Turysta. Ale jaki!

Turysta. Ale jaki!

No i teraz oburzać się czy klaskać? Bo z takiej kategorii jest nominacja Krzysztofa Grzelczyka na stanowisko ambasadora RP w Macedonii Północnej.

Najpierw oklaski. Otóż zapytano go, dlaczego idzie na tego ambasadora, skoro nigdy nie pracował w dyplomacji (był dwa razy konsulem) i nigdy nie zajmował się Bałkanami. Na co Grzelczyk odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „Znam Bałkany z pozycji turysty, bo na żadnej misji tam nie byłem, tak to wygląda”. Wielkie zatem brawa dla naszego bohatera za jasne postawienie sprawy: nie zna się na tym, co będzie robił, ale robił w życiu tyle rzeczy, że może i to.

Historia Krzysztofa Grzelczyka jest barwna i dowodzi przynajmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze, że warto zaangażować się w politykę, bo zawsze będzie się miało kolegów, którzy pomogą. Po drugie, że MSZ to zasób synekur, taka kasa zapomogowa dla zasłużonych.

Ta polityka, o której wspomnieliśmy, dopadła Grzelczyka jeszcze na studiach. Działał w Studenckim Komitecie Solidarności we Wrocławiu, potem w NZS. No i podczas stanu wojennego był internowany. Potem w 1985 r. wyjechał do Kanady. Ale tam się nie zakotwiczył, więc w roku 1992 wrócił do Polski.

Od tego czasu rozpoczęła się jego kariera na różnych kierowniczych, dyrektorskich stanowiskach w rozmaitych instytucjach, które łączyło jedno – ich obsada zależała od polityków. Pracował zatem w dolnośląskim urzędzie marszałkowskim, był w Urzędzie Miejskim Wrocławia dyrektorem Biura Współpracy z Zagranicą, a potem już związał się z PiS i było mu łatwiej. Za pierwszego PiS był wojewodą dolnośląskim. Gdy tamto PiS upadło, został zastępcą dyrektora wrocławskiego oddziału IPN. W 2015 r. startował z listy PiS do Senatu. Przegrał. To jednak otworzyło mu inne drogi – bo najpierw został kierownikiem wydziału konsularnego w Londynie, a potem, w latach 2017-2021, konsulem generalnym w Toronto.

I tak dotrwał do emerytury. Ale widocznie uznał, że sił mu nie brakuje – więc MSZ pochyliło się nad losem 65-latka, oferując mu placówkę. Być może w małym kraju, być może małą, ale też, nie czarujmy się, działacz z tego Grzelczyka niewielkiego formatu.

Z punktu widzenia MSZ jego nominacja jest bez sensu, to pieniądze wyrzucone w błoto. Bo jak nazwać ambasadorską nominację dla człowieka, który nigdy w dyplomacji nie pracował, zaliczył tylko dwie placówki konsularne i nigdy nie zajmował się sprawami państw bałkańskich? Do tego, co także wiadomo, niczego już się nie nauczy, niczego do MSZ nie wniesie – bo urodził się w roku 1957, ma ukończone 65 lat i to jest jego pierwsza i ostatnia placówka. Jedzie tam, by podreperować sobie samopoczucie, ewentualnie domowy budżet.

Jest w tym jakaś przewrotność historii. Grzelczyk, gdy był młodzieńcem, zapewne oburzał się na system nomenklatury, na to, że partyjne koneksje są ważniejsze niż umiejętności, na Polskę dla kolegów i dla plebsu. I proszę, jak owo oburzenie skonsumował…

Wydanie: 2022, 52/2022

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy