Teatr wył, ryczał, klaskał, tupał

Teatr wył, ryczał, klaskał, tupał

Helena Modrzejewska fot. Wikipedia

Helena Modrzejewska miała większe ambicje. Pragnęła, aby jej debiut od razu stał się wielkim wydarzeniem kulturalnym Po krótkim pobycie w Nowym Jorku, który Helenę bardzo rozczarował jako miasto brudne, hałaśliwe i przepełnione reklamami, podróżnicy udali się do San Francisco. Tamtejsza gazeta poinformowała czytelników, że „hrabia i hrabina Bozenta z Polski przybyli na ziemię kalifornijską dla poratowania zdrowia hrabiny, która wycofała się ze sceny”. Chłapowski wcale nie był hrabią, ale ten fikcyjny tytuł nieźle sprawdził się marketingowo, bardzo imponując snobistycznym Amerykanom. (…) Modrzejewska nie miała zamiaru grać po polsku, ale niestety okazało się, że jej wyuczonej w Warszawie angielszczyzny nikt tutaj nie rozumie. Wina leżała prawdopodobnie po stronie nauczycielki – pół Angielki, pół Francuzki. Kolejna, już miejscowa nauczycielka, okazała się nie lepsza, próbując wpoić Helenie ciężki akcent niemiecki, i dopiero panna Jo Tucholsky, młoda dziewczyna żydowskiego pochodzenia, która wychowała się w Ameryce, zdołała naprawić szkody poczynione w czasie tych wszystkich lekcji. W Anaheim u stóp gór Santa Ana, gdzie czekała wynajęta farma, gospodarował przybyły tam wcześniej Sienkiewicz. Miejscowość liczyła około tysiąca mieszkańców, przeważnie Niemców i polskich Żydów, ale też Francuzów, Irlandczyków, Chińczyków oraz „miejscowych”, czyli Meksykanów i Indian. Było to typowe miasteczko amerykańskie tamtej doby, powstałe przed kilkunastu laty wprost na stepie, teraz mające dworzec kolejowy, porządne hotele, sklepy, kościoły protestanckie oraz niedużą kaplicę dla katolików. (…) Gospodarstwo, wzięte przez Chłapowskiego w dzierżawę, składało się z budynków dla zwierząt hodowlanych, czyli stajni, obory i kurnika, ogrodu, w którym rosły drzewa pomarańczowe, oraz 11-morgowej winnicy. Było też nieduże poletko, na którym przybysze od razu zasiali kukurydzę i jęczmień. Czynsz nie był wysoki, ale zakupienie inwentarza wraz ze sprzętem potrzebnym do jego obrządzania pochłonęło większość pieniędzy pozostałych po opłaceniu kosztów podróży. Skąd Chłapowski miał na to środki? Z wyprzedaży ruchomości, których nie dało się zostawić w Polsce, może z jakichś oszczędności Heleny, ale przede wszystkim dzięki rodzinnym podziałom majątkowym po śmierci jego najmłodszego brata Alojzego. Anaheim od początku traktował jako etap przejściowy, myśląc, że gdy trochę się na nim dorobi, kupi własną posiadłość gdzieś w górach. Oboje przez cały czas planowali dla Heleny karierę teatralną. (…) • Starania o przyjęcie do teatru Helena zaczęła z opóźnieniem. Chciała mieć pewność, że jej akcent jest nareszcie prawidłowy, ponadto trudno jej było uzyskać przesłuchanie u szalenie zajętych dyrektorów California Theatre. Miała zresztą podejrzenia co do traktowania jej jak damy z towarzystwa, której zachciało się występować na scenie i którą trzeba jak najszybciej do tego zniechęcić. Dopiero w maju 1877 r., a więc po prawie półrocznym pobycie w San Francisco, poproszono ją o zaprezentowanie ostatniego aktu „Adrienne Lecouvreur”. Kwestie innych aktorów czytała z egzemplarza nauczycielka Heleny, Jo Tucholsky. Należy wspomnieć, że Modrzejewska uczyła się tej roli metodą mechaniczno-pamięciową, czyli dopóty powtarzała jedną stronę tekstu, dopóki nauczycielka nie uznała, że jej wymowa jest niemal bezbłędna, po czym przechodziły do następnej strony. Później następowało wypowiadanie tekstu z pamięci. Przysłuchujący się Amerykanie – dyrektor teatru John McCullough i jego zastępca Barton Hill – nie kryli zachwytu, ostateczny werdykt zaś brzmiał: „Może pani występować choćby od dzisiaj!”. Ale Helena miała większe ambicje. Pragnęła, aby jej debiut od razu stał się wielkim wydarzeniem kulturalnym, dlatego postanowiła dać sobie jeszcze trochę czasu, choć straszliwie potrzebowała pieniędzy. Na życie podczas bezrobocia (farma nie przynosiła prawie żadnych dochodów) zastawiła przywiezione z Polski srebra i stare koronki, mimo to często bywali z Dolciem po prostu głodni, brakowało nawet na herbatę z sucharkiem. Uczyła się jednak nieustannie, uczyniwszy jednocześnie postanowienie, że wszędzie, gdzie przyjdzie jej występować, jeden wieczór poświęci na zagranie Amerykanom monologu Ofelii po polsku. Dlaczego? „Żeby tym zarozumiałym Jankesom pokazać, że i my coś umiemy, i żeby nie zapominano, jakiej narodowości jestem”. Nie mogła przewidzieć efektu, o którym za chwilę będzie mowa. Wynikła jeszcze sprawa pseudonimu. Modrzejewska najchętniej zachowałaby obecne nazwisko, ale nie wymówiłby go żaden Amerykanin. Zaplanowane na sceny niemieckie i francuskie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 47/2018

Kategorie: Kultura