Tag "rusofile"

Powrót na stronę główną
Andrzej Romanowski Felietony

Śmierć rusofila

Przyjęło się w Polsce osobliwe równanie: jeżeli rozumiesz racje ukraińskie, to automatycznie odrzucasz racje rosyjskie, jeżeli zaś wobec racji ukraińskich masz choć cień wątpliwości, popierasz automatycznie Rosję. Co do mnie, starałem się rozumieć racje obu stron, byłem rusofilem i ukrainofilem równocześnie. Zawsze brzmiała mi w uszach przestroga Stanisława Stommy, by Polska nie angażowała się w konflikty rosyjsko-ukraińskie, by nie próbowała ich dla siebie rozgrywać. No i uznawałem, że dobre stosunki ze wszystkimi sąsiadami to elementarny wymóg racji stanu. Po roku 1989 nie istniał między Moskwą a Warszawą konflikt interesów. Ta okoliczność była wartością – na tyle nową i cenną, że nawet gdy w 2008 r. Rosja oderwała od Gruzji Abchazję i Osetię Południową oraz gdy w roku 2014 oderwała od Ukrainy Krym, starałem się – w miarę możliwości – oddziaływać łagodząco na antyrosyjskie nastroje. Ale nie byłem ślepy i o zajęciu Krymu mówiłem, jak wszyscy: Anschluss. Cokolwiek jednak można było rzec o ówczesnej polityce Rosji, była ona jakąś formą brutalnej reakcji – czy to na awanturniczą politykę prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego, czy na kontrowersyjne odsunięcie od władzy prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Oczywiście źródłem mego rusofilstwa był także typowo polski lęk: uważałem, że Rosji nie należy drażnić. A o jej dobrych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.