choć byliśmy zadowoleni, że istnieją dwa państwa niemieckie, „dobre” i „złe”, i że to „dobre” jest naszym sojusznikiem. Co więcej, Polska nigdy nie mówiła, że niemożliwe jest zjednoczenie Niemiec, mówiła natomiast, że każdy naród ma prawo żyć w jednym państwie. Oczywiście to była odległa perspektywa, tak przynajmniej wtedy się wydawało, ale przeświadczenie, że kiedyś to nastąpi, wisiało nad nami. (…)

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Zablokować Szczecin

Kulisy polsko-enerdowskiego konfliktu granicznego w Zatoce Pomorskiej.

1 stycznia 1985 r. władze NRD zadecydowały o rozszerzeniu swoich wód terytorialnych z 3 do 12 mil morskich. Spowodowało to, że obszary polskich wód terytorialnych, m.in. podejścia do portu w Świnoujściu, znalazły się na terytorium NRD. 

Taka decyzja musiała wywołać ostry konflikt dyplomatyczny. W tamtych czasach uważano jednak, że spory pomiędzy państwami socjalistycznymi są nie do przyjęcia, i sprawę usiłowano trzymać w tajemnicy, ale zachowanie Niemców i użycie przez nich okrętów wojennych nie pozwoliło uniknąć skandalu. Polaków najbardziej dotknęło diametralnie inne potraktowanie Duńczyków i Niemców z RFN. Tory wodne prowadzące do Lubeki i duńskiego Gedser zostały umieszczone poza granicami enerdowskich wód terytorialnych, mimo że leżały także w odległości mniejszej niż 12 mil. Konflikt szybko przerodził się w międzynarodowy. Był przedmiotem negocjacji nie tylko dyplomatów obu krajów, ale także innych państw socjalistycznych, w tym oczywiście ZSRR. Dopiero interwencja Michaiła Gorbaczowa ostudziła zapały Niemców.

Jak należy tłumaczyć postępowanie Niemców? Wydaje się, że chodziło o osłabienie ekonomiczne polskich portów. Niemcy liczyli na przejęcie obsługi tranzytowej ruchu towarowego na linii Wschód-Zachód.

Poniżej publikujemy kilka dokumentów ukazujących atmosferę konfliktu. Wszystkie materiały pochodzą ze zbiorów Fundacji Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL.

Grzegorz Sołtysiak

Za tydzień opublikujemy rozmowę z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych prof. Marianem Orzechowskim na temat politycznych konsekwencji konfliktu z NRD, przeprowadzoną przed laty przez Pawła Dybicza.


Pilna Notatka Urzędu Morskiego w Szczecinie w sprawie podejściowych torów wodnych i kotwicowisk do Zespołu Portowego Szczecin-Świnoujście, 5 stycznia 1987 r.

W nawiązaniu do Pilnej Notatki z 30 grudnia 1986 r. Nr AM-01/86/8 informuję, że w dniu 4 stycznia br. o godz. 5.00 na kotwicowisku Nr 3 rzucił kotwicę statek PZM „Generał Ignacy Prądzyński” w oczekiwaniu na wolne nabrzeże w Porcie Świnoujście.

O godz. 8.30 NRD-owski okręt patrolowy nawiązał łączność ze statkiem, nakazując kapitanowi natychmiastowe opuszczenie kotwicowiska. Kapitan zgodnie z instrukcją odpowiedział, że polecenia wykonać nie może, znajduje się bowiem na pełnym morzu, na kotwicowisku wyznaczonym i ogłoszonym przez władze polskie – w związku z czym polecenia wydawać mu mogą wyłącznie właściwe władze PRL. O godz. 10 okręt patrolowy NRD podszedł bezpośrednio do polskiego statku, ponawiając polecenie opuszczenia kotwicowiska. Po godzinnym postoju i wymianie zdań z kapitanem, w której kapitan powoływał się na nasze stosunki polityczne i przynależność do wspólnego paktu obronnego, sugerując umiar w działaniach – okręt NRD opuścił miejsce postoju przy burcie statku, udając się do portu NRD.

Statek polski pozostaje nadal na kotwicowisku Nr 3. Do chwili obecnej brak jakichkolwiek raportów o dalszych próbach naruszania postoju statku. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Niemiecki ból polskiej prawicy

Polityczni i intelektualni przywódcy polskiej prawicy doskonale wiedzą, że za Odrą nie byłoby możliwe dojście do władzy takiej partii jak PiS Nic tak nie boli polskiej prawicy jak Niemcy. To nie przypadek, że tegoroczna kampania wyborcza PiS przebiega – i z pewnością nadal będzie przebiegać – pod hasłami skrajnej wrogości wobec zachodniego sąsiada. I nie chodzi tu jedynie o osobistą nienawiść do Donalda Tuska, w którego obóz Jarosława Kaczyńskiego bije „niemiecką pałką” od wyborów prezydenckich w 2005 r. Dobrze władający językiem Goethego (który to język

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Balansowanie na linie antyniemieckości

Granie antyniemiecką kartą oznacza odwołanie się do polskiego nacjonalizmu i potęgowanie go Przygnębiła mnie satysfakcja, z jaką polskie elity polityczne przyjęły załamanie się niemieckiej „polityki wschodniej” (Ostpolitik). Jednym z istotnych elementów tej polityki był handel ze Wschodem, zgodnie z hasłem Wandel durch Handel (zmiana przez handel). ZSRR i później Rosja odgrywały w Ostpolitik kluczową rolę nie tylko z uwagi na ich pozycję w systemie międzynarodowym, lecz również z powodu możliwości eksportowania na Zachód taniego gazu ziemnego i ropy. Założenia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Dla Niemców 1 września nic nie znaczy

Powojenne pokolenia Niemców nie mają żadnych skojarzeń związanych z wybuchem II wojny światowej, a zwłaszcza z najazdem hitlerowskiej Rzeszy na Polskę Ciekawą perspektywę oceny wybuchu II wojny światowej przyjęli autorzy wydanej w RFN i w Polsce książki „Nigdy więcej wojny! 1 września w kulturze pamięci Polski i Niemiec w latach 1945-1989”. Profesorowie historycy Waldemar Czachur z Uniwersytetu Warszawskiego i Peter Oliver Loew z Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (Deutsches Polen Institut) prześledzili setki gazet z PRL, NRD i RFN,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.