Pieniądze na wydanie płyty udało mi się zebrać w serwisie internetowym w trzy miesiące i trzy dni – Jesteś pierwszą w Polsce artystką, która wydała płytę niestandardowo, poprzez niezależną holenderską wytwórnię Sellaband.com. Skąd pomysł, aby próbować swoich sił w muzyce w ten sposób? – Sellaband.com jest serwisem internetowym. Artyści umieszczają w nim swoje utwory, a słuchacze inwestują. Bardzo spodobała mi się taka bezpośrednia konfrontacja ze słuchaczami. Każdy może zarejestrować się na stronie i kupić tzw. parts – jedna kosztuje 10 dol. i dostaje się za to limitowaną edycję płyty, kiedy już zostanie nagrana. Można kupić dowolną liczbę takich cegiełek, potem w zależności od zainwestowanej kwoty otrzymuje się odpowiednią część zysków ze sprzedaży. Ważną rzeczą jest, że dopóki artysta nie zbierze 50 tys. dol., można w każdej chwili swoje udziały wycofać. Jeżeli artyście uda się zebrać 50 tys. dol., Sellaband przydziela mu A&R managera, osobę, która pomaga zarządzać budżetem – rezerwuje studio, rozmawia z producentem i ogólnie decyduje o tym, jak te dolary wydać, z tym że mniej więcej połowa tej sumy jest od razu zamrożona na wytłoczenie płyt, opłacenie praw autorskich itd. Moim A&R managerem został Lars Grewe, z którym współpracuję do dziś. Po nagraniu Sellaband wydaje płytę w swoim serwisie i internecie, a zyski ze sprzedaży dzielone są z inwestorami. Mnie udało się zebrać potrzebną sumę w trzy miesiące i trzy dni. Zainwestowało we mnie 657 osób z całego świata. Dzięki temu powstał album „It might like you”, który 12 czerwca zostanie wydany w Szwajcarii, Austrii i Niemczech. – Czy próbowałaś zainteresować sobą wytwórnie w Polsce? – Nie rozsyłałam płytek demo do wytwórni ani w Polsce, ani za granicą. Z góry założyłam, że tworzę przede wszystkim dla siebie, a jeżeli po drodze ktoś się tym zainteresuje, to wtedy zobaczymy. Niespecjalnie interesuje mnie jakakolwiek scena – rockowa, punkowa, polska czy niemiecka. Wolę ludzi, którzy robią swoje niezależnie od tego, gdzie się ich postawi. – Długo pracowałaś nad tą płytą? Podobno sama piszesz teksty. Komponujesz też sama? – Nie tylko piszę teksty i komponuję, ale tak naprawdę myślę o utworze całościowo, więc również sama aranżuję, czuwam nad brzmieniem, dbam też o stronę wizualną. Nad płytą „It might like you” pracowałam w sumie około roku, jednak była to praca etapowa. Najpierw oczywiście powstawały kompozycje, bardzo luźno rozrzucone w czasie, potem około trzech miesięcy zajęło mi zaaranżowanie utworów na pianino, kwartet smyczkowy i czasem perkusję. Przed samym nagrywaniem dużo ćwiczyliśmy z zespołem, żeby dopracować dynamikę i kwestie wykonawcze. Samo nagranie zajęło około dziesięciu dni, piosenki zostały zarejestrowane na żywo w studiu, gdzie cały zespół grał i śpiewał równocześnie. – Śpiewasz po angielsku, w obcym języku śpiewa się łatwiej? – Inaczej. Melodyka języka jest bardzo ważnym elementem definiującym charakter utworu. Używam angielskiego, bo ten język najlepiej pasuje do wizji muzyki, którą chciałabym wykonywać. n Zapewne masz świadomość, że trudniej będzie ci dotrzeć do starszych słuchaczy. Zależy ci, aby zaistnieć na naszym rynku, czy raczej nastawiasz się na słuchaczy za granicą? – Nie myślę w takich kategoriach. Dla mnie muzyka jest czymś, co wypływa z wewnętrznej potrzeby. Najpierw tworzę, a potem myślę, jak można dotrzeć do słuchacza. Zresztą nie uważam, żeby język był barierą nie do przeskoczenia – w samej muzyce są emocje, melodia często wystarcza, aby poruszyć czy zainspirować wyobraźnię. – Zastanawiasz się, kim są twoi słuchacze? Myślisz o tym, dla kogo chciałabyś tworzyć muzykę? – Moja publiczność jest różnorodna – od bardzo młodych ludzi po całkiem wiekowych, o różnym pochodzeniu, zróżnicowanych gustach muzycznych. Dostaję pozytywny odzew od ludzi z tak odległych czasem od siebie światów, że nie można ich jednoznacznie scharakteryzować jako grupy. Kiedy komponuję, nie myślę o „grupie docelowej”, chcę po prostu coś wyrazić, zgłębić jakiś interesujący mnie motyw. – W 2008 r. wystąpiłaś na festiwalu Overlive w Portugalii, na początku maja br. byłaś w Japonii, a ostatnio koncertowałaś w Berlinie. Jak doszło do tych koncertów? – Współpracuję z managementem w Berlinie i dość
Tagi:
Dagmara Biernacka