Ślązacy wyjeżdżający do Niemiec musieli zostawić państwu swoje domy. Przez niedbalstwo urzędników na Opolszczyźnie wiele osób może teraz stracić majątek W przeddzień wejścia Polski do Unii Europejskiej wywodzący się z mniejszości niemieckiej starosta strzelecki, Gerhard Matheja, zdjął z urzędu powiatowego godło narodowe. Opolszczyzna trafiła na czołówki gazet. Kilka dni później w księgarniach pojawił się „Glosariusz regionalny”, którego autor potraktował Śląsk jako część Niemiec pod tymczasowym zarządem Polski. Wydawca stwierdził na stronie tytułowej, że patronat nad publikacją sprawuje Urząd Marszałkowski w Opolu. Marszałek i zarząd województwa natychmiast temu zaprzeczyli, ale doniesienia z Opolszczyzny znów stały się medialnym newsem. Jakby tego było mało, opinią publiczną wstrząsnęła pod koniec maja kolejna sensacja: Ślązacy, którzy w czasach PRL-u emigrowali do Niemiec, będą teraz odzyskiwać utracone posiadłości. O swoje upomniała się właśnie dawna mieszkanka Głogówka, a Sąd Rejonowy w Prudniku tak poprowadził sprawę, że błahe na pozór postanowienie spadkowe może wywołać prawniczy i polityczny skandal. Psychoza narasta. W internetowym wydaniu „Angory” ukazał się ostatnio list mieszkańca Opolszczyzny: „Naszą integrację z UE odczuliśmy z rodziną już na drugi dzień po akcesji. Mieszkamy w domu, w którym przed II wojną światową żyli tzw. autochtoni. Rano przed furtką naszej posesji ujrzeliśmy potomków właśnie owych dawnych mieszkańców. Wyraźnie interesowali się stanem technicznym domu, stanem obejścia, żywo komentując zmiany, które tu zaszły. Dwa dni później dowiedziałem się, że naszą miejscowość odwiedziło w tym dniu około 200 osób pochodzenia niemieckiego, ale tylko około 20 zostało wpuszczonych do miejscowych posesji. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ problem, który zaczyna się od niewinnych niby-odwiedzin, kończy się narastającą falą pism od Niemców wzywających nasze gminy do zwrotu „niesłusznie zagarniętych i przekazanych Polakom gruntów i nieruchomości””. Choć redakcja zapewnia, że zna personalia nadawcy listu, czytelnik nie dowie się, czy anonimowy Waldek z anonimowej wioski opisał fakty, czy tylko plotki, które mnożą się w atmosferze rzeczywistych incydentów na Śląsku Opolskim. – Cóż w tym nagannego, że obywatele Niemiec chcą po latach zobaczyć domostwa swoich rodziców? – pyta retorycznie Marek Świetlik, dyrektor Wydziału Rozwoju Regionalnego w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim. – Jeśli ludzie mają uregulowane w księgach wieczystych prawo własności, nikt nie może odebrać im domu, a nasze wejście do Unii Europejskiej jedynie to prawo umocni. Problem tkwi właśnie w uregulowaniach. Ślązacy, którzy w latach powojennych emigrowali do Niemiec, musieli bezwzględnie zrzec się polskiego obywatelstwa. Jeśli przed wyjazdem nie sprzedali majątku, przechodził on automatycznie na rzecz skarbu państwa. Takie uprawnienie dawał ludowej władzy dekret Bieruta, a od 1961 r. stosowna ustawa. Nie wiadomo jednak, ile z ponad 1,5 mln nieruchomości na Opolszczyźnie posiada księgi wieczyste odzwierciedlające stan faktyczny, a w ilu – przez niedopatrzenie, a może umyślne działanie – jako właściciele figurują nadal ludzie, którzy z prawa własności dawno temu dobrowolnie zrezygnowali. – Ówczesny aparat urzędniczy często nie przywiązywał wagi do drobiazgów, bo żył w przekonaniu, że kiedyś i tak wszystko będzie państwowe – mówi dyr. Świetlik. – Dlatego właśnie mamy dzisiaj głośny na cały kraj incydent w Głogówku. Zamęt w składzie kapeluszy W 1976 r. do niewielkiego Głogówka przyjeżdża z Ostrowa Wielkopolskiego młode małżeństwo, Benedykt i Barbara Prykowie. Wynajmują od Gertrudy Golby parter dwupiętrowej kamienicy, który przysposabiają na zakład modniarski. Ślązaczki z okolic zjeżdżają do nich po wykwintne nakrycia głowy. Na brak klientek nie narzekają, bowiem noszenie kapeluszy to uświęcona wiekami tradycja w tym rejonie. Barbara w najlepszym okresie zatrudnia trzy uczennice, które przygotowuje do zawodu. Dwa lata później w rodzinie Pryków przychodzi na świat syn Przemysław. Właścicielka zakładu ma nadzieję, że kiedyś właśnie jemu przekaże rodzinny interes. W 1980 r. spełnia się marzenie Gertrudy Golby, która po długich staraniach otrzymuje zgodę na stały wyjazd do Republiki Federalnej Niemiec. 29 kwietnia wraz z córką Ingeborg zrzeka się obywatelstwa polskiego, występując w tej sprawie z wnioskiem do ówczesnej Rady Państwa PRL. Dwupiętrowa kamienica przy ulicy Świerczewskiego (obecnie Zamkowej), zgodnie z ówczesnym prawem, przechodzi na własność skarbu państwa. Prykowie płacą odtąd czynsz Zakładowi Gospodarki Komunalnej









