Tag "Wojciech Szczęsny"

Powrót na stronę główną
Sport

Kadra jeszcze w lesie

Więcej za piłką biegali, niż grali Kiedy w połowie maja selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Czesław Michniewicz ogłosił listę prawie 40 zawodników powołanych na cztery czerwcowe mecze Ligi Narodów, zrozumieliśmy, że mamy do czynienia ze swoistym futbolowym pospolitym ruszeniem. Jak zwykle bywa w takich przypadkach, autorski zamysł trenera spotkał się z aprobatą i krytyką. Bilans czteromeczu nie powala – wygrana 1:0 z Walią, remis 2:2 z Holandią oraz dwie przegrane 1:6 i 0:1 z Belgią. Spodziewaliśmy się odpowiedzi, na co i na kogo możemy liczyć podczas światowych finałów w Katarze. Zaskakuje rozbieżność między opiniami i opisami wyczynów naszych piłkarzy na zagranicznych ligowych stadionach, a prezentowanymi przez nich niedostatkami w potyczkach reprezentacji. Ewentualne sukcesy na katarskich stadionach? Każdemu wolno marzyć, ale dzisiaj futbolowa kadra jeszcze w lesie. Nie tylko piłkarze się męczyli (Polska-Walia 2:1) – Na pewno musimy popracować nad poruszaniem się bez piłki i przesuwaniem do ataku zaraz po jej przejęciu – mówił po meczu sfrustrowany Robert Lewandowski. Biało-czerwoni rzutem na taśmę (Karol Świderski w 85. minucie) – i przy odrobinie szczęścia – wygrali 2:1, ale przez większość spotkania przeżywaliśmy frustrację, że nasi tak bardzo się męczą, kiedy mają piłkę przy nodze. Było to o tyle zaskakujące,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Czy spełnią się marzenia o Katarze

Chłodnym okiem o futbolowej kadrze Tak to już jest, że kadencja każdego selekcjonera kadry narodowej stanowi oddzielny rozdział w futbolowej historii kraju. Od 21 stycznia br. szefem jest Portugalczyk Paulo Sousa. Pod jego czujnym okiem biało-czerwoni rozegrali 11 spotkań – po trzy wygrali i przegrali, a pięć zremisowali. Przed nimi jeszcze cztery grupowe mecze eliminacji mistrzostw świata, których wyniki zadecydują, czy wystąpimy w finałowym turnieju w Katarze. Ten, komu powierzono stworzenie teamu najlepszych z najlepszych, podejmuje się szczególnego wyzwania. Jego robota przypomina puzzle – z różnorodnych elementów trzeba złożyć całość. Konstruowanie narodowej jedenastki można niekiedy spuentować fragmentem „Układanki” Wojciecha Młynarskiego: „Po co my tu główkujemy, wytężamy się od nowa, po co dopasowujemy, jak się nie da dopasować?!”. Sousa nie jest cudotwórcą Zarzuca mu się, że wiele jego decyzji i działań jest niezrozumiałych. Mnie to nie przeszkadza, najważniejsze, żeby był skuteczny. Z dotychczasowych wypowiedzi selekcjonera wynika, że stara się przede wszystkim natchnąć zespół odwagą i pewnością siebie. Przed konfrontacją z Anglią mówił o bronieniu możliwie daleko od własnego pola karnego. W tym taktycznym aspekcie można dostrzec postęp i oceniać go pozytywnie. Spoglądając na liczby – za jego kadencji nie straciliśmy jeszcze bramki po nieudanym wysokim pressingu, gdy przeciwnik budował

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Niemoc nie tylko pandemiczna

Rok biało-czerwonych do zapomnienia Piłkarska reprezentacja Polski zakończyła tegoroczny sezon. Biało-czerwoni (18. miejsce w rankingu FIFA) zwyciężyli w połowie rozegranych spotkań, ale umieli pokonać wyłącznie niżej notowanych przeciwników. Szczęśliwie 23. Ukrainę, bardziej przekonująco 51. Bośnię i Hercegowinę (dwa razy) oraz 55. Finlandię. Z wyżej klasyfikowanymi rywalami, Włochami i Holandią, udało się w czterech spotkaniach Ligi Narodów zaledwie raz zremisować. I zdobyć tylko jednego gola. Wymowna pauza Reprezentacja Polski kierowana przez Jerzego Brzęczka nie umie podjąć walki z lepszymi od siebie czy choćby zdominować sąsiadów w światowym rankingu. W dwóch spotkaniach z Holandią udało się co prawda zdobyć jedną bramkę, ale żadnego punktu. Z Włochami skończyło się na punkcie, za to bez gola. W Amsterdamie i w Reggio Emilia biało-czerwoni byli bezradni jak juniorzy. W Holandii oddali przez 90 minut dwa strzały – jeden celny i jeden niecelny. We Włoszech – tylko dwa niecelne. Zapytany po meczu z Włochami, jak wyglądał plan taktyczny na mecz w Reggio Emilia, Robert Lewandowski uciekł się do jakże wymownej pauzy, która trwała osiem sekund. Przez ten czas kapitan reprezentacji walczył z własną mimiką, żeby nie roześmiać się ironicznie do kamery, i w tej walce okazał się skuteczniejszy niż na boisku. Tyle że mowa milczenia poszła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Prosto w Szczenę

Mnie też się nie podoba taki tytuł. Ale mam usprawiedliwienie. Nie ja go wymyśliłem, ja go tylko ukradłem i właśnie zwracam. Tak ma się nazywać nowy program na portalu Onet, więc sprawa jest jak najbardziej poważna. Co będzie w środku, zobaczymy dopiero 16 października. O co chodzi, nie wiadomo. Rzuciłem się do słowników, żeby namierzyć szczenę, i nie mam dobrej wiadomości dla czytelników. Jest szczenię, owszem, są szczyny, ale szczeny nie ma ani pisanej małą, ani wielką literą. Znam jednego trenera piłki nożnej, który miał taką ksywę, ale nie wydaje się prawdopodobne, aby tego człowieka autorzy mieli zamiar ustawić sobie na strzelnicy i co tydzień przeszywać seriami. Nikt by tego nie wytrzymał, a zwłaszcza bohater programu, i już po pierwszej odsłonie internauta nie miałby w co kliknąć. Zaglądam do encyklopedii. Jest dwóch Szczeniowskich, Szczepan i Tytus, ludzi mądrych i uczonych, od dawna niestety nieżyjących. Szczeny ani jednej, ani jednego. Ciągle nie wiadomo, kogo chcą ugodzić autorzy tak elegancko zatytułowanego programu. Czy celują w kogoś lub w coś, czy wprost przeciwnie, sygnalizują zamiar ucieczki na oślep albo biegu na zatracenie w szczenie? Z pewnością chcą wykonać dobrą robotę, zrobić coś raz, a dobrze, skutecznie rozprawić się z nieszczęsną szczeną albo ze sobą. „Prosto w Szczenę” jako tytuł tak właśnie brzmi: dwuznacznie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Mamy siły i rezerwy

Po 51. golu Lewandowskiego w biało-czerwonym trykocie wszyscy głęboko odetchnęli. Polacy jednak się nie zatrzymali Trening na stadionie Parken obserwowałem wraz z moją żoną, Pauliną Chylewską. Po namowach dyrektora Polsatu ds. sportu Mariana Kmity po 21 latach odeszła z TVP i dołączyła do naszej ekipy. I niemal od razu dostała zadanie poprowadzenia studia do obu najbliższych meczów piłkarskiej reprezentacji. Dodam, że jako pierwsza kobieta w historii polskiej telewizji. – Kobieta w studiu? To na pewno przyniesie pecha. Niech tylko Nawałka się o tym dowie! – mówił śmiertelnie poważnie Andrzej Janisz z Polskiego Radia, z którym od lat świetnie się rozumiemy i którego zawodowo bardzo cenię. – No, Marian chyba oszalał. Znasz przecież przesądy Adama! – wtórował mu Janusz Basałaj, wprowadzając atmosferę niepokoju. – Przestańcie, panowie – wtrącił się prezes Boniek. – Witamy na pokładzie! – dodał, zwracając się serdecznie do Pauliny. Tuż przed oficjalną konferencją równie ciepło przywitał się z nią zresztą sam Nawałka. Wszystkich jednak ciekawiło, jak będziemy się do siebie zwracać w czasie transmisji. Jakimi słowami wywoła mnie na murawie Paulina, gdy będzie się ze mną łączyć ze studia? (…) Ustaliliśmy, że na wizji będziemy się po prostu zachowywać jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.