Polecamy „Tam gdzieś musi być niebo” w reżyserii Elii Suleimana – pełną empatii, humoru i głębokiego humanizmu opowieść o palestyńskiej tożsamości i próbie ucieczki od niej.
Główny bohater filmu, w którego rolę wciela się sam reżyser, przestaje się czuć komfortowo w rodzinnym Nazarecie. Niewinne scysje z sąsiadem, niepokojące akty wandalizmu i narastająca agresja sprawiają, że dojrzewa w nim myśl o wyjeździe.
Nowego życia i alternatywy dla swojej ojczyzny szuka najpierw w Paryżu, później w Nowym Jorku. Nie jest to jednak łatwe, gdyż myśli o Palestynie prześladują go niemal na każdym kroku, a kusząca wizja świeżego startu zamienia się w komedię pomyłek. Podobną, jaką dla bohatera jest filmowy biznes, który przez Suleimana został tu sportretowany w groteskowy sposób.
„Tam gdzieś musi być niebo” to powrót palestyńskiego reżysera po dziesięcioletnim artystycznym milczeniu. Nazywany przez wielu spadkobiercą Bustera Keatona czy Jacques’a Tati, tworzy autoironiczną opowieść o tożsamości, przynależności, pojęciu domu.
Film został uhonorowany Nagrodą Specjalną Jury podczas ostatniego festiwalu w Cannes, a ponadto jest palestyńskim kandydatem do Oscara 2020.
Nazaret znajduje sie raczej na terenie ISTNIEJACEGO panstwa Izrael ,a nie wymyslonego panstwa palestynskiego.