Tutsi idą na wojnę

Tutsi idą na wojnę

Masakra plemion afrykańskich może się powtórzyć Mordercy przyszli w nocy. Podpalili namioty, strzelali do uciekających, rzucali granaty. Dzieci i kobiety dobijano maczetami. Gdy wzeszło słońce, w obozie dla uchodźców w Gatumba w Burundi leżało ponad 160 zmasakrowanych zwłok. Do ataku na obóz uchodźców w Gatumba, około 30 km od stolicy Burundi, Bużumbury, przyznali się burundyjscy rebelianci ze zdominowanej przez plemię Hutu organizacji FNL (Front Wyzwolenia Narodowego). Naoczni świadkowie twierdzą jednak, że bojówkarze FLN przeprowadzili natarcie na pobliską bazę armii rządowej, natomiast rzeź uchodźców jest dziełem kongijskich wojowników z plemienia Mai-Mai oraz ukrywających się w Demokratycznej Republice Konga (dawnym Zairze) ekstremistów z ludu Hutu, byłych żołnierzy armii rwandyjskiej. Sekretarz generalny ONZ, Kofi Annan, ostrzegł w końcu sierpnia, że przymierze radykalnych grup kongijskich i rwandyjskich oznacza niebezpieczeństwo dla całego regionu. Komentatorzy i politycy biją na alarm – potworny konflikt, który szalał w afrykańskim regionie Wielkich Jezior, może się powtórzyć. W ciągu ostatnich 10 lat pochłonął on około 4 mln ludzkich istnień. Była to w skali globalnej największa rzeź od czasów II wojny światowej. Ale o dramacie, rozgrywającym się w sercu Czarnej Afryki, media zazwyczaj milczą. Jego przyczyny i przebieg są tak skomplikowane, że można je przedstawić tylko w ogólnych zarysach. Nie jest pewne, kim byli bojówkarze, którzy wymordowali uchodźców w Gatumba. Wiadomo jednak, że kierowała nimi nienawiść do ludu Tutsi (Banyamulenge to Tutsi zamieszkujący wschodnią część ogromnej Demokratycznej Republiki Konga). Na miejscu masakry napastnicy zostawili ulotki, podpisane przez „organizacje rwandyjskie, burundyjskie i kongijskie, walczące z kolonializmem Tutsi”. Ten ostatni lud we wszystkich krajach regionu stanowi mniejszość (w Rwandzie i Burundi – około 15% ogółu mieszkańców), jednak odgrywa bardzo poważną, niekiedy kluczową rolę. W Bużumburze i Kigali (stolicy Rwandy) Tutsi wciąż tworzą elitę władzy. Byli tradycyjnie narodem panującym w krajach Wielkich Jezior. Według powszechnie przyjętego stereotypu, Tutsi to wysocy, szczupli pasterze i wojownicy o długich nosach, panujący nad krępymi, przysadzistymi rolnikami z plemienia Hutu. W rzeczywistości wielu Tutsi trudni się rolnictwem, oba ludy mówią tym samym językiem, wyznają przeważnie tę samą religię, a różnice w wyglądzie, jeśli kiedykolwiek istniały, w znacznym stopniu się zatarły, także w wyniku małżeństw mieszanych. W feudalnych królestwach Rwandy i Burundi wieśniacy Hutu w zamian za prawo uprawiania ziemi musieli służyć Tutsi, swoim panom. System ten przejęli kolonizatorzy – Niemcy, a zwłaszcza Belgowie, którzy stworzyli swoisty apartheid. W wydawanych krajowcom paszportach zawsze zaznaczali przynależność plemienną. Dopiero na krótko przez rozpoczęciem dekolonizacji Belgowie doszli do wniosku, że postępują niesprawiedliwie, i zaczęli faworyzować Hutu. Na skutek polityki białych kolonizatorów przepaść między dwoma ludami stała się jednak bardzo głęboka, nienawiść podsycały zaś panujące w Burundi i Rwandzie silne przeludnienie i nieustanna walka o ziemię. Kiedy w 1962 r. przyszedł czas niepodległości, władzę w Burundi przejęli wojskowi Tutsi i sprawują ją do dziś. W Rwandzie Hutu zdołali chwycić za ster. Burundyjscy Tutsi usiłowali przyjść ze zbrojną pomocą rwandyjskim ziomkom, lecz ponieśli klęskę. W wyniku walk w Rwandzie 250 tys. Tutsi zbiegło do południowej Ugandy, gdzie istnieje silna społeczność miejscowych Tutsi, zwanych Hima. W 1973 r. w Rwandzie władzę przejął gen. Juvenal Habyarimana, który utworzył monopartyjną, faworyzującą Hutu dyktaturę i bezpardonowo tłumił wszelkie rozruchy. Lecz uchodźcy Tutsi w Ugandzie powołali zbrojną organizację, Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF), na której czele stanął Paul Kagame. RPF walnie przyczynił się do tego, że Yoweri Museveni, Tutsi-Hima, został prezydentem Ugandy. Wdzięczny Museveni udzielał rwandyjskim rebeliantom wszelkiej pomocy, uczynił Kagame szefem swego wywiadu wojskowego. Oddziały RPF wdarły się do Rwandy i podeszły pod stolicę. Zagrożeni utratą władzy wojskowi i politycy Hutu zaczęli przygotowywać masakrę Tutsi. Iskrą, która spowodowała wybuch, stał się zamach z 6 kwietnia 1994 r. Nieznani do dziś sprawcy zestrzelili wtedy samolot, w którym zginęli prezydenci Rwandy i Burundi. Był to sygnał do przerażającej rzezi. W ciągu zaledwie 10 tygodni bojówkarze Hutu wymordowali od 500 do 800 tys. ludzi, przeważnie Tutsi. Społeczność

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 37/2004

Kategorie: Świat