Tag "wojsko"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Śmiercionośnym fetyszom nie

Ze zdumieniem podczytywałem o założeniach przygotowanych przez Ministerstwo Obrony Narodowej zmian w polskim Kodeksie karnym, wedle których ma wejść w życie coś w rodzaju nieograniczonego prawa do użycia broni palnej przez polskie służby graniczne, wojskowe i policyjne pod pretekstem obrony granicy państwa.

Znika w nich pojęcie bezzasadności użycia broni. Powody jej użycia są na tyle niedookreślone, że oznaczałoby to zezwolenie na strzelanie do ludzi na granicy de facto bez żadnych zasad. Na dodatek proponowany zapis zaprojektowano tak, żeby prawo działało wstecz dzięki magicznej formule „nie popełnia przestępstwa, kto…”. Projekt ujawniono 17 czerwca, ale już następnego dnia mogliśmy usłyszeć, że ministerstwo wycofuje się z niektórych zapisów tej groźnej, ewidentnie niekonstytucyjnej propozycji. W wyścigu polskiego liberalnego centrum za radykalizującą się prawicą, czy to konfederacką, czy pisowską (w tym czasie PiS wypuściło klasycznie rasistowski spot telewizyjny); z bezradności wobec błędów popełnianych na granicy, a także ujawnionych tam przypadków niekontrolowanego i nieuzasadnionego używania broni; z kryzysu wokół dziwnej śmierci polskiego żołnierza – postanowiono uciec do przodu. Wolno z byle lub bez powodu strzelać, kiedy i jak się chce – nikt za to nie odpowie, dekretujemy bezkarność. W klimacie wojennego wzmożenia ludzkie życie straciło na wartości – mamy się przyzwyczajać i przywyknąć? Niech władza na to nie liczy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jan Widacki

Sen o apolitycznej prokuraturze

Proszę spojrzeć do gazet, w telewizor albo w internet. Zmarł żołnierz brygady pancernej pchnięty przez kogoś nożem poprzez graniczny płot. Dziś politycy i dziennikarze nie mają wątpliwości: został ugodzony nożem przez nielegalnego migranta. Czy są znane jakieś nowe ustalenia śledztwa? Jeszcze przed kilkoma dniami podejrzewano, że śmiertelny cios mógł zadać funkcjonariusz białoruskich służb. A może zbrodnię tę popełnił przewodnik, przemycający migrantów przez zieloną granicę? Już wiemy na pewno, że to nielegalny migrant? 

Jak za pewnik uchodzi, że nożem pchnął migrant, tak nikt już nie ma wątpliwości, że „haniebnie zakuci w kajdanki” przez żandarmerię żołnierze zostali potraktowani w ten sposób za to, że „oddali strzały ostrzegawcze”. Aczkolwiek jednemu z ministrów się wypsnęło, że „oddali strzały ostrzegawcze w kierunku nacierających migrantów”. W takim razie były to strzały ostrzegawcze (te ustawa zalicza do „wykorzystania broni palnej”) czy strzały w kierunku migrantów? Bo to wedle ustawy jest już „użyciem broni palnej”, a przy „użyciu” obowiązują inne rygory i procedury. Ponadto, jak się dowiadujemy z jeszcze innych relacji, strzały oddawane były w ziemię „pod nogi migrantów” i… rykoszetowały o płot. A jeśli rykoszetowały o płot, to znaczy, że wcześniej rykoszetowały od mchu porastającego ziemię w puszczy lub od krzaków borówek. Całość obrazu zamazuje jednak fakt, że tę niedobrą żandarmerię wezwała Straż Graniczna… 

Oburzenie powszechne: polityków wszystkich opcji, dziennikarzy, a na koniec opinii publicznej, wywołało to, że żandarmeria skuła żołnierzy w polskich mundurach! Faktycznie coś niebywałego! Tyle że żandarmeria to policja wojskowa. Obiektem jej działań porządkowych, konwojowych, często prowadzonych z użyciem środków przymusu bezpośredniego, są żołnierze. A oni są najczęściej w mundurach. Polskich. No bo jakich? 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

KAB-y, drony, REB-y

Walki w Ukrainie zmieniły obraz współczesnej wojny

Jednym z symboli wojny w Ukrainie stały się KAB-y, rosyjskie bomby, niektóre wyprodukowane jeszcze w latach 50. XX w., wyposażone w moduły szybująco-korygujące. Zrzucane są przez samoloty z odległości 40-60 km od celu i, korzystając z nawigacji satelitarnej, trafiają w niego z dokładnością do kilkudziesięciu metrów. Precyzja nie jest wymagana, gdyż wybuch 500, a nawet 1500 kg trotylu niszczy wszystko wokół. Uderzenie trzech KAB-ów ma siłę salwy dywizjonu artylerii. I nie ma przed nimi obrony. 

Podczas walk o Awdijiwkę Rosjanie zrzucili ponad 100 takich szybujących bomb i fizycznie oczyścili teren z ukraińskich żołnierzy, ułatwiając swoim grupom szturmowym zadanie. Ukraińcy, którzy przeżyli atak KAB-ów, byli albo ranni, albo niezdolni do walki.

Drugim symbolem wojny stały się drony, masowo używane przez obie strony konfliktu. W komunikatorze Telegram znajdziemy setki filmów ukazujących żołnierzy, na których spadają zrzucone z takich aparatów granaty lub pociski. Widać wybuch i rozrzucone na ziemi ciała. Ranni, którzy mniej ucierpieli, starają się uciec. 

W innych materiałach drony atakują pędzące drogami transportery opancerzone, ukryte w lasach czołgi, działa samobieżne i wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych. Jeden z najnowszych rosyjskich filmów dokumentuje atak drona na znajdujący się 60 km od linii frontu ukraiński samolot szturmowy, który stoi na jednym z lotnisk. 

Podobnych zdjęć nie pokazują stacje telewizyjne, a serwis YouTube niemal natychmiast kasuje takie materiały. W komunikatorze Telegram nie ma cenzury, dlatego stał się on głównym źródłem informacji o tym, co się dzieje na froncie, zarówno w Ukrainie, jak i w Rosji. 

Dzięki niemu możemy się przekonać, jak zmieniła się taktyka prowadzenia walk i że obie armie w ogóle nie były na to gotowe.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Wpuszczać czy strzelać

Hipokryzja na granicy.

Granica. Polska granica z Białorusią to dziś najgorętszy temat. Nie napływają stamtąd dobre wiadomości. W zasadzie nadchodzą same złe. Ostatnia – to śmierć polskiego żołnierza, ugodzonego nożem. Oficjalny komunikat, mimo że pisany urzędowym językiem, niesie wielki ładunek dramatyzmu. „Podczas podjętej interwencji żołnierz w stopniu szeregowego z 1. Warszawskiej Brygady Pancernej został ugodzony nożem w okolice klatki piersiowej, gdy blokował tarczą ochronną i własnym ciałem wykonany przez migrantów wyłom”. „Cios został zadany przez sprawcę z zaskoczenia, po przełożeniu ręki przez płot”.

Z informacji wiemy, że grupa migrantów próbowała przedostać się przez wyłom w ogrodzeniu granicznym i jeden z nich uderzył polskiego żołnierza nożem. Kto to był? Czy strona białoruska go wskaże? Pytanie jest zasadne, bo – jak wiemy z relacji – w grupach migrantów próbujących forsować płot są też osoby związane z białoruską władzą: przewodnicy, przemytnicy, Czeczeńcy… Wiele rzeczy pozostaje więc pod nadzorem tamtych służb. 

To nie koniec pytań, pojawiają się następne. Czy rzeczywiście dobrym pomysłem jest, by granicy bronili czołgiści? Czy byli należycie przeszkoleni? Odpowiednio wyposażeni?

6 czerwca dowiedzieliśmy się o śmierci polskiego żołnierza, a dzień wcześniej wyszło na jaw, że prokuratura chce postawić zarzuty dwóm polskim żołnierzom, którzy pod koniec marca oddali strzały ostrzegawcze, gdy grupa migrantów przeszła przez płot. 

„Wyprowadzono ich w kajdankach!” – to kolejny krzyk mediów… i polityków. I oczywiście mamy atak na „prokuratorów Bodnara”, którzy chcą karać żołnierzy za to, że bronili granicy. Ale sprawa ta, jak się okazuje, ma drugie dno. Szefem pionu wojskowego w Prokuraturze Krajowej jest Tomasz Janeczek. To prokurator ze stajni Ziobry, i to od lat. Był w grupie prokuratorów, która prowadziła sprawę Barbary Blidy, mogliśmy go usłyszeć na komisji sejmowej. 

Jeżeli ktoś wątpił, że w instytucjach państwa okopali się ludzie PiS i Ziobry, dla których walka z obecną władzą jest najważniejsza, ma pokazane czarno na białym, że powątpiewał niesłusznie.

Za chwilę więc wokół granicy wybuchnie polityczna bomba. I mniej więcej wiemy, jaki efekt ten wybuch wywoła. Że będzie jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej brutalnie. A może i bardziej krwawo. A już jest źle. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Na obronę granicy patrzmy szeroko

Powinniśmy podjąć operację o charakterze policyjnym, by zwalczać przemytników i tych, którzy zajmują się transportem uchodźców do Niemiec i na zachód Europy.


Gen. Mirosław Różański – generał broni Wojska Polskiego, doktor nauk o obronności, w latach 2015-2017 dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, senator XI kadencji.


Na wschodniej granicy codziennie coś się dzieje. Czy jesteśmy już w stanie wojny hybrydowej? A może to wydarzenia rozdmuchane przez media?
– Każdą dyskusję na ten temat zaczynam od rekomendacji, aby sięgnąć po konstytucję i przeczytać art. 5, który stanowi, że Rzeczpospolita strzeże niepodległości i nienaruszalności terytorium. To chyba jest fundament wszystkiego. Pyta pan, czy nienaruszalność granicy jest zagrożona, czy to już wojna hybrydowa. Tak, to jest wojna hybrydowa, która trwa już od kilku lat. I nie od 24 lutego 2022 r., zaczęła się zdecydowanie wcześniej. Jeśli obserwowaliśmy różne zjawiska i w Europie, i w wymiarze globalnym, mogliśmy ją dostrzec.

Jak?
– Ingerencja w wybory w Stanach Zjednoczonych, brexit, kraje bałtyckie… Nie było żołnierza, nie było aktu zbrojnego, ale okazuje się, że inne państwo ingeruje w strukturę naszego funkcjonowania. Także poprzez wpływanie na nastroje społeczeństwa. Poprzez farmy trolli itd. Wojna hybrydowa trwa. A jednym z jej elementów jest podsyłanie imigrantów. Dla Putina i Łukaszenki zachętą są doświadczenia z 2015 r., z tej wielkiej fali emigracji z Syrii, Afganistanu, z państw afrykańskich, która uderzyła w Europę. Wysyłają nam więc imigrantów, pośredniczą w ich przerzucie na nasze granice, żeby realizować cel związany z destrukcją Europy i jej struktur. 

A my nie potrafimy zareagować. Jak w Usnarzu Górnym – tam, na granicy polsko-białoruskiej, od sierpnia do października 2021 r. koczowało pod gołym niebem 32 Afgańczyków i Afganek, pilnowanych przez pograniczników polskich i białoruskich.
– Chyba w tym momencie przegraliśmy wojnę informacyjną. Ówcześnie rządzący nie potrafili rozwiązać problemu, ich jedyną reakcją było ograniczenie dostępu do informacji. To zostało wykorzystane przez stronę wschodnią jako skuteczne narzędzie pokazujące własnym społeczeństwom, jaki Zachód jest nieludzki. Moja rekomendacja była taka, że wszystkie możliwe agendy powinny być skierowane na granicę. Żeby pokazały, jak działa mechanizm, który wymyślono na Wschodzie, że to nie jest problem Polski, która nie chce zadbać o uchodźców, bo wtedy jeszcze mieliśmy czynne przejścia graniczne. Można tam było zgłosić potrzebę ochrony prawnej, wnioskować o azyl. Ci ludzie znaleźli się w dramatycznej sytuacji wbrew swojej woli, byli wręcz wywożeni do lasu, gdzie pokazywano im: tu jest droga na Zachód, i kazano iść.

Stali się narzędziem w różnych grach. Wschód pokazywał, że Polska jest nieludzka. A PiS prężyło się, jakie jest silne i twarde.
– Wysiłek władzy został skupiony na samej fizycznej blokadzie granicy. Interwencyjne rozwinięcie zasieków, tych z drutu ostrzowego, popularnej concertiny. Natomiast, jak obserwowałem, nie zajęto się przemytnikami, którzy w przeprowadzaniu ludzi zobaczyli dobry interes. Imigranci byli z granicy przewożeni na Zachód samochodami, jechali drogami. Co stało na przeszkodzie, by rozbudować system posterunków policji, które mogły być wzmocnione funkcjonariuszami z innych części kraju? Nie doszło do tego. Policjanci byli w Warszawie, pilnowali pomników.

I niektórych posesji.
– Kolejna rzecz – w rejon granicy zaczęto kierować wojsko. Zastanawiałem się, na czym rzecz polega. Mieliśmy do czynienia z fizycznym przekraczaniem granicy przez osoby w grupkach większych lub mniejszych. Tymczasem na granicę ówczesny minister kierował pododdziały czołgów i artylerii. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Rumunia buduje nową stolicę NATO

W kwestii bezpieczeństwa rumuńska klasa polityczna i społeczeństwo mówią jednym głosem

Niemieckie Ramstein powoli przechodzi do historii. Czas nauczyć się trudnej rumuńskiej nazwy Mihail Kogălniceanu. To obok tej miejscowości będzie się mieścić największa w Europie baza NATO. Serce paktu przybliży się do granic Rosji.

Ramstein znane jest niemal wszystkim. Dla wielu to jedynie wojskowa baza, gwarancja bezpieczeństwa dla naszej części świata, a nie nazwa geograficzna. Nic dziwnego, miasteczko od dziesięcioleci kojarzone jest jednoznacznie z największą w Europie bazą NATO i siedzibą USAFE – Dowództwa Amerykańskich Sił Powietrznych w Europie. 

Ośmiotysięczne Ramstein w Nadrenii-Palatynacie powstało z połączenia osad Ramstein i Miesenbach. Kto wie, jak potoczyłaby się jego historia, gdyby nie decyzja o budowie bazy NATO właśnie tam. 71 lat temu baza przykleiła się do ubogich, rolniczych wtedy terenów, a potem rozrosła do trudnych do wyobrażenia rozmiarów, pochłaniając ponad 1,4 tys. ha lasów i pól. 

Od 71 lat życie lokalnej społeczności jest zrośnięte z amerykańską bazą i jej lokatorami zza oceanu. Zarobione dolary wydają oni w miejscowych hotelach, restauracjach, sklepach. Wynajmują mieszkania, których ceny zaczynają się od 1,1 tys. euro na miesiąc. Baza to największy pracodawca w regionie. Zapewnia stałe pensje 2,4 tys. cywilów. 

Ale ta symbioza może się skończyć. Część Amerykanów już wkrótce zostanie przeniesiona do Rumunii – kraju w latach 1955-1991 należącego do Układu Warszawskiego. Kiedy niemiecka baza straci na znaczeniu, część mieszkańców Ramstein-Miesenbach zapewne odetchnie z ulgą. To ci narzekający na hałas i zamieszanie. Odetchną i tacy, którzy wierzą, że Ramstein to cel numer 1 Putina. Ale większość prawdopodobnie nie będzie zadowolona, że Jankesi powoli wywędrują na wschód, na rumuńskie wybrzeże Morza Czarnego.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Kraj, który nie kwitnie

Japonia to kurcząca się populacja, brak wiary w polityków oraz zagrożenia ze strony Chin, Rosji i Korei Południowej O tym, że rdzennych Japończyków jest coraz mniej, a struktura demograficzna tego społeczeństwa coraz bardziej przypomina odwróconą piramidę, pisze się i mówi od dziesięcioleci. Stwierdzenia tego typu nie działają jednak na wyobraźnię w takim stopniu jak konkretne liczby. Na początku kwietnia na łamach brytyjskiego dziennika „Financial Times” opublikowana została statystyka dowodząca, że populacja Japonii kurczy się w tempie 100

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Czas generałów, groźnych min, mediów korporacyjnych

Te uwagi będą chaotyczne, roztrzepane, pozornie odrębne. Ale nie dajmy się zwieść, te pola aktywności, paradebaty, gry politycznej nakładają się na siebie i tak naprawdę tworzą spójną opowieść. W 2022 r. przy którejś z autostrad zauważyłem nieznane mi wcześniej znaki drogowe w kolorze żółtym. Na tabliczkach widniały dwa schematyczne rysunki: czołgu i ciężarówki. Obok dozwolone prędkości tychże pojazdów, odpowiednio 50 i 70 km/godz. Od tego czasu widuję ich coraz więcej. Równocześnie, kiedy czytam o kolejnym zamordowanym („potrąconym”)

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

W oparach zimnej wojny

Coraz więcej – już ponad 2,4 bln dol. – świat wydaje na wojsko, wszędzie nazywając to obroną narodową Nie tylko kogoś troszczącego się o zrównoważony rozwój i poprawę warunków życia jak największej rzeszy ludzkości, lecz wszystkich myślących racjonalnie zastanawiać musi podkręcanie atmosfery drugiej zimnej wojny, bo z nią mamy do czynienia już od kilku lat, oraz towarzyszący jej wyścig zbrojeń. Coraz więcej – już ponad 2,4 bln dol. – świat wydaje na wojsko,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

NATO bez USA?

To niekoniecznie science fiction Amerykańska polityka, biorąc rzecz w uproszczeniu, od bardzo dawna oscyluje między dwoma biegunami: internacjonalistycznym i izolacjonistycznym. Druga połowa XX w. oraz wiek obecny przyzwyczaiły nas, że w Ameryce dominuje nurt internacjonalistyczny, którego polityczni orędownicy wzięli udział w zimnej wojnie, wygrali ją, a następnie uczynili z USA hegemona światowego. Krótki przerywnik w ich zwycięskim pochodzie stanowiły – zresztą tylko do pewnego stopnia – rządy Donalda Trumpa. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.